sobota, 13 października 2012

21. Lock Heaven

       Obudziła się z głową opartą na zimnej szybie. Chłód drażnił jej policzek. Spojrzała przez okno. Jechali po wyboistej, asfaltowej drodze, która prawdopodobnie nie była remontowana odkąd ją wybudowano. Gęste, stare, pensylwańskie lasy przepuszczały niewiele światła. Promienie słońca przecinające smugami niewielkie fragmenty lasu, tworzyły wręcz magiczny krajobraz. Przyglądała mu się, próbując ustalić to, co zdarzyło się na parkingu. Nie mogła przypomnieć sobie, kim mogła być właścicielka głosu i czego mogłaby od niej chcieć.
- Jak się czujesz ? - usłyszała kojący głos Willa. Spojrzała na niego. Siedział po przeciwnej stronie, a jego brązowe oczy wpatrywały się w nią uważnie.
- Dobrze - odpowiedziała lekko zachrypniętym głosem.- Daleko jeszcze ? - zapytała, jednocześnie wyciągając wodę spod siedzenia. 
- Nie, już prawie dojeżdżamy - powiedział surowym głosem Gryffin, wpatrując się w nią w górnym lusterku.- Nie jestem tylko pewny tego czy dobrze jedziemy. Od ponad godziny nie minęliśmy żadnej miejscowości.- Sara uśmiechnęła się pod nosem.
- A więc jedziemy w bardzo dobrym kierunku - odpowiedziała uśmiechając się krzywo.
Gryffin zjechał na trawiaste pobocze, wyłączył silnik i odwrócił się do dwójki towarzyszy. Utkwił zimne spojrzenie w Sarze.   
- Co to było do cholery ? - dziewczyna spojrzała na niego pytająco- To na parkingu. Co ci tam odwaliło ? Czemu zemdlałaś ?
- Uspokój się Gryffin. Dostałam ostrzeżenie to wszystko.- spojrzała na niego najpewniej jak potrafiła.
- Ostrzeżenie od kogo ? Od Łowców wiedzą, że tu jesteśmy ?! - wbił w nią nienawistne spojrzenie.  
- Nie od nich. Inaczej by nas już tu nie było. Nie wiem kto to był, zapewne miejscowy. Na pewno Ci co tu mieszkają mają swoich strażników, tak jak my. A jak sam wiesz, jestem dość popularna.- wzięła głębszy wdech i spojrzała na niego na tyle dobitnie,  by tylko uwierzył w jej słowa,  ale prawda jest taka, ze nie miała pojęcia kim jest ta dziewczyna.
- Kłamiesz - powiedział spokojnie, patrząc prosto w jej oczy.- Wiem, ze kłamiesz.
- A skąd ty...?!
- Bo za bardzo się starasz abym Ci uwierzył.-  uśmiechnął się do niej zjadliwie i odwrócił się na siedzeniu kierowcy. Po kilku sekundach ciszy silnik zamruczał.
    Jechali nie odzywając się do siebie, cicho grające radio co chwilę traciło zasięg i zaczynało wydawać ten irytujący dźwięk trzaskania. Był to znak, ze już się zbliżają. Siedziała lekko skulona, pocierając dłonią nadgarstek, denerwowała się. Zastanawiała się czy on wciąż tam mieszka.
- Dlaczego ciągle to robisz ? - wzdrygnęła się na dźwięk ciekawskiego głosu Willa, który zabrzmiał niebywale głośno. 
- Co robię ? - spojrzała na niego zdezorientowana, nie będąc pewna czy wcześniej o czymś nie rozmawiali.
- Nic szczególnego. Po prostu zastanawia mnie, dlaczego zawsze pocierasz ten nadgarstek gdy się denerwujesz, albo myślisz - Sara spojrzała na niego zaskoczona jego spostrzegawczością i zaśmiała się cicho o wiele szczerzej niż się spodziewała.
- Mam taki nawyk od dawna, kiedyś nosiłam tu taką srebrną bransoletkę. Zawsze się nią bawiłam, gdy myślałam, martwiłam się, albo chciałam powspominać. Miałam na niej taką szczególną przywieszkę. Taki medalik. To był prezent od taty na moje 8 urodziny.- Sara uśmiechnęła się ciepło patrząc na nadgarstek, po chwili jednak na powrót posmutniała, a jej twarz przyozdobiła ta sama maska.
- Tak pamiętam ją. Miałaś ją gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. Co się z nią stało ?- usłyszała jak Gryffin nie spokojnie poruszył się na przednim siedzeniu. Spojrzenie Sary i O'Connera skrzyżowało się w lusterku. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok i wzruszyła ramionami.
- Niestety straciłam ją. Szukałam ją wielokrotnie, wracałam do tego miejsca, ale przepadła.- odwróciła twarz w stronę okna. Usłyszała ciche krząknięcie bruneta. 
- Chyba dojechaliśmy. Musisz nam teraz powiedzieć gdzie mamy jechać dalej.
Minęli szarą, powitalną tablicę. Wszyscy spojrzeli przez okno. Po lewej stronie drogi był ogromny wodospad z tarasem widokowym. Hektolitry wody opadały z głośnym hukiem, a kłęby pary unosiły się nad drogą, tworząc mgłę.  Wynurzając się z oparów zaczęli zjeżdżać ze zbocza góry w dolinę. Małe miasteczko otoczone było z każdej strony zielonymi górami. Zabudowania tworzyły jakby dwie wyspy, przedzielone szeroką rzeką.
- Wow. Wygląda nieźle.- wyjąkał Will.- Nie sądzicie, że jeszcze tylko brakuje tęczy, górującej nad całym tym miejscem. Może w tedy to miasto nazywało by się Sugar Heaven.

- Tak Will, a ty byłbyś burmistrzem tego miasta. Głoszącym hasła polityczne : Cukierki dla wszystkich, tęcza gratis za każdy głos.- Gryffin odwrócił się patrząc na niego z powagą i rozbawieniem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie no, ale poważnie jak można tutaj mieszkać? Nie mdli was choć trochę- Gryffin spojrzał na sylwetki towarzyszy odbijające się w górnym lusterku. Wjeżdżali już do miasteczka. Każdy dom był tu kolorowy, a jeżeli był z cegły to miał jakiś dach w bajecznym kolorze. Przy każdym ważniejszym miejscu i sklepie powiewała flaga U.S.A. lub Pensylwanii. Ludzie chodzili po mieście spokojnym krokiem, uśmiechając się do siebie.
- Może jest to takie słodkie miasteczko, ale spójrz na swój telefon Gryffin. Im bliżej jesteś gór tym mniejszy masz zasięg. Radio nie odbiera od jakichś 20 minut. To miejsce to bardzo dobra kryjówka- Sara spojrzała na niego z wyższością.
- Mieszkałaś tu kiedyś ?- zapytał Will.
- Nie. Byłam tu tylko raz. Jakieś 2 lata temu.
- Myślisz, ze on wciąż tu mieszka ?         
- Mam taką nadzieję Will.- spojrzała na niego pewnym wzrokiem, starając się usunąć z niego wszelką wątpliwość.-  Skręć w tą górną ulicę za uniwersytetem - dodała szturchając Gryffina.
        Jechali parę metrów pod górę, a potem skręcili w drogę ułożoną z ogromnych betonowych płyt. Po kilkunastu metrach płyty zanikły i wjechali na grząską, bagienną drogę.
- Chyba zabłądziliśmy - powiedział niepewnie Will, patrząc z nadzieją na Sarę.
- Nie. Pamiętam tą drogę. Zaraz będzie zakręt w lewo odgrodzony bramą zakazującą wjazdu, ze względu na roboty górnicze na tym terenie.
- Tu coś robią ? Nie wygląda mi to na okręg górniczy. Mówiłem wam zabłądziliśmy. Lepiej zawróćmy zanim ugrzęźniemy już całkiem w tym bagnie.- Will zmierzył Sarę spojrzeniem, a potem odchylił głowę na fotelu.- Tylko, zebym potem nie mów...
- Jest !- krzyknęła Sara.- Jest brama, musimy się tam tylko dostać.
- Jak niby ? Mamy ją wyważyć ? Co za idiota w ogóle mieszka w takim miejscu - Sara zmierzyła Gryffina zimnym spojrzeniem.
-  O'Conner mieszkasz w starym grobowcu na środku pustyni, już ty najmniej powinieneś dyskutować w tym temacie.
Sara otworzyła drzwi auta i zeskoczyła na drogę. Jej ciężkie glany uderzyły o błoto, rozpryskując je dookoła. Podeszła do bramy, człapiąc ciężko i co chwilę grzęznąc w co raz większym błocie. Chwyciła kłódkę i szarpnęła łańcuchem. Nawet nie drgnął. Objęła dłońmi zardzewiałą, brązową kłódkę i skupiła się na niej. "Proszę zadziałaj - pomyślała". Po kilku sekundach usłyszała cichy trzask. Otworzyła do końca zamek i rozsunęła bramę ze srebrnej, pordzewiałej siatki na tyle aby tylko samochód mógł wjechać. Dała znak Gryffinowi, aby ruszył. Auto minęło ją wolno, zdziwiła się, ze Gryffin nie przyśpieszył, aby ją ochlapać do reszty tym bagnem. Podeszła do bramy i zamknęła ją za pomocą telekinezy. Wzięła ponownie łańcuch i owinęła nim oba skrzydła i spięła kłódką. Odwróciła się i doszła do auta, najszybciej jak potrafiła. Stanęła na palcach i zapukała w szybę. Gryffin opuścił ją do połowy i patrzył na nią z rozbawieniem.
- Zaparkuj tam za drzewami.- wskazała palcem nie wielki wjazd.-  Dalej musimy iść pieszo.
- Żartujesz ?! Mamy isć ?!- Will popatrzył z obrzydzeniem na błotnistą drogę.
- Nie przejedziemy tam autem, a po za tym ziemia mogłaby się osunąć.
Obaj młodzi mężczyźni wyszli z auta w podłych humorach. Gryffin naciągnął rękawy skórzanej kurtki i zapiął zamek. Will naciągnął na głowę kaptur zielonej,  ohydnej bluzy z jeszcze gorszym nadrukiem. Jego trampki zamakały w bagnistym podłożu.
- Tędy - wskazała na niewielką ścieżkę, za jakimś starym, pordzewiałym barakiem.
Szła na przedzie. Słyszała ich kroki podążające za nią nierówno i ich ciche przekleństwa wypowiadane pod nosem. Weszli na wzniesienie i szli wzdłuż zbocza. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i mchu. Byli dosyć wysoko, a jednak mimo wszytko promienie słońca były, co raz mniej dla nich łaskawe. Las pogrążał się w co raz większym mroku. Mlecznobiała mgła unosiła się nad ziemią. Było bardzo cicho. Co chwilę mijali zółte tabliczki nakazujące ostrożność ze względu na wybuchy i osuwiska. Zboczę po którym schodzili stawało się co raz bardziej strome, a kamienie wystawały niebezpiecznie jak kolce. Było bardzo mokro. Ich obuwie ślizgało się na mokrej nawierzchni. Will nieznacznie ją wyminął i zaczął zbiegać ze zbocza. Sara obserwowała z przerażeniem jak jego trampki ześlizgują się na skałach. A niewielkie kamyczki spadają z cichym trzaskiem i wpadają w pustą przestrzeń.
- Will ! Will stój !- Puściła gałąź, której się trzymała i pośpieszyła za nim, Gryffin widząc co się dzieje, zaczął biec za Sarą. Jego głośne przekleństwa odbijały się głuchym echem po spokojnym lesie.
- Zatrzymaj się Will do cholery ! - krzyknął spanikowanym głosem Gryffin.
- Nie dam rady ! Te buty nie mają przyczepności. Nie mogę się zatrzymać !- Sara doskoczyła do niego najszybciej jak potrafiła. W ostatniej chwili złapała go za rękaw bluzy i oboje upadli na błotnistą ścieżkę. Ich głośne oddechy przeszył dźwięk rozprutego materiału. Kilka większych kamyków spadło z głuchym echem w olbrzymi krater. Sara miała wrażenie, że każde echo uderzenia, odpowiada rytmowi jej serca. Oboje dyszeli ciężko. Dziewczyna schowała głowę między kolana, próbując uspokoić tętno i piszczenie wysokiego dźwięku w uszach. Poczuła mocny zacisk czyjejś dłoni na ramieniu. Spojrzała w górę. O'Conner podał jej dłoń, chwyciła ją bez wahania wstając z rozmokłej ziemi. Przytrzymał ją jeszcze za ramię, dopóki nie odzyskała równowagi. Wydawało się jej, ze brunet spojrzał na nią z wdzięcznością i przez chwilę w jego oczach dostrzegła czułość. Gryffin zamrugał powiekami i przeszedł na stronę Willa. Nie czekając na żadną odpowiedź od niej. Podał mu rękę i wykonał te same czynności co z Sarą, może trochę bardziej brutalnie, a przy czym dodatkowo wyzywał go od idiotów, kretynów i debili. Will stał z obojętną miną, nie robiąc sobie wiele ze słów przyjacielia.
- Hej widzieliście to ?!- krzyknął i podszedł do krawędzi urwiska.
- Will !- krzyknęli równocześnie i chwycili go za rękawy bluzy, wymieniając przy tym krótkie spojrzenie pełne dezaprobaty za jego plecami. 
- Ej. Nic mi nie będzie - poruszył nerwowo ramionami, strzepując z nich dłonie przyjaciół.- Spójrzcie lepiej.
Przed nimi rozpościerał się przepiękny widok. Ogromny krater, pełen nierównych półek z pisakowego kamienia, oświetlony był blaskiem zimowego słońca. Głęboki i szeroki na kilkanaście kilometrów otulony był kłębami mgły. A nad nim jak w powietrzu unosiła się panorama miasteczka. Widok zapierał dech w piersiach. Przypomniał wizję fantastycznego świata.- To miejsce wygląda jakbym się przeniósł w świat Tolkiena. Też macie takie wrażenie ?
- Te Tolkien, ty lepiej wróć na ziemię. Mamy tu misję do spełnienia, a nie wycieczkę krajoznawczą - burknął Gryffin, patrząc na niego krzywo. Will odwrócił się gwałtownie i łypnął spode łba na bruneta.
- Nie masz w sobie za grosz poszanowania dla natury.
- A ty dla swojego życia. - obaj mierzyli się przez chwilę spojrzeniami.
- Chodźcie już, nie możemy tracić tyle czasu. A po za tym obaj jesteście beznadziejni.
Sara minęła ich bez patrzenia na nich i skręciła w wąską dróżkę tuż, przy skraju urwiska. Usłyszała ich kroki i przyciszone głosy.
- Naprawdę nie widziałem tego urwiska. Skąd mogłem wiedzieć, że coś tam jest.
- No tak bo dużych żółtych tabliczek, też nie zauważyłeś. No co za pech. Czasami dziwię się, ze ty jeszcze żyjesz.
- Po prostu mam dobry instynkt przetrwania.
- Nie. Masz mnie i mój instynkt, i to Ci ratuje życie.
Dziewczyna dostrzegła niewielkie domki tak jak je zapamiętała. Były trzy. Z bali drewnianych, ze starymi oknami. Z jednego z nich tlił się znikomy dym. Sara przystanęła gwałtownie i nabrała powietrza. Obaj mężczyźni wpadli na nią.
-  Czyli rozumiem ,że jesteśmy już na miejscu. To tam mieszka ?- Gryffin wskazał palcem drugi z domków.
- Tak, ale...- coś nie dawało jej spokoju. Wglądało na to, ze ktoś wciąz tam mieszka. Jednak w całej okolicy było zbyt spokojnie. Niebezpiecznie cicho.
- Super to idziemy- Gryffin minął Sarę pewnym krokiem i wyszedł na polanę. Dziewczyna usłyszała ciche szemranie, jakby ktoś biegł po mchu, a potem uchwyciła ciche trzaśnięcie. Doskonale wiedziała co to jest.
- Gryffin stój ! Ani drgnij !- podbiegła do niego szybko i chwyciła go za ramiona.
- To mina - wyszeptał, patrząc z przerażeniem w jej w oczy. Sara pokręciła przecząco głową.
- Na trzy Gryffin, musimy odskoczyć równo. Raz...Dwa.. i..Trzy...- skoczyli w bok. Głośny świst przebił powietrze wokół nich, a strzała wbiła się w najbliższe drzewo. Sara przytrzymała ciało Gryffina na trawie i szepnęła do niego  "Nie ruszaj się, nie wstawaj".  Ziemia wokół nich zaczęła delikatnie drżeć. Kilka par stóp w ciężkich butach otoczyło ich. Usłyszała jeszcze tylko jęk Willa, którego ktoś prawdopodobnie przygwoździł do ziemi. Po łące głośnym echem odbił się dźwięk odblokowywanych automatów. Ktoś podszedł do nich. Jeden z nich góra 18 letni, dotknął karabinem pierś Gryffina, drugi szarpnął  Sarę podnosząc ją i spojrzał na nią ze zjadliwym uśmiechem.
- Witamy w Lock Heaven, Łowcy. 

***
Oddaje pod waszą opinię nowy rozdział . Jestem ciekawa co o nim sądzicie.  Zakończyła się już sonda i tak głos demokracji orzekł, ze rozdziały maja być krótsze i pojawiać się częściej, dlatego nowa notkę możecie się spodziewać za około 3 tygodnie, dokładne informacje pod koniec tygodnia w ramce Aktualności( na pewno termin nie przekroczy 3 tygodni).  Dołączyłam, jak widzicie do akcji blogspota, którą bardzo popieram i wszystkich blogowiczów do niej zachęcam ;) Dziękuję, za wasze komentarze pod postami i za to, ze poświeciliście czas by zagłosować w sondzie. Przypominam, ze dodatkowo o nowych rozdziałach powiadamiam również na GG ;)