poniedziałek, 17 września 2012

20. Obserwuję Cię

       Siedziała na szarej, pozbawionej blasku wschodzącego słońca werandzie, kopiąc kamyki i rozmyślając nad szalonym planem, którego właśnie się podjęli. Sara nie mogła pojąć, dlaczego się na to zgodziła. Sam Molekuler im nie wystarczy, Will potrzebował trenera, kogoś kto posługuje się  podobnymi zdolnościami. Znała jedną taką osobę, ale nie miała pewności czy zdążą go odnaleźć. Nie wiedziała nawet czy rzekomy Molekuler, którego zna Gryffin, poradzi sobie z odtworzeniem systemu wewnątrz przedmiotu. Sądząc po upływie czasu jaki spędziła, siedząc przed ich domem nie radzi sobie najlepiej.
      Poczuła zimny dreszcz, przebiegający po jej plecach. Wstała i uważnie rozejrzała się po okolicy. Wydawało jej się, że dostrzegła postać dziewczyny, o ciemnych długich włosach, która zniknęła nim Sara, zdążyła zrobić dwa kroki. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. 
- Co tak długo ?!- warknęła w stronę chłopaka, który wyszedł w świeżych ciuchach i mokrych włosach.
- Wyluzuj chudzino - Gryffin zrobił pauzę, przypatrując się reakcji dziewczyny - Musiałem wziąć prysznic. W końcu ruszamy w długą podróż.- Sara wpatrywała się w niego wyczekująco.
- Nie o to pytam - wycedziła.
- Wiem. Pytasz o to - wyciągnął z kieszeni małą, zieloną torebeczkę i rzucił ją w stronę Sary. Dziewczyna rozwiązała sznureczki i wysypała na dłoń siedem, złotych, okrągłych, płaskich, przypominających małe guziki przedmiotów. Dwa były uszkodzone, pięć idealnych, identycznych, nowych jak spod igły. - Stworzył je razem z systemami tak jak prosiłaś, dlatego to tak długo trwało.
- Ile wytrzymają ?- spytała Sara.
- Do pięciu dni.- Sara uniosła w zdziwieniu brwi.
- Ile ten Molekuler ma kresek ?- spytała zaskoczona- To nieprawdopodobny wynik.
- Nie wiem jak wy się oceniacie. Kreskowo, poziomowo, kropkowo. Mam to gdzieś , ważne, że jest dobry i to powinno Ci wystarczyć.
Sara spojrzała na niego mrużąc oczy, jednak nic nie odpowiedziała. Po chwili westchnęła z rezygnacją i ponownie usiadła na schodkach. Schowała zielony woreczek do kieszeni w kurtce i objęła się ramionami.
Czuła, że ktoś jej się przypatruje. Poczuła ciarki przebiegające po jej plecach na myśl o dziewczynie z długimi ciemnymi włosami, czającej się w cieniu porannego słońca.
- Ty się boisz - usłyszała pełnie zdziwienia stwierdzenie Gryffina. - To dość dziwne zważając na twoją przeszłość.
- A ty się Ich nie boisz ? - zapytała go Sara, unosząc brwi, jednak ton jej głosu pozbawiony był sarkazmu. - To dość dziwne zważając na twoją przeszłość.
Gryffin zaśmiał się pod nosem, co zabrzmiało jak seria prychnięć. Po chwili spoważniał.
- Nie sądzisz, że jest zbyt cicho. Żadnych martwych dzieci, czy nastolatków z niewyjaśnionym zgonem.  Zawsze w tym czasie można było przeczytać wiele takich artykułów. A teraz cisza. To trochę dziwne.
Sara kiwnęła głową potwierdzając słowa Gryffina, wiedziała, że wcale nie jest tak cicho jak mu się zdaje. Jest gorzej niż lata wcześniej jednak Gryffin i tak by jej nie uwierzył. Nie wierzył w żadną jej historię w której jednym z wątków była E.V.
- Dlaczego przyszliście do mnie po pomoc ?- zapytała, czujnie obserwując reakcję bruneta. Wzruszył niedbale ramionami, aby podkreślić zwyczajność swojej odpowiedzi.
- Szukaliśmy kogoś odpowiedniego do tej roboty. A ty byłaś jednym z nich.  Nie znajdziemy nikogo lepszego w okolicy, kto by ich tak dobrze znał.
- Nie sądziłam, że po tym wszystkim co zaszło miedzy nami. Będziemy jeszcze kiedyś współpracować. -  Sara powiedziała to cicho, dopiero po chwili rozumiejąc, że nigdy o tym nie rozmawiali. Ani o zajściu w lesie, ani o wydarzeniach w domu jej wujostwa. Traktowali te wydarzenia, jakby nigdy nie miały miejsca. Gryffin skrzywił się, wiedziała, ze myślał o tym samym.
- Posłuchaj ja...- zaczął brunet, jednak po sekundzie umilkł. Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem. Will wyszedł na werandę, patrząc na nich uważnie. Przeciągnął się. Rękawy o rozmiar za dużej, zielonej bluzy, zjechały mu do łokci. Na jego bladej, pokrytej piegami twarzy, pojawił szeroki uśmiech. Spojrzał na nich z rozbawieniem.
- Gotowi na przygodę życia - spojrzał na ich zmieszane twarze. - Och no dajcie już spokój. Przecież się nie pozabijacie w drodze, to tylko czternaście godzin w obie strony. No już podajcie sobie rączki  i zawieście broń na czas podróży- Will mierzył ich zabawnym spojrzeniem.  Sara wstała i uderzyła Willa w prawe ramię, w tej samym czasie Gryffin zrobił to samo tylko, że w lewe ramię Rudego. Cała trójka roześmiała się. Sara i Gryffin wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jednak Sara czuła, że jeszcze kiedyś powrócą do tej rozmowy.

***

       Henry Grey siedział przy dużym biurku w swoim szpitalnym gabinecie, przeglądając bez większego zainteresowania rachunki szpitalnego oddziału. Deszcz częsty o tej porze roku, uderzał w duże szpitalne okna. Przerzucał obojętnie kartki, umieszczone w grubym segregatorze. Próbował nie myśleć o tym gdzie wyjechała Sara, ani o tym jak długo jej nie będzie. To zaledwie parę dni, ale przez te kilka dni wszystko może się zdarzyć, a Jared został pozbawiony najważniejszego protektora. Musi zabrać Elizabeth i dzieci na tygodniowe wakacje, nie mogą tu zostać. Wie, że dzieje się coś złego. Nie ma nawet pewności czy Sara dziś rano nie opuściła ich na zawsze. Westchnął z irytacją i zatrzasnął czerwony segregator. Wziął w dłonie kilka kartek leżących na biurku. Nagle wzdrygnął się słysząc cichy, magnetyczny, iskrzący dźwięk, przypominający pękniecie żarówki.
Uniósł wzrok i spojrzał na młodą twarz mężczyzny, pozbawioną wszelkich emocji. Kartki wysunęły się z jego dłoni, upadając z cichym szelestem na drewniany blat biurka. Przez sekundę nie mógł złapać oddechu, po chwili odzyskał jednak rezon. Wyprostował się na swoim dużym, skórzanym, czarnym fotelu, przybierając surowy wyraz twarzy. Wbił stalowe spojrzenie w mężczyznę odzianego w długi czarny płaszcz. Jego cienkie, ciemne włosy były spięte w ciasny, długi kucyk.
- Witaj Rixon - odezwał się Henry suchym, pozbawionym emocji tonem.- Każ swoim kamratom opuścić to pomieszczenie.
Młody mężczyzna wykrzywił twarz w półuśmiechu. Za jego plecami pięciu chłopków zaczęło wyłaniać się z otoczenia, jakby zdjęli niewidzialne peleryny, którymi byli okryci. Rixon pstryknął palcami i cała grupa opuściła pomieszczenie.
- Zrobiłeś się bardzo ostrożny doktorze. Dobrze wiesz, ze nie mam przed nimi tajemnic. Tak działają Łowcy, sam przecież to wiesz. 
- Każdy ma jakieś tajemnice. A czy oni nie zdradzą twoich sekretów, gdy zaatakują ich Krzykacze, lub Czytacze.-Uśmiech zniknął z twarzy Rixona - Tak myślałem - spojrzał na niego doktor, robiąc krótką pauzę.- Co cię do mnie sprowadza ? Bo przecież nie przyjacielska pogawędka.
- Wykryli aktywność w tym rejonie, więc nas tu przysłali. Wiem, że jest tu jeden dobrze znany mi skoczek. Dlatego składam wizytę Tobie nie jemu. Jest nie zarejestrowany, dobrze wiesz, że nie może brykać sobie gdzie i kiedy chce. W dodatku gdyby Najwyższa Rada dowiedziała się, że twój syn jest skoczkiem i nie służy naszym szeregom, mógłbyś mieć przez to nie małe problemy.
- Czego chcesz Rixon ?- zapytał Henry lodowatym tonem.
Brunet zaśmiał się i wyciągnął nóż z za paska. Przez chwilę balansował nim w dłoni.
- Wiesz czego chcę. Ukrywanie prawdy o Jaredzie nie jest łatwe. W dodatku chłopak za pewne rozwinął już swoje umiejętności. Już parę lat temu były imponujące. Przydałby mi się ktoś taki.
- Dość mi zawdzięczasz Rixon, więc nie przeginaj- chwycił za białą słuchawkę telefonu. - Cassie przynieś mi M01. RS.- Odłożył słuchawkę i wpatrywał się uważnie w bruneta.
- Co Wydział teraz kombinuje ? Polujecie jak zawsze, ale zbyt cicho i dyskretnie.
Rixon zaśmiał się, drzwi gabinetu otworzyły się i weszła pielęgniarka. Spojrzał zaskoczona w stronę bruneta. Jednak bez słowa położyła pakunek na stole i wyszła cicho zamykając drzwi.
Rixon podszedł do biurka, otworzył srebrny, papierowy kartonik i wyciągnął z niego kilkanaście podłużnych próbek, pełnych czerwonej gęstej cieczy i wsunął je do kieszeni czarnego płaszcza. Spojrzał z wyższością na Henriego.
- Każdy ma swoje tajemnice doktorze.- uniósł kąciki ust, uśmiechając się zjadliwie.- Wsłuchaj się w tą ciszę, bo jest głośniejsza niż myślisz- posłał Henriemu ostatni uśmiech i odwrócił się znikając.


***

     Minęli granicę stanu Pensylwania, do celu podroży pozostało mniej niż trzy godziny. Siedzieli teraz w barze przy drodze, czekając na zamówione jedzenie. Knajpa była tradycyjna do bólu amerykańska. Z zewnątrz wyglądała jak duży, szary kontener, z czerwonym wyblakłym szyldem. W środku, czarne stoliki, a wokół nich czerwone śliskie sofy. Kelnerka z za baru uśmiechała się do nich co jakiś czas, nalewając kawy gościom siedzącym przy kontuarze.  Na początku podróży omówili strategię. Teraz w zasadzie milczeli. Każdy siedział, czujny, wyprostowany i patrzył w inną stronę. Czuła się dziwnie bo wiedziała, że każdy z gości na swój sposób ich obserwuje. Ciekawski wzrok miejscowych, prześlizgiwał się po nich z zainteresowaniem. Drażniło ją to co raz bardziej. Gryffin spoglądał na nią z ukosa, co jakiś czas, gdy myślał, że ona go nie widzi. Will obracał w palcach, mały przedmiot stworzony przez molekulera. Marszczył nos ze złością.
- Nic nie widzę, tylko jakieś zamazane sceny. Żadnego punktu zaczepienia. Nie wiem czy kiedykolwiek uda nam się ich odnaleźć - wrzucił do zielonego woreczka mały przedmiot i podał go Sarze. 
- On Ci pomoże, nauczy Cię. A jak nie to chociaż wskaże Ci drogę.
- Jesteś pewna ? Dlaczego miałby nam pomóc ?- Gryffin wbił baczne spojrzenie w Sarę.
- Bo jest mi to winien- oznajmiła Sara, patrząc stanowczo na Willa i Gryffina.
Patrzyli przez chwilę na siebie, a potem każdy zajął się sobą i swoimi myślami.
- Myślicie, że nam się uda. Wrócić przed nimi.- zapytał cicho Will, patrząc błagalnie na Sarę.
- Nie wiem Will. Mam taką nadzieję.- spojrzała na niego krzepiąco i uśmiechnęła się delikatnie. Will odwzajemnił go choć bardzo nie pewnie. Sara otworzyła usta, aby coś powiedzieć.
- Wasze zamówienia - cała trójka podskoczyła na dźwięk, wysokiego głosu kelnerki.
- Dziękuję- wyjąkała zaskoczona trójka.
Zapach unoszący się z talerza pełnego gorących naleśników, łaskotał jej podniebienie. Łapczywie zabrała się do jedzenia, wcześniej nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo była głodna. Przez dłuższą chwilę było słychać tylko brzdęk sztućców uderzających o białe talerze.
      Spojrzała przez duże okno barowe, wychodzące na parking. Dostrzegła ją. Stała po przeciwnej stronie ulicy, głowę miała nakrytą obszernym, czarnym kapturem. Sara czuła jednak, że dziewczyna wpatrywała się w nią. Obserwowała każdy jej ruch. Polowała. Jej ręka zadrżała, a widelec wysunął się z pomiędzy palców. Towarzysze spojrzeli na nią zaskoczeni. Jednak bladość jej skóry i przerażenie wypisane w dużych błękitnych oczach, były odpowiedzią na ich nieme pytanie. Poderwali się z miejsc. Gryffin rzucił na stół kilkanaście dolarów. Wybiegli przez tylne wyjście. Na pustym parkingu stało parę starych samochodów i ogromny Jeep Gryffina. Biegli w jego stronę, tak szybko jak tylko mogli. Nagle Sara poczuła  pulsujący ból i przeraźliwy dźwięk przypominający zgrzytanie. Dziewczyna złapała się za głowę i upadła kolanami na szorstki asfalt. Po chwili dźwięk stał się czystszy, dziewczęcy i zupełnie Sarze nie znany "Obserwuję Cię. Wkrótce Cie odnajdę"    


*** 

No nareszcie, zebrałam się i napisałam. Rozdział nie jest taki sam jak ten sprzed awarii. Wprowadziłam zupełnie nowy wątek, o którym dowiecie się w najbliższej przyszłości. Nie wiem teraz czy zrobiłam dobrze czy źle. Termin publikacji możecie na bieżąco sprawdzać w ramce Aktualności po prawej stronie. Data może się zmieniać, ze względu na to, ze jestem w klasie maturalnej i dodatkowo czeka mnie jeszcze egzamin zawodowy. Mam bardzo dużo nauki w tym roku, więc z publikacjami może być różnie. Termin nowej notki będzie wyznaczony po 10 komentarzu , wiem jestem okrutna, ale wasze opinie są mi bardzo pomocne w pisaniu i motywujące.  Zachęcam również do głosowania w sondach.



9 komentarzy:

  1. Nareszcie doczekaliśmy się 20 :). Rozdział świetny jak zawsze. Jestem bardzo ciekawa co teraz będzie z naszą trójką bohaterów. Mam nadzieję że za duża krzywda im się nie stanie. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od czego by tu zacząć...
    Błędy? Niewiele i mało znaczące. Wyłapałam tylko kilka interpunkcyjnych, wiadomo, każdemu może się zdarzyć, poza tym parę zdań można by troszkę inaczej sformułować, ale nie jest to konieczne.
    O fabule pisała nie będę, ponieważ ten rozdział był pierwszym, który tutaj przeczytałam. Mimo że zaczynam od końca i nie są to moje klimaty, muszę przyznać, iż zaciekawiło mnie, co się stało, że bohaterowie znaleźli się w takiej a nie innej sytuacji. Właśnie zyskałaś nowego fana, tak sądzę, dowiem się po przeczytaniu reszty.
    A na razie pozdrawiam i życzę powodzenia w nauce oraz...
    Weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za miłe słowa. Mam nadzieję, ze całe opowiadanie Ci się spodoba.

      Usuń
  3. Też jestem w klasie maturalnej, więc znam problem z brakiem czasu. :) Ciekawy nowy wątek. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. W koncu !! rozdzial swietny aż nie moge sie doczekac kolejnej cześci. ^^ widząc naglowek 20 rozdzial az mi sie buzia rozszerzyla z radosci ;D

    http://panna-mai.blogspot.com/
    http://las-tontas-no-van-al-cielo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż, widzę, że Sara i Griffin w końcu coraz bardziej dążą ku temu, by przestać sobie skakać do gardeł. Nie powiem, spory pomiędzy nimi to dość ciekawa sprawa. Zauważyłam niestety pewną zależność - o ile teraz zaczęłaś bardziej przykładać się do poprawności interpunkcyjnej i ortograficznej, o tyle stylistyka poleciała na łeb na szyję. Dialogi - to jest teraz twoja pięta Achilessowa, a przynajmniej ja, jako czytelnik, odnoszę takie wrażenie, gdy czytam wypowiedzi twoich bohaterów. Są sztuczne i chwilami naprawdę niestosowne w danej sytuacji. Zanim napiszesz czyjąkolwiek wypowiedź zastanów się porządnie, co by człowiek w danej sytuacji powiedział, bo czasem w sytuacjach, w których górę powinny brać emocje, używasz zbyt wyszukanych słów lub całkiem odwrotnie. Niestety, to razi. Ale ogółem - jest dużo lepiej niż było, jeśli by się przyjrzeć twoim początkom i temu, czym raczysz nas teraz. Widzę też, że dopracowałaś fabułę - to dobrze, jednak znów mam jakieś ale. Wprowadzasz nowe pojęcia, nowe postacie zbyt chaotycznie. Nie skupiasz się na nich, co powoduje, że ja już się zupełnie nie orientuję kto, co, gdzie i dlaczego. Rzucasz sobie jakąś postać, opisujesz sytuację z nią w roli głównej i tyle - nic więcej, trudno ją zapamiętać, trudno w ogóle pokojarzyć, jaki właściwie był cel jej wprowadzenia. Dopracuj to.
    - Witaj Rixon.
    NIE.
    - Witaj, Rixon.
    TAK.
    Naprawdę, robisz strasznie banalne błędy. Czytaj to, co napiszesz po kilka razy i weź się w końcu za poprawianie swoich tekstów, bo naprawdę, te wszystkie pomyłki nie wynikają z nieznajomości tematu, ale z twojego niedbalstwa.
    Tyle ode mnie, pozdrawiam serdecznie i czekam na następy rozdział (to już 21, że też ja nie potrafię tak często pisać!).
    Nan Tucket

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo zaciekawiła mnie twoja reklama :) Zaczęłam czytać to opowiadanie, jak skończę to napiszę swoją opinię. Bardzo bym chciała abyś i ty, jeśli znajdziesz czas i chęci, przeczytała moje. Dopiero zaczynam, ale chciałabym wiedzieć co ewentualnie poprawiać itd. Ty masz już w tym jakieś doświadczenie :) Podziel się nim. Pozdrawiam serdecznie.
    Loren z http://my-fantasy-book.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że opowiadanie Cię zaciekawiło. Nie jestem mistrzynią pisania, ale pomogę Ci jak tylko będę potrafiła. Obiecuję, że zajrzę na twojego bloga i przeczytam twoją historię ;)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń