środa, 23 maja 2012

17. Impuls

          Stary Camaro zatrzymał się z piskiem opon pod dużą, nadmorską willą . Dziewczyna wyskoczyła z auta i pobiegła na drugie piętro prosto do swojej sypialni. Szarpnęła pomarańczowymi, harmonijkowymi drzwiczkami szafy. Schyliła się i wygrzebała plecak leżący na dnie. Sprawdziła jego głębokie kieszenie, czy aby na pewno ma wszystko to czego potrzebuje Pliki banknotów pozwijane w rulony, paszporty, dwie nowe karty sim, mapy i widokówki po jednej z każdego kontynentu, znajdowały się już w plecaku. Z szafy wyciągnęła kilka  t-shirtów, jeansy, wygodne dresy, ciepłą bluzę i kurtkę. Wszystko pośpiesznie poskładała w najmniejsze kostki i upchnęła do plecaka. Rozejrzała się po pokoju, czy niczego więcej nie potrzebuje. Sprężystym krokiem weszła do łazienki, pakując najpotrzebniejsze artykuły higieniczne. Spojrzała nerwowo na zegarek i wyciągnęła telefon z kieszeni wybierając numer Jareda. Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa. "Błagam Cie odezwij się. To ważne"- pozostawiła krótką wiadomość na sekretarce. Wybiegła z pokoju, chwytając plecak lewą ręką. Zbiegła do kuchni,  potykając się o dywan, leżący obok schodów. Wyciągnęła z szafki kuchennej kilka batoników energetycznych, czekoladę i ciastka. Z apteczki wygrzebała kilka bandaży, wodę utlenioną, małe pudełko Tylenolu i Vicodinu.
-Tyle powinno mi wystarczyć- wyszeptała do siebie - Biszkopt ! Biszkopt, piesku gdzie jesteś ?!
Rozejrzała się niespokojnie po salonie. Nigdzie nie mogła dostrzec retrievera. Ze smutkiem spojrzała na hak, na którym zawsze wisiała smycz. Zagryzła wargi, robiła to zawsze gdy się denerwowała. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wybiegła z domu , marząc tylko o tym, by nie musiała jeszcze dziś uciekać.

***
     Wbiegł na szeroki szpitalny hol, nie zwracając uwagi na krzyki pielęgniarek lub niezadowolonych pacjentów, których przez przypadek potrącał. Mijał puste, lub zapełnione sale, zaglądając do nich przez szyby.  Zatrzymał się dopiero gdy zobaczył Dylana i Jamiego, pogrążonych w cichej rozmowie na granatowej kanapie. Oboje mieli zatroskane twarze, na których malował się głęboki smutek i zaniepokojenie. Co chwile nerwowo spoglądali na przeszklone drzwi, zakryte bladoniebieską roletą. Domyślał się, że to właśnie tam znajduje się jego przyjaciel.
    Podszedł do nich wolniejszym krokiem, dysząc ciężko. Obaj młodzi chłopcy na jego widok poruszyli się niespokojnie. Will usiadł w przetartym, granatowym fotelu tuż obok sofy. Spojrzał na nich pytająco. Obaj równocześnie pokręcili głowami.
- Nic jeszcze nie wiemy. Ma jakiś zabieg - Dylan wskazał głową na przeszkloną sale szpitalną.
- Co się właściwie stało ?- zapytał Will, doskonale znając odpowiedź na to pytanie. W przeciwieństwie do braci doskonale wiedział, co wydarzyło się dwa dni temu.
- Przyszliśmy do niego popołudniu. Tak jak zawsze. Nie mogliśmy wejść do mieszkania, więc no wiesz użyłem tego co zawsze- Jamie uśmiechnął się tajemniczo, mówiąc konspiracyjnym tonem, po chwili jednak spoważniał.- Znaleźliśmy go na podłodze w łazience. Był blady jak kreda, miał sine usta, wokół niego było pełno wymiocin i krwi. Baliśmy się, że nie żyje. Wezwaliśmy pogotowie. Gdy tylko przyjechaliśmy, od razu zabrali go tam- wskazał palcem na sale.
-Od tej pory, nikt nic nam nie powiedział. To trwa już ponad 40 minut - wyjąkał cicho Dylan.
Will odchylił głowę na oparcie fotela. Wpatrywał się blask białej, jarzeniowej lampy, od której światła bolały go oczy. Nie przejmował się tym zbytnio. Bał się o przyjaciela jak nigdy dotąd.Odkąd go zna, zawsze wydawało mu się, że ma niezwykły talent do pakowania się w kłopoty, zwykle jednak wychodził z nich obronną ręką. Teraz nie miał bladego pojęcia jak to się skończy i to, przerażało go najbardziej.
     Usłyszał dźwięk rozsuwanych drzwi i głosy lekarzy wydających dyspozycje dyżurującym pielęgniarkom.  Wszyscy chłopcy poderwali się z miejsca. Will zamrugał kilkukrotnie powiekami, aby pozbyć się uporczywych niebieskich plamek. Przymrużył oczy i zobaczył, że w ich stronę szedł dojrzały mężczyzna. Siwiejące włosy miał starannie zaczesane do tyłu. Kilka kosmyków opadało na jego duże, szaroniebieskie oczy, które spoglądały na chłopców z ciekawością i powagą. Ostre rysy twarzy, złagodzone były przez panujący na niej spokój. Rudowłosy spojrzał na niego, jednocześnie czując niewyobrażalną ulgę. Dobrze znał tego mężczyznę, który szedł do nich, ściągając niebieskie rękawiczki, które włożył do kieszeni kitla. Will dostrzegł, że w niektórych miejscach widnieją na nim czerwone plamy. Poczuł mdłości na samą myśl o tym, że to krew Gryffina. Doktor skłonił głową na powitanie, a potem niedbale przeczesał włosy palcami.   
- Nazywam się Henry Grey i jestem chirurgiem. Właśnie wykonaliśmy zabieg, który uniemożliwił rozprzestrzenianie się zakażenia we krwi pacjenta, oraz dający możliwość uratowania kończyny. Wasz brat, miał wiele szczęścia, ktoś bardzo sprawnie usunął mu odłamki prawdopodobnie szkła. Gdyby nie to, cała sprawa mogłaby się o wiele gorzej skończyć.
Will poczuł jak niewyobrażalny ciężar, znika z jego klatki piersiowej. Odetchnął głęboko, spoglądając z ulgą na doktora.
- Czyli nic mu nie jest ? Będzie mógł wrócić z nami do domu ? - zapytał się , spokojnie ważąc słowa Dylan.
- Niestety nie dzisiaj. Rana po usunięciu szkła została bardzo zaniedbana, oczyściliśmy ją i zszyliśmy. Jednak musi zostać na obserwacji przynajmniej do jutra. Jest bardzo wyczerpany. Musi dostać wszystkie potrzebne kroplówki i witaminy. Bez pewności, że wszytko z nim w porządku nie mogę go stąd wypuścić.
- Możemy z nim porozmawiać ?- zapytali bracia, niemal jednocześnie.
- Niestety może wejść do niego tylko jedna osoba. Jednak zanim was zostawię, muszę wam zadać kilka pytań - chłopcy spojrzeli po sobie, zaniepokojeni tajemniczym tonem doktora.- Wasz brat ma wiele ran na ciele oraz siniaków , jego krew też ma bardzo dziwny odczyn, dlatego będę musiał powtórzyć badania. Rany wyglądają jak blizny po walkach. Nie mogę tego tak zostawić, ta dzisiejsza również wygląda niepokojąco. Wiecie dobrze, że ostatnio w naszym hrabstwie, jak plagi powstają kluby walk. Czuję się w obowiązku zadzwonić do szeryfa. Bardzo mi przykro, ale jako szef oddziału tej klinki, nie mogę postąpić inaczej.
- Panie doktorze, proszę tego nie robić to był tylko głupi wypadek. On nie bierze udziału w żadnych walkach - Dylan wbił w Henrego błagalne spojrzenie - Po prostu....- Jamie trącił go dyskretnie łokciem w żebra - byli pijani. No wie pan. On i nasz najstarszy brat. Kłócili się, no i zaczęli się szarpać. Sam pan widzi jak to się skończyło. Nie chcemy kłopotów. To naprawdę...nic wielkiego. 
Chirurg spojrzał na nich uważnie. Przyglądał się po kolei każdemu chłopcu, jakby coś analizował. Po chwili uśmiechnął się delikatnie, jednak patrzył na nich surowym wzrokiem.
- Dobrze. Nie zadzwonię do szeryfa Barksdale, ale jeżeli tylko dostanę kolejnego pacjenta podejrzanego o udział w walkach ulicznych. Możecie być pewni, że szeryf na pewno się u was pojawi.
Skinął głową na pożegnanie i odszedł pośpiesznie w głąb korytarza.
      Chłopcy spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Nie było im łatwo wybrnąć z tej sytuacji. Nie chcieli, aby doktor węszył w ich życiu, a tym bardziej nie mieli ochoty na wizytę Barksdale'a w ich domu. Nie potrzebne im były kłopoty szczególnie wtedy, gdy chcieli nie istnieć. Will zmrużył oczy, patrząc na drzwi do pokoju szpitalnego.
- Który z nas do niego idzie ?- spytał Will spoglądając na towarzyszy. Jamie roześmiał się szczerze, a na jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki.
- Nie zadawaj nawet takich durnych pytań. Sprawa jest chyba jasna - spojrzał wymownie na Willa swoimi zielonymi oczami i chwycił swoją kurtkę z kanapy. Pociągnął młodszego brata za koszulkę - Zobaczymy się w domu.  Obaj nastolatkowie oddalili się do windy, w której po chwili oczekiwania, zniknęli.
        Podszedł do sali, gdzie odpoczywał jego przyjaciel. Chwycił za pozłacaną, okrągłą klamkę i pociągnął ją delikatnie. Drzwi ze szmerem poruszających się niewielkich kółek, przesunęły się w lewo. Wślizgnął się cicho, zasuwając je za sobą. W środku panował półmrok, rozświetlony jedynie przez niewielką lampkę nocną, stojącą w kącie. Komputery cicho szumiały. Monitory w większości były wyłączane. Gryffin leżał na plecach,  z głową opartą na płaskiej, białej poduszce. Rudy spojrzał na jego rękę, owiniętą grubym bandażem. Do wenflonów w zagięciach łokci, sączyły się przez przezroczyste rurki różnego rodzaju płyny. Spojrzał na jego skamieniałą twarz. Jego powieki były szczelnie zamknięte, usta wciąż miały lekko siny odcień, a twarz  nabierała pomału żywszego koloru. Był nieprzytomny, jedynie klatka piersiowa poruszając się miarowo, była oznaką tego, że żyje.Will usiadł w beżowym, wąskim fotelu i utkwił wzrok w pogrążonego we śnie bruneta. Nie potrafił sobie wyobrazić co by czuł, gdyby go stracił.

***

       Czuł ból w ramieniu i gorzki smak w ustach, kiedy mężczyzna o ciemnych włosach i szerokich ramionach, biegł z nim przez wąski korytarz, kurczowo trzymając go za rękę. Jego nogi ślizgały się na niestabilnej, jasnej, betonowej posadzce. Młody chłopiec odwrócił się za siebie, w panice orientując się, że nie słyszy już stukotu butów na obcasie o świeżo wypolerowaną podłogę. 
- Nie odwracaj się ! - usłyszał surowy, przepełniony bólem głos mężczyzny. Zbiegli po schodach na niższy poziom, umykając w pierwszą alejkę korytarza.
      Starszy mężczyzna kucnął na wprost chłopca. Miał brązowe zmierzwione włosy, z nosa kapała mu krew, plamiąc krzywo rozwiązany, jasny krawat. Drogo wyglądająca marynarka, była naderwana w kilku miejscach. Położył poranione dłonie na ramionach dziecka. Przestraszony malec wpatrywał się w niego dużymi, brązowymi oczami.
- Gd...Gdzie jest mama ?- wyjąkał maluch, odwracając się za siebie, ledwo tamując łzy. Mężczyzna położył dłonie na policzkach chłopca, nakierowując jego wzrok wprost na jego piwne oczy, pełne mądrości i bolesnych doświadczeń. Utkwił spojrzenie w tęczówkach syna, identycznych jak u jego żony. Spojrzał na niego z powagą.
- Posłuchaj synku. Za nami jest korytarz na którego końcu jest szyb awaryjny, pamiętasz jak zawsze się tam chowałeś- chłopiec skinął głową, a po jego zaróżowionej z wysiłku twarzy spłynęły łzy. Mężczyzna uśmiechnął się do niego i pogłaskał go po policzkach, ocierając słone krople wierzchem dłoni.- Będziesz biec do tego miejsca ile sił w nogach, nie odwracając się za siebie, choćbyś nie wiem co usłyszał, wyślizgniesz się przez szyb na zewnątrz. Tam będzie na Ciebie czekała pani w czerwonym swetrze. Chwyci Cię za rękę i skoczycie, nie musisz się jej bać. Ona Ci wszytko przekaże, to co Ci zostawiłem. Nie wiem czy jeszcze kiedyś się spotkamy, ale Gryffin, musisz wiedzieć jedno, jesteś o wiele bardziej wyjątkowy niż kiedyś będzie Ci się wydawać. Obserwatorka powiedziała mi, że kiedyś spotkasz dziewczynę, będzie...
- Wiesz co narobiłeś ?! Jak mogłeś okazać się takim idiotą !
Gryffin wybudzał się z głębokiego snu, nie podobało mu się to, że dziewczyna przerywa mu tak dawno  zapomniane wspomnienie. Wiedział, że E.V, wrzeszczy na niego. Robiła to dość często i to o byle głupstwa. Uśmiechnął się sennie,  szykując jakąś ciętą ripostę. 
- To nie była moja wina. To po prostu był impuls, ja nie panowałem nad sobą. 
- Och świetnie i to ma cię tłumaczyć ! Twój impuls może zabić nas wszystkich i to najpóźniej jutro. Nie rozumiesz, to już się zaczęło. Łowcy ze wszystkich Wydziałów zostali wypuszczeni.
Gryffin uchylił powieki, zaniepokojony dziwną wymianą zdań, która w zupełności nie pasowała do scenerii w jakiej wydawało mu się, że się znajduje. Przez rozmyty obraz dostrzegł dwie postacie, które stały na przeciwko siebie. Na widok długich, ciemnych włosów, opadających w miękkich falach na biodra dziewczyny , jego serce zaczęło bić o wiele szybciej niż powinno. Wolniej od pulsującego tętna, odzyskiwał jedynie wzrok. Para młodych ludzi, zażarcie się ze sobą kłóciła. Jak przez mgłę widział, jak dziewczyna popycha wysokiego i chudego chłopaka, który wyciągnął ręce w obronnym geście. Denerwował się, że nie może słyszeć wszystkiego, o czym mówią.
- Znajdę ich. Nie zbliżą się do miasta - powiedział z mocą w głosie chłopak. 
- Niby jak chcesz to zrobić ?! Nie znajdziesz ich w sieci. Podczas polowań, nie umieszczają żadnych listów gończych.- warknęła dziewczyna jadowitym tonem, chłopak zamilkł, gwałtownie siadając w fotelu.
Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez nastolatkę słowem, jego postać E.V rozpływała się. Świadomość i zmysły bruneta przestawały wariować, wracały do normy. Zaczął dostrzegać różnice w odbieranych bodźcach. Ten głos był zbyt czysty, Evelyn przez cały czas mówiła zachrypniętym głosem. Poczuł ból w okolicy serca, które bardzo szybko uspokoiło swój szaleńczy bieg.  Zacisnął mocno powieki "Ona już nie wróci" - wyszeptał bezgłośnie - i uchylił je ponownie
Ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Nie miał bladego pojęcia jak się tu znalazł.
Ciemne podłogi wyłożone grubym linoleum, nie odróżniały się niczym od nocy panującej na zewnątrz. Elektroniczne urządzenia, przypomniały małe telewizorki w białych obudowach. Był w szpitalu i nie podobało mu się to. Dziwny niepokój ogarnął jego ciało na widok dwójki intruzów, których sylwetki oświetlała jedynie niewielka lampka nocna.
Chłopak siedział pochylony, z głową ukrytą w dłoniach. Dziewczyna siedziała na drewnianym stoliku, wpatrując się w niego z irytacją. Jej długie, poplątane w fale włosy, w mdłym świetle lampy nabrały koloru wiśni . W Gryffinie zawrzało, jednak zanim zdążył się odezwać. Usłyszał cichy szept rudowłosego przyjaciela.
- Musimy uciekać, prawda ?
- Już za późno, nie zwiejemy daleko. 
- To wszystko moja wina - przeczesał w nerwowym geście rudą czuprynę, jego przepełniony bólem głos rozniósł się cichym echem po pomieszczeniu - Gdybym nie skoczył...
Z głębi pokoju doszedł do nich głośny, przeciągły jęk. Zaskoczeni nastolatkowie odwrócili się w stronę źródła dźwięku. Sara poderwała się z miejsca, podbiegając bliżej drzwi. Nie ufnie patrzyła na bruneta, leżącego na szpitalnym łóżku. Gryffin wbił srogie spojrzenie w Willa.
- Błagam Cię, tylko mi powiedz, że żartujesz.
                                                                          ***
     Mężczyzna siedzący przy mikroskopie, obserwował płytki krwi, szukając w nich wszelkich nieprawidłowości. Wydrukował wyniki i położył je na biurku. Porównywał je z rezultatami badań jego nowego pacjenta. Wszystko się zgadzało. Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Pośpiesznie zamknął wszystkie teczki na biurku.
- Proszę wejść - do gabinetu weszła młoda pielęgniarka w niebieskim uniformie. 
- Doktorze Grey, nie znalazłam pacjenta o takim nazwisku. Uregulowali już należność, za opiekę tego młodego chłopaka. To co teraz zrobimy, mam wezwać szeryfa ?
- Nie Cassi, sam się tym zajmę - uśmiechnął się ciepło do młodej kobiety.
- Jak doktor sobie życzy. Mogę jeszcze w czymś pomóc ?
- Tak. Zaczekaj chwilkę. - Powkładał wszystkie próbki krwi do niewielkiego stojaka i wsunął je do specjalnego szarego pudełka. - Zanieś to do "lodówki", bardzo Cię proszę - posłał dziewczynie kolejny uśmiech.
- Oczywiście doktorze. 
Kobieta zabrała z rąk doktora pakunek z próbkami i wyszła, cicho zamykając drzwi. Henry obrócił się na fotelu, przeczesując siwiejące już włosy palcami. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej złoty sygnet. Obracał nim w palcach, przypatrując się wygrawerowanemu łacińskiemu napisowi na obręczy, wokół czarnego kruka. Uśmiechnął się spoglądają na deszcz, uderzający w przydymione szyby gabinetu. W końcu to on ma coś, na czym im zależy. 

*** Ogłoszenia !!!
            Tak, więc jak widzicie jest już nowa notka, chyba pierwszy raz na czas ;). Nowy rozdział, oczywiście w naszym stałym terminie ;) 
            Co najważniejsze , miałam problem z GG i usunęły mi się kontakty z grup blogowych. Dlatego proszę osoby, które CHCĄ być informowane i te które BYŁY informowane, o to by jeszcze raz napisały do mnie na GG (nie dot, osób, które pisały do mnie w zeszłym tyg)
           Co do nowych blogów, które znalazły się w Polecanych, na szczególna uwagę z Waszej jak i Mojej strony zasługuje blog http://tajemnice-everton.blogspot.com/. Jest to niesamowicie zapowiadająca się historia o tajemniczych siostrach wampirzycach. Opowiadanie pisane jest, wspaniałym, lekkim i bogatym stylem. Jak na razie jest tylko Prolog i pierwsze 2 rozdziały, ale ja już miałam dreszcze czytając pierwsze akapity :) 
           Przypominam, że jeżeli ktoś chce znaleźć się w Polecanych, niech pozostawi adres wraz z komentarzem. 
          Jeszcze jedno małe ogłoszenie. Wielu z was pisze, że pomału gubicie się już w zdolnościach, dlatego w przyszłym tygodniu pojawi się specjalna zakładka, opisująca każdą z nich, myślę, że to trochę ułatwi sprawę. Co do podstrony o bohaterach, będzie na bieżąco uzupełniana, ponieważ bardzo trudno szuka mi się zdjęć, aby choć trochę pasowały do moich wyobrażeń postaci.  
       
           Czekam na to co myślicie, o powyższym rozdziale ;)
      
              

13 komentarzy:

  1. Rozdział świetny jak zawsze :) Czyżby ten lekarz to też jakiś łowca, czy co? Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę może od tego, że tekst jest niedopracowany pod względem gramatycznym, stylistycznym i interpunkcyjnym. To razi, nawet bardzo, bo przez to całość robi się baaaardzo chaotyczna, Dobrze, teraz przejdźmy może do lepszych stron ;D. Trochę trudno mi się w tym połapać, ale załapałam mimo wszystko, że planujesz jakąś większą intrygę - pochwalam, pochwalam i liczę na porządne rozwinięcie. Najbardziej z całego rozdziału przypadła mi retrospekcja (mogę to tak nazwać?) Griffina - bardzo ciekawe, dość dobrze opisane. Bardzo dziękuję za miłe słowa pozostawione na moim blogu, jednak uważam, ze troszkę przesadziłaś, bo aż tak dobrze nie piszę. :D Dziękuję też za dodanie mnie do polecanych, kiedy ogarnę menu odwdzięczę się tym samym A Onet nie jest już taki zły, ostatnio nawet pozwolił zmienić mi cały szablon za jednym zamachem. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział nawet, nawet... ale...powoli zaczyna mnie denerwować to, że rozdziały są pisane z różnych perspektyw... lekko się przez to gubię i nie wiem, co myśleć... a co ten Grey tam kombinuje... pozostaje mi tylko się domyślać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Henry Grey, będzie dość ciekawą postacią w tym opowiadaniu ;), ale nic więcej nie zdradzam, a co do narracji. Jednym taka pasuje, innych drażni, mi pasuje takie pisanie więc prawdopodobnie nie będę nic zmieniać. Postaram się od przyszłego rozdziału, troszkę skracać tekst, pisać go może w każdej notce tylko z dwóch perspektyw, co może troszkę ułatwi orientacje ;) Jednak zobaczymy jak to wyjdzie ;)
      Dziękuję za twój komentarz i serdecznie pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. W jednej notce pisać tekst z dwóch perspektyw, to się raczej nie opłaca. Tylko będziesz miała więcej roboty i wolniej będzie posuwała się akcja. I broń boże nie zmieniaj stylu pisania ;p To Twoje opowiadanie przecież przez Ciebie, a że jakaś czytelniczka musi trochę więcej pomyśleć, nic się nie stanie ;p I jestem ciekawe tego Henrego ;)

      Usuń
  4. A według mnie bardzo dobrze, jak zwykle. Zaskakujące, końcówki wogóle się nie spodziewałam. U mnie nowy rozdział, wreszcie dodałam jako taki. Z 3 się poprawię :) http://meredith-light-story.blogspot.com/
    I chyba niedługo zmienię nazwę. Ta jest zbyt oczywista.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na http://swit-zywych-trupow.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział, więc zapraszam :))
    Kurcze głupio mi tu pisać ten komentarz, bo nie przeczytałam notki jeszcze. Jestem na 10 i powoli nadrabiam. Staram się jak mogę no!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! To prawda, nieco gubię się, tyle informacji. ;d Ale opowiadanie mi się bardzo podoba! :)

      Usuń
  6. jaka zaskakująca końcówka , nie spodziewałam się ; p czekam na kolejny rozdział :) http://las-tontas-no-van-al-cielo.blogspot.com/ u mnie też nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W tym rozdziale najbardziej podobał mi się pierwszy fragment (sama nie wiem, dlaczego, chyba ze względu na Biszkopta, chociaż moje pierwsze skojarzenie wiązało się z ciastem ;) ) i retrospekcja odnośnie Griffina. Trochę szkoda, że zakończona w takim miejscu, bo z chęcią poczytałabym sobie jeszcze dalej. No ale w końcu, to nie jest wątek główny tego opowiadania. I fajny moment, gdy każdy z nich mówił o czymś innym ;)
    O, coś mi się wydaje, że teraz doktorek nie da im spokoju i nie zostawi tak tej sprawy. Ciekawe, co dalej z tego wyniknie.
    Przy okazji zapraszam na nowy rozdział do siebie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. dziękuję Ci bardzo za komentarz u mnie :) cieszę się, ze opowiadanie Ci się spodobało.
    postanowiłam przeczytać również twój rozdział. masz bardzo fajny styl. czyta się lekko i szybko.
    wątek Griffina bardzo mi się spodobał mam nadzieję,że w przyszłości go rozwiniesz.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam święcie przekonana, że dodałam już komentarz no! A jednak nie. I wszystko przepadło. Kilka błędów znalazłam, ale niewiele. Kartkę niestety wyrzuciłam. No to trudno. Będę musiała chyba odpuścić błędy. Ale dużo i tak ich nie było, więc nie ma o czym mówić. :))
    No więc jednak nie pojechała od razu do szpitala tylko do domu. A byłam przekonana, że "wiatr poniesie ją do Gryffina". Ale to dobrze, bo to znaczy , że jeszcze do końca nie jest do niego przekonana!
    Tylko czemu Willsię, że tak powiem teleportował? Czyżby nie wiedział, że Łowcy poszukują? Naraził tym wszystkich swoich bliskich i siebie samego. Teraz muszą uciekać, bo inaczej ich złapią. A może szykujesz jakieś starcie Gryffa i Sary z tymi całymi Łowcami? Pewnie byłoby dość ciekawie!
    MA sygnet czarnego kruka? Czyżby był jednym z tych złych? O kurcze. Ale ma wujka Sara ( bo doktor, to jej wujek, prawda?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak lekarz to wujek Sary, będzie on dość zaskakującą postacią w tym opowiadaniu ;)

      Usuń