poniedziałek, 25 czerwca 2012

19. Pragnienia

       Henry Grey stał, opierając się czołem o zimną framugę okna. Obserwował trójkę młodych ludzi, kłócących się na szarej, oświetlonej światłem księżyca plaży. Starszy mężczyzna wystukiwał palcami nerwowym rytm na drewnianej boazerii. Doskonale wiedział kim jest ta trójka, dwójkę z ich obserwował już od dłuższego czasu. Nie mógł pojąć, dlaczego jeszcze oboje żyją. Co takiego w sobie mają, że potrafią tak długo uciekać nie pozostawiając żadnych śladów. Znał powód dla którego Gryffin O'Connor wraz z z obstawą złożył jej dzisiaj wizytę. Czuł się zagrożony, po raz pierwszy od wielu lat, znalazł się w klatce bez możliwości ucieczki. Bezmyślny skok jego rudowłosego przyjaciela, zamknął ich w potrzasku. Rehoboth Beach stało się ich więzieniem. Nie dziwiło go, dlaczego to właśnie u Sary szukają ratunku, odstawiając na bok wszystkie swoje urazy. Chęć przeżycia zawsze łączyła nawet największych wrogów. Uchylił dyskretnie okno, aby usłyszeć choć strzępki ich rozmowy. Niestety szum fal zagłuszał ich głosy. Zamknął okno i nadal obserwował całą trójkę. Szarpali się i kłócili zajadle, co chwilę rozdzielał ich Will. Był pewny tego, że Sara jest nieugięta i nie będzie chciała im pomóc. Dziewczyna doskonale wiedziała jak uciec, jak przemknąć się za linię wroga, nawet wtedy, gdy Łowcy przekroczą granice miasta. Jednak miała też świadomość tego, że każda godzina zwłoki to już pięć procent mniej szans, na wydostanie się stąd. Domyślał się dlaczego tak długo zwlekała, czekała na Jareda, którego jak zwykle nie było w domu. Trzymając Sarę w swoim otoczeniu, naraża wszystkich swoich bliskich, ale wiedział też, ze nic ani nikt nie ochroni Jareda lepiej od niej. Był pewny tego, że się pokłócili i nie trenują już razem, ich szczeniackie przepychanki doprowadzały go do szału, a głupota jego syna w szczególności. Nie wiedział co byłoby lepsze dla syna, ucieczka, czy pojmanie. Wiedział jednak, że najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich byłoby schwytanie tylko dwóch skoczków Sary i Gryffina. A to z kolei oznaczało, że to właśnie on ma w tej chwili największą kartę przetargową za życie swoje i jego rodziny.


***

       Dziewczyna chwyciła regał z książkami i popchnęła go na podłogę.  Runął z hukiem, pozostawiając kilka dziur w  brudnej, drewnianej podłodze. W pomieszczeniu unosił się zapach wilgoci, a pyły kurzu zaciskały płuca przy każdym oddechu. Jej długie, ciemne, pasma włosów opadały na pokrytą potem twarz. Poklepała ścianę ręką, szukając jakiś pustych miejsc. Z krzykiem wściekłości przewróciła stojącą obok szafę. Omiotła swoimi bystrymi, pozbawionymi emocji,  zielonymi oczami pobojowisko w niewielkiej kawalerce. Wyprostowała się dysząc ciężko. Łóżko było przewrócone, materac rozerwany, każda szafka, komoda, leżała opróżniona na podłodze. Szkło z naczyń kuchennych tworzyło nierówny i ostry dywan na zakurzonej podłodze. Przeszła wolno przez pokój, rozgrzebując nogą śmieci na podłodze. Spojrzała po kolei na każdą ze ścian, w niektórych miejscach były głębokie dziury, ale niestety nic w nich nie znalazła. Podobnie było z płytami w suficie. Znalazła jedynie jakieś stare nic nie znaczące zapiski i sporo gotówki. Założyła kaptur na głowę i wyszła na klatkę schodową. Jakaś starsza kobieta wiążąca kolorowe wstążki, skinęła jej głową. Dziewczyna jedynie naciągnęła mocniej kaptur na głowę i przyśpieszyła kroku.
Pod klatką czekał na nią młody chłopak o dużych niebieskich oczach i niesfornie ułożonych włosach.
Ruszył za nią. Dziewczyna była wściekła. Wiedział co to oznacza, po raz kolejny nie znalazła tego na co liczyła. Uciekła z wydziału, zrobiła wszystko co mogła, aby ukryć swoją tożsamość i wciąż nie może dostać tego, czego tak bardzo pragnie. Sara odkryła przed nią wszystkie pytania, ukrywając odpowiedzi. Teraz musi je odnaleźć za wszelką cenę.

***

       Jared leżał wpatrując się w biały sufit, nie mogąc zasnąć. Łódź kołysała się delikatnie na spokojnym morzu. Setki myśli błądziły po jego głowie nie mogąc znaleźć ujścia. Odsłuchał wiadomość od Sary "Oni nadchodzą, musimy uciekać". Rozumiał powagę sytuacji, ale nie miał najmniejszej ochoty na ucieczkę. Dziewczyna śpiąca na jego ramieniu poruszyła się i wtuliła nos w jego obojczyk. Mechanicznie objął ją ramieniem, delikatnie gładząc miękką, satynową skórę na jej plecach. Nie kochał Ashley, wiedział o tym odkąd ją poznał. Był nią zauroczony, podobała mu się, coś ciągnęło go do niej jak magnes, ale teraz... teraz po prostu ją lubi. Potrzebuje jej towarzystwa, uspakaja go, przy niej nie myśli o problemach. Wiedział jednak, że gdyby powiedział jej kim i jaki naprawdę jest, uciekła by od niego z krzykiem, nie widziała by w nim już człowieka. Nie ma pomiędzy nimi zaufania, przyjaźni, jest tylko potrzeba bliskości. Pamięta, jak kiedyś zapytał Sarę o to, czy ktoś pokochałby ich tak naprawdę, jak jego rodzice się kochają. Sara odpowiedziała mu wtedy, że "Bezsensu jest kochać, skoro i tak Ci odbiorą tą miłość, pozostawiając tylko cierpienie". Czy rzeczywiście będąc tym kim jest, zasługuje na samotność ? Czy to jest konsekwencja bycia wyjątkowym ?  Jeżeli brakiem miłości ma płacić za swoje zdolności, to jest gotowy zapłacić tą cenę. Nie raz widział w myślach Sary to miejsce , które nazywała Wyspą. Po raz pierwszy musi przyznać przed samym sobą, że pomimo strachu, podobało mu się tam. Nie rozumiał dlaczego ona uciekła, nigdy nie podała mu konkretnego powodu. Tam było wszystko czego pragnął. W tym miejscu widział Wyspę zamieszkaną przez bogów, silnych, utalentowanych, panów świata. Jego kuzynka widziała w tym przekleństwo. Bawiła go jej panika na samą myśl o Łowcach. Kiedyś gdy przeglądał jej wspomnienia, czuł ten sam strach co ona, ten sam ból. Bał się ich, bo i ona się bała. Jednak odczuwał dziwne pragnienie, bycia tam, zostania jednym z Łowców.  To co robił kiedyś z Rixonem i Marcusem, było niesamowite. Władali swoim własnym światem. Skakali z najwyższych budynków na Manhattanie, surfowali na najwyższych falach, zdobywali tysiące dolarów, grając w kasynach i robiąc przekręty. Mieli wszystko to, o czym każdy dzieciak tylko może marzyć. Byli herosami, panami tego świata, pełnego zwyczajnych śmiertelników. Dopóki Marcus nie zapragnął więcej, dopóki na ich drodze nie pojawiła się Anna. Zacisnął mocnej palce na ramieniu Ashley, dziewczyna przebudziła się i spojrzała na niego półprzytomnie, po czym odwróciła się na drugi bok, po chwili słyszał już jej miarowy oddech. Zamknął oczy i zaczął myśleć o tym jakby wyglądało jego życie na Wyspie. Przez ostatnie miesiące jego siła wzrosła. Nie miał na myśli tylko Przenikania. Jego drugorzędna zdolność Telekineza nabrała mocy. To co dzisiaj zrobił na plaży, przerosło jego oczekiwania. Czuł się jak w przeszłości, gdy poznał Rixona i Marcusa, był silny tak jak wtedy, a może nawet silniejszy. Wiedział jak oni wyglądają, odziani w długie czarne prochowce lub garnitury w tym samym odcieniu. Widział siebie stojącego na szczycie góry, patrzącego na pogrążone w ciemnościach miasto na czele piątki Łowców. Piątki Herosów. Poczuł jak jego serce szybciej zabiło, a jego dłonie zaczęły się pocić. Ten głód zostania jednym z nich przerażał go, ale też cholernie fascynował.  Usłyszał w myślach słowa Sary "Oni są o wiele silniejsi niż Ci się zdaje, złapią Cię, pokażą świat jakiego nie znałeś. Będziesz czuł, że jesteś jednym z nich, a gdy naprawdę dostrzeżesz kim tak naprawdę są, będzie już za późno. Z chipem pod skórą będziesz uwięziony na Wyspie, zapomnianej przez Boga. Wraz z upływem lat i ty zostaniesz zapominany. Będziesz już tylko numerem i ich marionetką, pozbawioną tego co najważniejsze - człowieczeństwa" .
Gwałtownie otworzył powieki, dysząc ciężko.  Wytarł dłonie w miękką bawełnianą pościel. Spojrzał z przerażeniem na biały sufit kajuty. Dostrzegł na nim obrazy, jakby widziane w starym, kolorowym telewizorze. On w czarnym płaszczu na szczycie wieżowca patrzący z wyższością na biurowce w których pracowali ludzie i on  już nie tak silny, wychudzony i pokaleczony w dziwnym więzieniu z numerem naszytym na czarnym uniformie. Zamrugał gwałtownie powiekami. Jego serce wciąż szybko biło, a jego ręce pociły się co raz bardziej. Teraz już nie wiedział, czego tak naprawdę pragnie.



***

       Sara siedziała na plaży, kreśląc patykiem dziwne, nic nie znaczące wzory na piasku. Gryffin obserwował ją nie wiedząc co ma sądzić, o całej tej durnej sytuacji w której się znalazł. Już dawno nie był w takiej pułapce, zawsze miał jakaś furtkę. Co raz szybciej dochodził do wniosku, że to właśnie ta dziwna, chuda dziewczyna, którą pragnie zabić, może się okazać jedynym kluczem otwierającym ostatnią możliwość ucieczki.  Odwrócił od niej wzrok i spojrzał w stronę horyzontu. Księżyc i gwiazdy przysłaniały przesuwające się chmury. Fale spokojnie i miarowo uderzały o brzeg. Gryffinowi w takich chwilach wydawało się, że ocean oddycha. Było to dla niego śmieszne i niezrozumiałe, ale odnosił zawsze takie wrażenie, gdy siedział nocą na plaży.
Spojrzał na Willa, który rzucał kamyki w czerń wody. Na plaży pomiędzy ich zajadłymi kłótniami, dowiedział się, dlaczego tak bardzo Will potrzebował Sary i  jakie teraz posiada zdolności. Był wściekły, że jego przyjaciel nic mu nie powiedział, ale najbardziej bolało go to, że nie zaufał jemu, a właśnie Sarze, że choć dziewczyna tego nie wie, to stała się dla Willa czymś w rodzaju mentora. Przewodniczką. Odczuwał głęboka zazdrość na myśl o tym, że to właśnie ona poznała jako pierwsza sekret Willa. Westchnął ponownie spoglądając w niebo. Teraz i tak wszystkie te emocje i kłótnie wydawały mu się bezsensowne. Wszyscy i tak ugrzęźli w tym samym bagnie. Przyszli tu bo byli pewni, ze ona ucieknie, że wie jak się wydostać, a ona po prostu milczała, nie wydobyła z siebie ani jednego słowa na ten temat. Jeszcze parę minut temu kłóciła się z nimi, chcąc ich spławić. Gryffin czuł doskonale, że szykuje się do ucieczki, że tylko marnują jej czas. Dlatego wydała nawet Willa, aby odwrócić jego uwagę. Teraz widział, że i w niej wypala się nadzieja na otwarcie tej klatki. Obserwował ją przez kilka miesięcy. Znał już jej pewne zachowania i ruchy. Z każdą minutą co raz bardziej pochylała ramiona, garbiła się i z żalem spoglądała na horyzont. Wiedział już, ze jakikolwiek plan miała w swoje głowie, teraz już nie zadziała. Była tak samo bezbronna jak oni. Siedzieli w trójkę na plaży, jak rozbitkowie, czekający na jakiś cud. Cud, który nie nadejdzie.
- Musimy coś zrobić - usłyszeli cichy głos Willa.- Nie możemy tak siedzieć.
- A co mamy niby zrobić ? Nie mamy jak. Nawet gdybyśmy skoczyli, namierzyliby nas- odpowiedział Gryffin zrezygnowanym głosem.- Zostaje nam jedynie...
- Walczyć- dokończyła za niego Sara, która nawet nie podniosła na nich wzroku. Wciąż bazgrała patykiem na piasku.
- No jasne typowe myślenie Wydziału. Miałem na myśli ucieczkę piechotą.
- To daleko byś zaszedł. Pamiętasz to co wam mówiłam w szpitalu ? Nie uszedłbyś, ani nie ujechał kilkunastu mil. Tropiciele, zjawią się w Rehoboth Beach, może nawet już tu są. Ile czasu tutaj spędziłeś ?  Ile lat tu mieszkaliście? Wszędzie są nasze ślady. W szkole, na ulicach, w myślach przechodniów. Wiesz co Ci zrobili w szpitalu, Gryffin ? Pobrali Ci krew. Jeżeli dostana się do twojej medycznej dokumentacji i wezmą twoją próbkę krwi. To już po tobie. Nie ukryjesz się nawet na bezludnej wyspie. Krew to raj dla Węszycieli. Oni potrafią znaleźć człowieka po szczoteczce do zębów z przed 20 lat. Jednak zapach ciała zanika, im starsza rzecz na której się utrzymywał, tym trudniej kogoś namierzyć. Krew to czyste źródło. Nawet jeżeli wydostaniemy się z miasta, to i tak nas dopadną. Zyskamy dzięki temu może jeden dzień. Walka to jedyna szansa - wyrzuciła patyk przed siebie i spojrzała na towarzyszy. Obaj patrzyli na siebie zdezorientowani, po chwili przenieśli wzrok na Sarę. 
- Mówiłaś też, że statystycznie pokonanie Łowców jest wręcz niemożliwe. Musielibyśmy też unieszkodliwić ich obstawę. A jak niby mamy ich dopaść, skoro przez większość czasu są niewidzialni ?- powiedział Will, patrząc podejrzliwie na Sarę. Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, ponownie przenosząc wzrok na swój piaskowy rysunek.- Naprawdę świetny plan. To jak walczyć w tunelu pozbawionym świateł. Wystawić się jak na talerzu, po czym troszkę się z nimi poszarpać i tylko czekać aż któryś użyje zdolności - wycedził z sarkazmem Will, patrząc z nadzieją na Sarę i oczekując od niej jakiejś sensownej odpowiedzi. Ona jednak milczała. Zrezygnowany odwrócił się w stronę oceanu. Zapadła cisza. Gryffin wciąż jednak obserwował dziewczynę, szukając jakiegoś znaku, może szansy na to, że ona coś wie.
- Jestem pewny, że ty coś wiesz. Byłaś jedną z nich. Każda zdolność ma lukę, nawet przed twoim nakłanianiem można się obronić, jeżeli się trochę potrenuje. Nie mogą być aż tak silni. Muszą mieć jakiś słaby punkt i ty dobrze go znasz. Nie zwiedziesz mnie 65, będę siedzieć na tej zasranej plaży, dopóki mi nie powiesz, jak ich zabić.
Sara westchnęła, wstała i otrzepała się z zimnego piasku.
- To my musielibyśmy na nich zapolować, wyprzedzić ich. Być krok przed nimi. Zastawić na nich sidła. Obserwować ich ruchy, ale nawet Obserwatorzy ich nie widzą. Tylko Węszyciel ich znajdzie i to bardzo dobry, poza tym potrzebowalibyśmy chociaż jednej rzeczy, która do nich należy. Więc jak widzicie nie mamy żadnych szans, bo nie mamy nic z powyższej listy. Możecie iść do domu i tak nic nie wskóramy. Zostaje nam już jedynie czekać.
Sara odwróciła się i zaczęła odchodzić w stronę domu.
- Gdybym miał tą rzecz, mógłbym ich znaleźć. Ten mój dar też czasami działa na ludziach, nie tylko na elektronice i budynkach - wybełkotał niepewnie Will. 
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na niego zaskoczona, Gryffin patrzył  na niego z niedowierzaniem.
- Jeśli tylko miałbym to coś - powiedział już odważniej Will - mógłbym spróbować.
- To i tak na nic. Bo żeby stworzyć tą rzecz, potrzebowalibyśmy kogoś z grupy Fałszerzy. Nie Zmiennika najlepiej Molekulera i to bardzo silnego. Takiego z grupy Alfa lub Beta 8 do 10 kresek, który potrafi utrwalić kreacje, stworzyć idealną kopię.
Chłopcy popatrzyli na siebie porozumiewawczo, uśmiechając się do siebie tajemniczo. 
- Co to za przedmiot, który potrzebujemy ? - spytał niepewnie Will.
- Bardzo malutki i jedyny w swoim rodzaju- odpowiedziała Sara, uśmiechając się zagadkowo. Młodzi mężczyźni spojrzeli na nią ze zdziwieniem i wstrzemięźliwością. Dziewczyna spojrzała na nich stanowczo,  podwijając rękaw bluzy do łokcia i wskazując na niewielką białą bliznę tuż pod swoim tatuażem. Will wciąż wpatrywał się w nią z wahaniem, nic nie rozumiejąc. Po chwili na cichej plaży, zadźwięczał ironiczny śmiech Gryffina.

***

       Gdy rozbrzmiał dzwonek obwieszający koniec lekcji. Becky Porter wybiegła ze szkoły, wymijając resztę dzieci i śmiejąc się przy tym głośno. Minęła ogromny parking na którym zaparkowane były duże, żółte autobusy szkolne. Przeskoczyła niewielki drewniany płot, odgradzający rezerwat od głównej drogi. Nie oglądając się za siebie. Biegła w głąb zielonej puszczy. Naturalne ciepło lasu, stanowiło ochronę przed zimnem. Był styczeń, zielone, liściaste lasy parku narodowego Sabine w Texasie, pokryte były cienką warstwą śniegu.
Zboczyła ze ścieżki i odeszła w głąb ciemnego lasu. Odwróciła się, nie wiedziała już ścieżki. Zaśmiała się cichutko, wiedziała, że nikt jej tu nie nakryje. Ściągnęła duży, różowe plecak z Hello Kitty i rzuciła go pod najbliższe drzewo. Zdjęła rękawiczki i czapkę. Niesforne kosmyki ciemnych, prostych jak druty włosów, opadły na jej plecy. Dziewczynka potarła rączki , na jej czole pojawiły się poziome kreski. Ciemnowłosa skupiła wzrok na drzewie, które było kilka metrów od niej. Zamknęła oczy. Nie minęła sekunda, a jej kruche, drobne ramię uderzyło o konar drzewa. Potarła bolące miejsce i roześmiała się głośno. Nie mogła w to uwierzyć. Po raz pierwszy zrobiła to trzy tygodnie temu i wciąż to potrafiła. Czuła się niesamowicie. Uważała, że jest niezwykłą, magiczną dziewczynką , może nawet Czarownicą.  Potrafiła przenosić się z miejsca na miejsce. To była magia, przecież takie rzeczy się nie zdarzają.
Przychodziła tu codziennie po szkole i trenowała. Odkryła, że potrafi przemieszczać się na większe odległości. Kiedyś będąc w szatni, przeniosła się nagle do biblioteki, a raz w nocy gdy tylko pomyślała o babci, to zaraz znalazła się na zimnych kafelkach w jej kuchni. Dzisiaj postanowiła zrobić kolejny krok. Wykonała jeszcze kilka próbnych skoków w obrębie lasu i wróciła z powrotem obok drzewa pod którym, leżał jej plecak. 
Wyciągnęła z niego małe, pomięte zdjęcie, pamiątkę z Disneylandu na Florydzie. Skupiła na nim wzrok, próbując w myślach odtworzyć, każdy szczegół tego sfotografowanego miejsca. Świat wokół niej zamigotał, jej stopy oderwały się od ziemi, poczuła silny skurcz w żołądku i niesamowity przypływ energii. Oślepił ją blask neonów, a uszy w pierwszej chwili zabolały ją od krzyków i śmiechów setek osób.  Patrzyła jak oczarowana na ten wspaniały świat, stała tu na Florydzie pod zamkiem Kopciuszka, nie była już w ponurym Beaumont w Texasie. Była tutaj w Disneylandzie, królestwie każdego dziecka, setki kilometrów od swojego domu. Jeszcze chwilę patrzyła na otaczający ja świat. Z żalem zamknęła oczy, myśląc o puszczy, którą przed chwilą opuściła. Wiedziała, że nie może tu zostać bo rodzice zaczęliby się denerwować.  Nigdy nie siedziała w lesie dłużej niż godzinę, bo tyle trwał powrót autobusem do domu.
Zgarnęła plecak z pod drzewa i skoczyła na plażę przy jeziorze, niedaleko swojego domu.  Weszła do parku, wspięła się po niewielkiej skalnej skarpie. Pomiędzy zaroślami dostrzegła swój dom. Niewielki, biały, piętrowy domek, z niebieskim dachem. Przebiegła przez ulicę. Nagle zatrzymała się gwałtownie. Przymrużyła oczy i wolno wspięła się po oblodzonych schodach werandy. Zielone drzwi wejściowe były uchylone. Dziewczynka poczuła dziwny niepokój, odwróciła się za siebie i zobaczyła niebieski samochód mamy na podjeździe. Uspokoiła się i pokonała ostatnie metry, dzielące ją od drzwi. Otworzyła je szerzej i weszła do środka, rzucając swój plecak w kąt tuż przy schodach. Pociągnęła nosem i wyczuła dziwny mdlący zapach. Przez chwilę myślała, że coś złapało ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie, patrząc w miejsce, gdzie wydawało jej się, że ktoś stoi, ale nie zobaczyła nikogo. Dziwny uścisk na jej ramieniu zniknął. Zaniepokojona rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu. Dostrzegła ulubiony wazon mamy stłuczony na podłodze, zdjęcia wiszące nad komodą były przekrzywione.  Becky szybko pobiegła do kuchni. W jej dużych, brązowych oczach pojawiły się łzy.
- Mamo ! Mamusiu !- krzyknęła przerażona. Kobieta leżała na podłodze w kałuży własnej krwi. Becky wyrwała się do niej, ale jakaś dziwna, niewidzialna siła chwyciła ją w pasie. Ostanie co poczuła to łzy spływające po jej bladych policzkach i zimną igłę wbijającą się w jej szyję. Bezwładne ciało dziewczynki osunęło się na podłogę.
- Zapakujcie ją do auta i spalcie dom- zarządził wysoki mężczyzna w czarnym garniturze, trzymający strzykawkę w ręku.  Odwrócił się do towarzyszy. Trzej mężczyźni, pojawili się w pomieszczeniu. Jeden z nich podszedł, chwycił ciało dziewczynki, przerzucił ją przez ramię i pośpiesznie opuścił dom. Czwarty zbiegł z piętra.
- Szefie, mamy kolejny cynk - młody chłopaczek z blond czupryną podał mu komórkę. Mężczyzna w długim do łopatek, związanym ciasno kucyku, chwycił w swoje szczupłe palce urządzenie. Spojrzał uważnie na monitor. Uśmiechnął się zjadliwe pod nosem.
- Pora złożyć mu wizytę - powiedział pod nosem i skoczył.

***
Nowy rozdział pojawi się do 2 tygodni. Podstrona ze zdolnościami jeszcze w tym. Dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnią notką i głosy w sondzie, one naprawdę wiele dla mnie znaczą. Bardzo prosiłabym was jeszcze( już po raz drugi), o wszystkie numery GG, osób które chcą być i tych co były informowane o nowych rozdziałach, ponieważ korzystam z nowej wersji GG, a ona nie wiedzieć czemu usunęła mi ostatnio wszystkie kontakty i nie mogę ich odzyskać. Bardzo was przepraszam za to utrudnienie. Jeżeli ktoś nie zostanie poinformowany o tym rozdziale, to również bardzo za to przepraszam. 
Czekam na wasze opinie o tym rozdziale.



10 komentarzy:

  1. Mam zaszczyt bycia pierwszą ^^ Rozdział boski, tyle się działo, że normalnie nie wiem co powinnam skomentować pierwej. Przede wszystkim dziwie się Jaredowi, że myśli o zostaniu łowcą, dla mnie to nie jest kusząca perspektywa :D:D Powinien słuchać Sary. No i żal mi Becky, czy naprawdę uśmierciłaś jej matkę? Niedobra ty :P Kurcze, żeby tylko udało jej się jakoś uciec, zakończyłaś w zbyt interesującym momencie. Kurcze, piszesz zawodowo, z tego to wyszłaby zajebista książka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że rozdział Ci się podoba. Czy z tego wyszłaby kiedyś książka ? Możliwe, ale przed mną jeszcze długa droga. Muszę jeszcze dużo ćwiczyć, aby choć w połowie dorównać autorom, których książki pojawiają się w księgarniach. Becky, niestety będzie stracona, nie ucieknie. Przez ten ostatni fragment chciałam pokazać, jak działają Łowcy i wprowadzić ich do akcji, co jakiś czas będzie się pojawiał krótki fragment z ich udziałem. Co do Jareda, on czuje się bardzo zagubiony. Świat Łowców kusi go, bo przypomina mu o czasach w których dawniej żył, a z którymi tęskni. Teraźniejszość w jakiej teraz żyje Jared powoduje, ze jest on nieszczęśliwy. Tkwi w nim przekonanie, ze jest stworzony do większych celów. Uważa, że Łowcy mu w tym pomogą. Nie chcę nic więcej zdradzać, wszytko wyjaśni się w najbliższych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się podobało ^^. Zaczynam już powoli brać się za nadrabianie, żebym lepiej wiedziała, o co chodzi w opowiadaniu, ale te rozdzialy co czytałam były naprawdę dobre ^^.
    W ogóle masz fajny styl i choć rodział był dość długi, czytało się przyjemnie i cieszę się, że opisywałas kilka różnych perspektyw. Ciekawa jestem, co z tą dziewczynką. Czyżby też odkryła w sobie jakieś zdolności? W ogóle bardzo dobrze kreujesz świat przedstawiony. Wydaje się być taki rzeczywisty, jak ja próbowałam pisać coś własnego, to jakoś papierowo mi wszystko wychodziło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ty zawsze musisz kończyć w takich momentach ? Oczywiście czekam na więcej, i zapraszam do siebie - > http://lostinmistake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej spodobał mi się ostatni fragment, chociaż końcówka do przyjemnych nie należała. To okropne, co przydarzyło się Becky. Najpierw wszystko jest w porządku, jest szczęśliwa, nie chce spóźnić się do domu, lecz tam zastaje martwą matkę. Okropne. I na dodatek jeszcze pojmana przez Łowców.
    Ciekawi mnie, jaką ostatecznie decyzję podejmie Jared. Dla niego obie drogi są korzystne, ale mam jednak nadzieję, że opanuje się w sprawie Łowców, bo na dobre mu to nie wyjdzie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowi ludzie, nowe perspektywy robi się powieść wielowątkowa! Coś czuję, że historia Becky będzie intrygująca. Pisz tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  7. "wystukiwał palcami nerwowym rytm na drewnianej boazerii"- nerwowy
    Co to za dziewczyna ze wstążkami we włosach? Kurcze dość dziwna postać. Jakich odpowiedzi szuka? co ją łączy z Sarą?
    Te rozmyślania Jareda są dośc dziwne. Taka ciemna strona się w nim ujawnia wtedy. Mam nadzieję, żę jednak zrozumie, że bycie Łowcą nie jest niczym dobrym i ucieknie razem z Sara i resztą.
    Cholibka, ten Will mnie ciągle zaskakuje. Co chwilę wyciąga jakiegoś asa z rękawa ;d
    "Odwróciła się, nie wiedziała już ścieżki"- nie widziała
    Biedna ta Becky. A Łowcy? Już miałam pisać, że w sumie nic o nich nie wiemy, jedynie jakieś wzmianki, które przedstawiane są z punktu widzenia Sary. A Ty napisałaś z nimi scenkę. I to dokładnie taką, na jaką kreowała ich dziewczyna. Zabić z zimną krwią kobietę, spalić dom, a dziecko porwać? No nie sądzę, aby Jared chciał stać się takim potworem!

    Mam jednak taki mały problem. Bo zauważyłam kilka literówek, czy przecinek w miejscu, w którym zdecydowanie nie powinno go być. Ale przepisywanie całego zdania byłoby bardzo uciążliwe i długo by to trwało, a ja nie mam tyle cierpliwości. Więc musisz mi wybaczyć, że już tego nie robię. Jedynie jakieś bardzo rzucające się w oczy wypisuje :)
    A moje gg chyba masz, ostatnio do Ciebie pisałam, więc nie podaję ^^
    Rozdział mi się podobał , tak jak wszystkie. Ale ten chyba bardziej, bo duuużo opisów !

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Rozdział pojawi się do końca tego tygodnia ;)

      Usuń