Wszedł do ciemnego pomieszczenia. Rzucił swoją kurtkę na oparcie
obrotowego krzesła, stojącego przy ścianie. Jego kroki odbijały się
cichutko od drewnianego parkietu. Przemyślenia w jego głowie, błądziły
szybciej, niż trwał jeden jego oddech. Cały czas myślał o niej. Im
bardziej starał się ja znienawidzić, tym czuł większą potrzebę, bycia
blisko niej. Doprowadzało go to do szału. Chciał już zamknąć szufladkę z
E.V, żyć tym co robił przez ostatnie 11 lat. Zajmować się tym, co
pozwoli mu się się zatracić i zapomnieć. Jednak zamiast pomścić
ukochaną, on znalazł w osobie Sary nową obsesję, która pochłaniała cały
jego wolny czas. Oczywiście ten czas, którego nie spędzał na piciu w
Undergraud Grage. W zasadzie to tak teraz wyglądały jego dni: spanie do
południa, zajmowanie się Johnahem, zanim wróci Barbara, oraz zakłady w
Undergraund, ewentualnie Golden Gate, dwa miejsca w których starał się
zapomnieć. A jednak mimo wysiłków zatopionych w litrach alkoholu i
utopionych w setkach dolarów, nie udawało mu się. Czuł co raz bardziej
narastająca frustrację. Dlaczego był bardziej bezradny niż kiedykolwiek ?
Dlaczego nie potrafił wrócić do swojej kryjówki na środku pustyni ? Na
to pytanie potrafił odpowiedzieć już bezbłędnie. Bo za bardzo
przypominało mu E.V. Kuchnia: każdy wspólny posiłek, salon: wspólnie
spędzone chwile, sypialnia: każdą nieprzespaną noc. W każdym koncie tej
dziury, czuł jej obecność, zapach jej perfum. Słyszał jej śmiech. Usiadł
na łóżku i schował twarz w dłoniach. Zaczął głęboko oddychać. Nie
potrafił się wyzbyć obrzydzenia do samego siebie, że przez Sarę, zaczął
wątpić we wszystko co przeżył z Evelyn. Zaczął czuć wstręt do tych
wszystkich pokoi, do jej śmiechu, pełnych różowych ust, zielonych
oczu...A wszystko przez inne puste, niebieskie tęczówki, z których
czasami jedynie płynęła nienawiść. Zamieniając jasno niebieski oczy w
taflę lodu, tak twardą, ze przerażała każdego. A jednak udało się jej
zasiać ziarno zwątpienia, którego plony on zaczął zbierać. Wiedział, ze
dopóki nie wyjaśni wszystkiego przed samym sobą. Nie będzie mógł iść
dalej. Wiedział, że istnieje tylko jeden klucz do sejfu z prawdziwymi
informacjami, a jest nim Sara. Tylko ona może zabrać go do prawdziwego
źródła, do miejsca na granicy którego wszystko się zaczęło. „Kim ty
naprawdę byłaś ?”- jak co noc zasnął z tym pytaniem, dźwięczącym nie
tyle w jego umyśle, a w sercu.
-Gdzie byłeś ?- pytające spojrzenia Willa, wypalało w nim jakąś metafizyczną dziurę poczucia winy.
-W klubie- odpowiedział, podnosząc się z łóżka i głośno ziewając.
-Acha. Tym na Ocean Dr.
Gryffin
wzdrygnął się i przetarł szybko twarz dłońmi, aby ukryć zaskoczenie.
Wziął głębszy wdech, i ponownie spojrzał na przyjaciela, tym razem,
nadając swojemu głosowi tyle pewności na ile było go stać.
-Nie. W Golden Gate.
-W
Wigilię ?- Gryffin zagryzł wargi i spojrzał na swoje stopy, które
zwisały parę centymetrów nad podłogą. Zdawał sobie sprawę, ze w tym
momencie przypominał małego chłopca, który został przyłapany na
kłamstwie i nie wiedział co wymyślić. Spojrzał na Rudego, który wydawał
mu się dziwnie szczęśliwy, całą tą sytuacją. Na jego twarzy widoczne
było podniecenie, które jeszcze tylko przez kilka następnych sekund,
wydawało się niezrozumiałe Gryffinowi.
-Byłeś u niej - to krótkie
stwierdzenie doprowadziło do upadku muru, jaki pojawił się między nimi
dwa miesiące temu. Brunet wzruszył ramionami, nie było sensu udawać, ze
było inaczej.
-Tak byłem u Sary, w zasadzie to pod jej domem. A tak bardziej szczegółowo to na jej dzielnicy.
-Taa...
Jak dzień w dzień, od dwóch miesięcy- to zdanie wypowiedział tak
pewnie, że nawet nie miał najmniejszej szansy, wmówienia mu czegoś
innego. Brunet z wściekłością zacisnął wargi.
-Skąd masz tą pewność ?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nie
trudno było się domyślić, gdzie tak naprawdę znikasz. Po za tym twoje
ciuchy pachną solą morską, a nie cygarami, a czuć to w całym pokoju.
Wiesz co to znaczy ?- spojrzał wyzywająco na bruneta- złamanie
obietnicy. A to oznacza...
-Tak wiem, ze możesz się znowu z nią
kumplować. Możecie sobie gruchać jak dwie papużki nierozłączki- zdjął
koszulę i cisnął nią na najbliższy fotel. Zaczął odczuwać taką
wściekłość, że miał ochotę kogoś rozszarpać. Poczuł niemiły uścisk w
żołądku, który powodował, ze cała jego zawartość niebezpiecznie zbliżyła
się ku przełykowi, pozostawiając niemiły posmak. Wziął kolejny głębszy
oddech. Wszystko pomału się uspokajało, oprócz tej żyły pulsującej na
jego szyi.
-Dlaczego teraz ?!- Will zmarszczył brwi, nie bardzo
wiedząc o co pyta go Gryffin.- Dlaczego ?! Skoro wiedziałeś o tym od
samego początku, to dlaczego nie PRZERWAŁEŚ TEGO SZALEŃSTWA wcześniej.
Mogłeś się z nią kumplować przez cały czas, a ty po prostu stałeś z
boku, bez żadnego kontaktu z nią, przez dwa miesiące nie odezwałeś się
do niej ani słowem, więc dlaczego TERAZ ?! - dopiero po chwili
zorientował się, ze krzyczy na swojego jedynego, najbliższego
przyjaciela, który był mu jak brat. Przez chwilę poczuł się głupio,
jednak rozwścieczenie, zalało go szybciej niż rozsądek, zdążył cokolwiek
mu podpowiedzieć. Jednak Will stał nie wzruszony, delikatnie się
uśmiechając, obojętny na wszystkie wrzaski.Gdy zobaczył, ze brunet
zaczął się uspokajać. Powiedział to najspokojniej jak potrafił:
-Bo chciałem, żebyś dostrzegł to, co ja widziałem już pierwszego dnia i udało mi się to.
-Czyli co mądralo ? - wysyczał wciąż wściekły.
-Przestała być dla ciebie tylko dwucyfrowa liczbą.
Zabrał
swój ręcznik i jak gdyby nigdy nic wyszedł, pozostawiając swojego
przyjaciela osłupiałego w pokoju, który wypełniał tylko jego szybki
oddech.
***
Dręczący ją nie pokój, wzmagał się z każdą minutą
prawie nie przespanej nocy. Za każdym razem kiedy już wydawało jej się,
ze zasypia. Dopadało ją to nieznośne uczucie spadania w otchłań,
wypełnioną JEJ krzykiem. Ciepłe dłonie, szturchające jej zimne ramiona,
przyniosły jej ukojenie i wybawienie od kolejnego koszmaru. Otworzyła
nie przytomne powieki. Spojrzała na ciocie, która uśmiechała się do niej
ciepło.
-Wstawaj śpiochu. Musisz jechać na korepetycje do Lewes. Zaczynasz o 10.
Ziewnęła
przeciągle, odwracając się na drugi bok. Jeszcze przez chwilę patrzyła w
biały sufit. Po czym poszła do łazienki. Wykonała mechanicznie te same
od lat poranne czynności i zeszła na śniadanie. Zdziwiła się, ze jest
tak spokojnie. Dopiero po chwili przypomniała sobie, ze sa ferie
świąteczne i wszyscy jeszcze śpią.
Nalała sobie gorącej zbożowej
kawy, przez chwilę grzała dłonie na kubku. Po czym upiła łyk napoju. Nie
miała ochoty na jedzenie. Starała się nie myśleć o E.V, a jednak to
robiła, prawie każdego wieczoru. Wciąż nie mogła zapomnieć o łączącej je
więzi.
-Może gdyby nie było tu Gryffina, byłoby łatwiej- wyszeptała.
Spojrzała
przez okno,trawy porastające wydmy kołysały się w rytm wiatru. Mimo
słońca morze było dziś nie spokojne, podobnie ja ona. Spojrzała na
zegarek na kuchence mikrofalowej. Miała
jeszcze dwie godziny do
rozpoczęcia zajęć w szkole podstawowej. Miała pomagać trudnym dzieciom w
nauce. Kara za cała sytuacje z Ashley. Skrzywiła się mimowolnie, myśląc
o blondynce. Denerwowała się dzisiejszym dniem. Wiedziała, ze są to
trudne dzieci, które w czasie ferii nadrabiają wszystkie zaległości.
Miała dobre oceny w szkole, dlatego dyrektor przydzielił jej właśnie
takie zadnie, bycie korepetytorem. Problem w tym, ze uczniowie
podstawówki byli albo częścią programu ochrony dzieci z rozbitych
rodzin, albo mieli ADHD.Wiedziała, ze będzie trudno do nich dotrzeć. Nie
chciała by stało sie to kolejną rzeczą, dopisaną, do listy jej porażek.
Westchnęła głośno, zabierając z misy leżącej koło drzwi kluczyki do
samochodu.
Na miejscu okazało się to trudniejsze niż myślała.
Większość z tych dzieci była bardzo oporna na jakąkolwiek radę, a co
dopiero na naukę. W sumie w jakimś stopniu, czuła się tutaj jak w domu.
Na wyspie wcale nie było lepiej. Szczególnie gdy przypadkiem zbłądziła
na piętra dla nowicjuszy. Pulchna młoda kobieta, dała jej kartę pracy z
imieniem chłopca, uśmiechając się krzepiąco. Spojrzała na wydrukowany
formularz. Gregory Stephner. Siedział przy czwartym stoliku na ogromnej
stołówce. Mały, rudy, pulchny chłopiec, wpatrywał się w nią z
zainteresowaniem, ale także z niechęcią. Zajęła miejsce na przeciwko
niego.
-Cześć. Jestem Sara.
Chłopak skinął głową. Wpatrywał się w kartę trzymaną w jej dłoniach. Była pewna, ze z chęcią by ją rozszarpał.
-Od czego chciałbyś zacząć ?
-Od ferii.
-No, nie ty jeden- uśmiechnęła się do niego ciepło. Chłopak odwzajemnił uśmiech.
-Ile masz lat Gregory ?
-Jedenaście. Co takiego zrobiłaś, ze tutaj trafiłaś ? Jesteś młoda, musisz być z Henelopen.H.S.-
Nachylił się konspiracyjnie.
-Przywaliłam koleżance.
-No to musi być z niej fajna koleżanka. A chociaż porządnie ?
-Uwierz mi, zapamięta to do końca życia.
-No
równa, z ciebie laska- Sara uniosła brwi- znaczy się dziewczyna. Możemy
zacząć sam nie wiem...ze wszystkim mam problem. Weź pierwszą kartę z
brzegu.
-Matematyka....
-Nienawidzę matmy.
-No to jest nas dwoje.
Przez godzinę próbowała mu wytłumaczyć najprostsze ułamki na jego
ulubionych ciastkach ze szkolnego automatu, jednak było to trudniejsze
niż przypuszczała. Starała się być cierpliwa, okazać mu wystarczająco
dużo uwagi. Jednak jej uwaga była co raz bardziej rozproszona, przez
chłopaka siedzącego stolik za nimi. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w
przestrzeń za szklaną szybą, w zupełności nie słuchając swojej
nauczycielki. Za to co jakiś czas przysłuchiwał sie temu co mówi Sara,
spoglądał wtedy ukradkiem w jej stronę. Nie wiedziała dlaczego, ale
czuła jakiś wewnętrzny respekt przed tym chłopcem. Brunet spojrzał na
nią, a potem nachylił się do swojej nauczycielki. Ta spojrzała na swoją
kartę, a potem na Sarę. Wstała i udała się do wyjścia ze stołówki.
Chłopczyk powrócił do swojej poprzedniej pozycji i znów wpatrywał się w
okno. Spojrzała na swojego podopiecznego i stwierdziła, ze zaczął
poprawnie rozwiązywać proste równania.
-Udało ci się- powiedziała do niego z mocną aprobatą w głosie.
-Naprawdę.Czyli teraz mogę...
-Tak
możesz zjeść ciastka-powiedziała uśmiechając się do niego
ciepło.-Robimy przerwę, wystarczy tej matmy na dzisiaj.-poczuła dłoń na
ramieniu, odwróciła sie i zobaczyła tą samą pulchną kobietę, która dała
jej podkładkę z kartami pracy na dziś.
-Jak sobie radzisz ?
-Myślę, ze dobrze.
-To
bardzo mnie to cieszy. Jednak niestety w sekretariacie zaszła pomyłka.
Przydzielono ci nie tego chłopca. Miałaś uczyć matematyki i nauk
społecznych Johnach Stubnytskiego.Siedzi tam pod oknem. Pani Hath,
zajmie się Gregorym.
-Ja nie chcę Hath, chce Sarę. Dlaczego świr Johnach, ma mieć z nią korki. On i tak nikogo nie słucha. Nie może pani.
-Przykro mi to nie ode mnie zależy.
-A co od świętego Mikołaja ? Mam gdzieś tą szkołę.
Wstał przewracając swoje krzesło. Podszedł do Johnach i zaczął nim potrząsać.
-Odwal
się do niej. Jest moją korepetytorką. Przestań rzucać te swoje hokus
pokus. Popaprańcu. Chłopiec niewzruszony w jego ramionach poruszał się,
razem z jego ruchami, wciąż wpatrując się w szybę. Przypominał
akustycznego chłopca.
-Gregory uspokój się. Puść go.- Nauczycielka próbowała go odciągnąć.
Po chwili chłopak odskoczył.
-O
boże płonę. Moja noga ona się pali.- Krzyk chłopca rozniósł się po
stołówce, był przerażający, jakby naprawdę płonął. Jednak nikt nic nie
widział. Sara patrzyła na ludzi w stołówce. Nauczycielki odeszły od
chłopców. Inni byli pochłonięci swoimi zadaniami. Nikt nie zwracał na to
uwagi. Po chwili do wrzasku chłopca dołączył inny.
-PRZESTAŃ NATYCHMIAST ! Cokolwiek mu robisz, przestań- dodała już spokojniej.
Chłopczyk
spojrzał na nią. A krzyk Gregorego nagle ucichł. Sam rudy chłopak,
ciężko jeszcze oddychając, odwrócił się. Na jego twarzy wciąż były
widoczne ślady łez. Podniósł swoje krzesło i usiadł na przeciwko pani
Hath. Bez słowa tak jakby o wszystkim zapomniał. Powietrze w stołówce,
było przesiąknięte przerażeniem. Dopiero po chwili zorientowała się, że
atmosfera, którą czuje, należy tylko do dwóch osób. Rudego chłopca,
który wszystko zapomniał i młodej dziewczyny, która została jednym
świadkiem, czegoś o czym do tej pory czytała w starych raportach. Na
drżących nogach podeszła do Johnach. Usiadła na przeciwko niego.
Chłopiec poruszył się i odwrócił się w jej stronę, obdarowując ją
najszczerszym dziecięcym uśmiechem. Poczuła, ze grunt przez chwilę usuwa
się pod jej nogami. To był ten sam chłopiec : zielone tęczówki, bujna
czupryna. Ten, który towarzyszył w sklepie Gryffinowi. Wyciągnął rękę w
jej stronę, wyciągając z jej drżących dłoni niebieskie pudełko.
-Oreo – stwierdził ze spokojem otwierając paczkę- Lubię, Oreo.
Wpakował sobie do buzi całe ciasteczko, po czym ponownie uśmiechnął się do przerażonej Sary.
Oreo.. Oreo... ;p
OdpowiedzUsuńTak, święta racja, ze święty Mikołaj wie i może wszystko ;p
Trochę oczy mnie bolą od tego niebieskiego tekstu i ciężko mi się skupić... Ale dałam rade... Ale za to zaczął mnie intrygować ten chłopiec... Jestem ciekawa, co będzie dalej..
OREO! Kocham, uwielbiam oreo! Te ciacha są po prostu niesamowite xD. Dobra, a teraz tak poważnie. Zasługujesz na dużą pochwałę. Od pierwszego rozdziału tej historii zrobiłaś ogromne postępy, dużo lepiej u ciebie z interpunkcją, ortografią i ogólnym brzmieniem zdań. Niezmiernie się cieszę, bo teraz wiem też więcej o E.V., intrygująca babka i szacunek dla niej, że się porwała na takiego ekscentryka jak Griffin (ale w sumie się jej nie dziwię, on jest cudowny po prostu). Ten chłopiec od Oreo to świetny pomysł (za nic nie mogę zapamiętać jego imienia). Czekam z niecierpliwością na kolejną część. BTW, masz ferie od początku lutego (druga tura), no nie? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, co zaczyna się tutaj dziać.
OdpowiedzUsuńCzyżby Gryffin zaczął się zakochiwać? ;) Ten chłopiec, którego ma uczyć Sara bardzo mnie zaintrygował. Naprawdę. Pewnie będzie kolejną niezwykłą osobą w tej historii.
Akcja rozkręca się w normalnym tempie - nie za szybko, nie za wolno. To dobrze.
Zauważyłam brak kilku przecinków, jedną, czy dwie literówki i błąd ortograficzny ;P
Od pierwszego rozdziału piszesz co raz lepiej. Wyrobiłaś się ze swoim stylem - bardzo koncentrujesz się na odczuciach bohaterów i tym, co ich otacza. Wszystko jest teraz bardziej realistyczne. Oby tak dalej ;)
Życzę powodzenia i pozdrawiam! :)
druga-tozsamosc.blog.onet.pl
No więc tak. Rozdziały 11, 12 i 13 przeczytałam wczoraj między 23:30 a 01:00 ;d Tak jakoś się wciągnęłam w czytanie na telefonie, że nie mogłam się oderwać ;d Wszystko do czego chciałabym się przyczepić wypisałam na kartkach :D
OdpowiedzUsuńNo więc tak, zdarzają się te przypadkowe przecinki, które zaburzają niestety konstrukcję zdania.
"Nie tylko w jego umyśle, a i w sercu" - ale i w sercu/ lecz także w sercu :)
Wyobraziłam sobie Gryffina spoglądającego tak w swoje stopy. Bezcenne haha! ;d
"Kara za całą sytuację z Ashley." - coś jest nie tak. Nie wiem, nie podoba mi się to zdanie. Kara za to co zrobiła Ashley, albo Kara wymierzona jej za to co zrobiła Ashley może?
"To bardzo mnie to cieszy."- Bardzo mnie to cieszy, albo A więc bardzo mnie to cieszy brzmiało by chyba lepiej.
Wow. Nieźle, nieźle... Będzie dawała korki chłopcu, który jest jakoś powiązany z Gryffinem? Myślę, że będzie się działo! No szkoda też, bo Gregory wydał się być bardzo "fajnym" chłopcem. :)
" młodej dziewczyny, która została jedYnym świadkiem"- Chyba raczej była , a nie została, albo też stała się. Tak mi się wydaje.
Moc tego chłopca jest dość dziwna. Taka powiedziałabym, przerażająca nawet. Jedno jest pewne nie chciałabym zostać z nim w jednym pokoju !