niedziela, 6 maja 2012

12. Fantastyk

Zahamowała gwałtownie na oświetlonym latarniami chodniku. Wpatrywała się w różowy budynek na którym plastikowy baner, przypominający meksykanina, uśmiechał się przyjaźnie. Roześmiane grupki ludzi, co chwilę mijały się na białej werandzie. Ich stłumiony śmiech, przebijał do wnętrza samochodu. Oparła głowę o zagłówek, wdychając powietrze i wypuszczając je bardzo powoli. Przymknęła powieki, próbując odeprzeć od siebie wspomnienia dzisiejszego przedpołudnia. Mały chłopiec całkowicie zachwiał jej wewnętrzną równowagę. W jej myślach cały czas krążyło jedno wspomnienie:
- Zawsze wiedziałem, że mnie odnajdziesz - Sara spojrzała na niego z jeszcze większym przerażeniem.
- Ale ja Cię widzę po raz pierwszy.- wydusiła z siebie prawie szeptem, dłonie wciąż jej drżały. Chłopczyk obdarzył ja po raz kolejny swoim uśmiechem.
- Wiem, ze musimy się ukrywać aby nas nie odnaleźli. Zawsze czułem, ze nie umarłaś. No i w końcu mnie znajdziesz, Lena.
- Ale ja nie jestem Lena, jestem Sara.- chłopczyk zaśmiał się zjadając kolejne ciastko.
- Droczysz się ze mną. Jak zawsze. Dobrze więc róbmy już te zadania, wiesz nie ładnie ci w tym kolorze włosów. Wolałem te twoje prawdziwe blond.
  Dwukrotnie uderzyła głową o zagłówek, zaciskając mocno powieki. Po tym wszystkim potrzebowała długiego spaceru po plaży i obiadu w gronie rodziny, aby móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie całkowicie szczerze, że znajduje się w realnym świecie. Siedziała na plaży prawie godzinę, tyle czasu zajęło jej zrozumienie całej sytuacji na stołówce. Obojętność ludzi, nie była zwyczajna, reakcja Gregorego nie była prawdziwa. Analizowała ją już chyba setny raz. Od momentu kiedy podeszły do niej nauczycielki, nic nie działo się w realu, tylko w jej głowie.  Nikt nie widział tego co ona, nikt niczego nie zrobił, dla wszystkich nic się nie wydarzyło. To co działo się kilka minut podczas fantazji chłopca, w rzeczywistości miało może przebieg kilku sekund. Wiedziała jak działa jej dar. Nakłanianie miało podobny przebieg, jednak skutki tego były zupełnie inne, to czego używał Jonah było setki razy silniejsze. Dlatego podjęła taką właśnie decyzje. Musi mu powiedzieć zanim,chłopak zrobi coś głupiego. Wysiadła z auta, zapinając swoją skórzaną kurtkę. Ruszyła w stronę restauracji. W drzwiach musiała się przepychać przez tłum, czekających na stolik osób. Co chwilę kogoś szturchała, słysząc nie miłe komentarze pod jej adresem. Mężczyzna w barwnym poncho zatrzymał ją w przejściu.
-Ma pani rezerwację ?- zapytał z silnym południowym akcentem.
-Nie, ale...
-Więc musi pani czekać na końcu kolejki.
-Nie chcę nic jeść. Szukam tylko mojego kolegi, Willa. Wiem, ze tu pracuje.- mężczyzna przytaknął i wskazał na bar.
-Dzisiaj mamy bardzo dużo pracy, nie wiem czy będzie ci mógł poświecić jakiś czas.- uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
-Nie zajmę mu dłużej niż minutę.
Przechodziła pomiędzy stolikami, uginającymi się po ilością jedzenia. Od zapachu meksykańskiej kuchni zaburczało jej w brzuchu. Nie dziwiła się dlaczego tak wielu ludzi tu przychodzi. Dania wyglądały niesamowicie apetycznie. Dodatkowo wystrój był bardzo klimatyczny, można było się poczuć jak w Meksyku. Ponad tłumem ludzi stojących przy barze, dostrzegła Willa, stojącego przy dotykowym monitorze. Przyśpieszyła kroku, ignorując nasilające się burczenie w brzuchu. Stanęła po drugiej stronie kasy, całkowicie ignorując kolejkę.
- Ej. Gdzie się ryjesz. Wyjazd na koniec.- uśmiechnęła się do siebie, myśląc o tym, że tak wiele kilometrów  dzieli ja od ojczystego kraju, a jednak ludzie nie wiele się różnią.
Will spojrzał na nią, a jego uśmiech zniknął. Spoważniał jednak w jego oczach, pojawiły się iskierki rozbawienia.
- Wiem, ze się znamy, ale naprawdę musisz stanąć na końcu kolejki.
- Nie chcę nic zamówić.
-To po cholerę tu stoi- usłyszała jęk chłopka, za sobą.
Nachyliła się nad kontuarem, tak aby tylko Will ja usłyszał.
-Musimy pogadać. To bardzo ważne, chodzi o Johnach.
Chłopak zesztywniał i spojrzał na nią. Iskierki rozbawienia znikły, ustępując powadze. Coś w wyrazie twarzy Sary, musiało mu podpowiedzieć, ze sprawa jest poważna.
-Mam przerwę, ale dopiero za dwadzieścia minut.
-Nie szkodzi. Zaczekam na dworze.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i odeszła. Wychodząc na zewnątrz, poczuła niemiły powiew grudniowego wiatru. Przeklinając się w myślach, ze nie ubrała ciepłego swetra, zamiast zwykłej bluzki. Zastanawiała się jak mu to najlepiej powiedzieć. Nie chciała go przestraszyć, ale ostrzec. Nie wiedziała jaką styczność ma z innymi paranormalnymi. Czy w ogóle wie, jaką zdolność ma chłopiec. Usiadła na krawężniku modląc się w duchu, aby się jutro nie rozchorować. Skrzyżowała dłonie na kolanach i schowała w nich głowę. Zaczęła po prostu głęboko oddychać, próbując choć trochę oczyścić swój umysł. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale w końcu poczuła delikatne ściśnięcie dłoni na ramieniu.
- W porządku ? - usłyszała jego miękki głos. Wstała gwałtownie.
- Macie w domu Fantastyka ?! Zwariowaliście do reszty !- spojrzała buntowniczo w stronę chłopaka. Will cofnął się o dwa kroki, spoglądając na nią z przerażeniem.
-Skąd wiesz ?- zapytał się zupełnie nie pasującym do niego, nieznanym Sarze głosem. Po raz pierwszy spojrzała na niego, jak na obcego człowieka. Jego głos był tak bezbarwny, ze aż poczuła ciarki przebiegające po jej plecach.
- Bo twój podopieczny terroryzuje całą szkołę !- odwróciła się błyskawicznie i usiadła na krawężniku, ponownie chowając głowę w ramiona. Wciągnęła do płuc kolejną dawkę zimnego powietrza i spojrzała przed siebie na ulicę zastawioną, przez cały środek autami.
-Przepraszam. To był dla mnie bardzo długi dzień. Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Nie tak miałam ci to powiedzieć.
Nie minęło kilka sekund, a usłyszała szelest jego dżinsów. Usiadł obok niej. Chwytając jej lewą drżącą dłoń w swoją, ściskając ją delikatnie. Ciepło jego skóry spowodowało, ze poczuła się lepiej.
-Więc powiedz mi wszystko. Spokojnie, mamy trochę  czasu.
- Co o nim wiesz, o Johnach ?- zapytała się go, opanowując jednocześnie drżenie w jej głosie.
- Wiemy o jego zdolności, opowiadał nam o niej. Tworzy historie w głowach ludzi, coś jak twoje nakłanianie. Zastanawia mnie i martwi to skąd ty o nim wiesz ?
- Miałam z nim dzisiaj korepetycje w szkole, kara od dyra za moje przewinienia.
- I po kilku godzinach zajęć, już wiesz jaki ma dar. Dobra jesteś.
- Nie on...- zawahała się przez chwilę, biorąc kolejny- On użył tego na mnie. To nie było nakłanianie, to było coś o wiele bardziej gorszego. To... nie wiem sama jak to określić. Powiem ci po prostu jak to było...
Opowiedziała mu całą tą historię. Pomijając tylko jeden fragment, ten o Lenie. Widziała lęk w oczach rudowłosego. Jego żal, rozdrażnienie. Nie wiedziała jak mu pomóc. Wiedziała, że był z nim związany, a po jego reakcji domyślała się, ze w domu chłopiec nigdy taki nie był.
-Jesteś pewna, ze to... to może to jednak nakłanianie.- wyjąkał. Pokiwała przecząco głową.
- Will, ja wiem, ze jest Ci ciężko i, ze słyszysz to ode mnie, ale ja musiałam ci powiedzieć. Bo to wy musicie go z tym oswoić. Aby nie stało się coś złego. Poza tym ja znam swoje zdolności i to co on zrobił dzisiaj na pewno do niech nie należało.- Tym razem to ona uścisnęła jego ramię.
- Wiesz o nich coś jeszcze ?
- Niewiele, ale nie wiem czy powinieneś o tym dłużej słuchać.
- Chcę... Musze wiedzieć wszystko. 
- No więc. Słyszałam o takich jak on. Na wyspie były może 3 przypadki, odseparowane od innych. Zawsze pod kluczem. Po ośrodku krążyły o nich różne opowieści. Zawsze były przerażające. Małe dzieci straszyło się tym, ze wylądują w jednym pokoju właśnie z kimś takim. Kiedyś na szkoleniu oglądałam film z udziałem osoby o takiej zdolności, doprowadziła do tego, ze jego ofiara umarła przez utonięcie. Problem w tym, ze siedziała na krześle, a w pomieszczeniu nie było nawet litra wody. Brak kontroli nad tą zdolnością u ich posiadaczy objawiała się szaleństwem, po pewnym czasie sami nie wiedzą w jakim świecie żyją. Często popełniali samobójstwa, wierząc, że gdy znikną z jednego świata, będą spokojnie mogli żyć w tym wykreowanym. Jego postawa i nieobecność podczas lekcji świadczą o tym, ze już w wieku 8 lat żyje na krawędzi.
- O czym ty mówisz. Jak to na krawędzi ? - Sara przygryzła wargi- Ty coś jeszcze wiesz, prawda.-spojrzał na nią wyczekująco.
-On nazywał mnie Leną.
-Leną - wyjąkał, głośno wdychając powietrze- jesteś pewna ?
-Tak, ona była jego siostrą i zginęła, mam rację ?
-Tak. On widział jak ona umiera. My musimy im to powiedzieć, to co ty wiesz. Barbarze, Gryffinowi, Jamiemu im wszystkim. Razem coś wymyślimy.
-Will, ty nic nie rozumiesz. Ja nie mogę się spotkać z twoimi przyjaciółmi. Dlatego przyszłam do Ciebie.
- Nie pomożesz nam ?
- Nie sadzę, abym była w stanie wam pomóc.
- Jesteś Nakłaniaczką. Do cholery, musisz nam pomóc. Oboje majstrujecie w umysłach.
- Nie. Nie mogę, przykro mi.
Odwróciła się ponownie i odeszła, zostawiając Willa na środku chodnika.
***
Szedł w stronę domu w najgorszym nastroju na jaki było go stać. Zastanawiał się jak powiedzieć rodzinie, o tym co mówiła Sara. Był pewny, ze nie uwierzą. Powiedzą, ze to manipulacja z jej strony, lub co gorsza, jeszcze dzisiaj stąd wyjadą. Zacisnął usta w wąską linię. Był wściekły na Grey, ze zostawiła go z tym samego, a jeszcze bardziej wkurzał się na to, ze nawet nie chciała mu pomóc. Może nie znał się na zdolnościach tak dobrze jak Sara i Gryffin, ale był pewien, ze ona na pewno mogła im pomóc. Stanął na werandzie, a jego dłoń zamarła na klamce. Zimny wiatr powodował nieprzyjemne szczypanie na jego policzkach. Przysłuchiwał się podniesionym głosom dobiegającym z wnętrza.
- Wróciła po mnie. Nie możecie mnie tu trzymać. Ja chcę być z nią.
- Johnach. To nie możliwe. Ona nie mogła wrócić.
- Wcale nie ! Przecież wiem co widziałem. Była dzisiaj w szkole. Uczyła mnie, tak jak dawniej. Ma inne włosy, ale to ona. Ma te same szaro-niebieskie oczy, usta, nos. Jest tak samo mądra. Wiem, ze to Lena. Po za tym była tez w sklepie, obserwowała mnie. Już pewno wtedy chciała mnie zabrać do domu. Tylko przestraszyła się Ciebie. To twoja wina. Wszystko przez Ciebie.
- Johnach. Wiem, ze to trudne, ale ona nie żyje. Ona już nie wróci.
- Kłamiesz. Wszyscy kłamaliście. Trzymacie mnie tu, bo chcecie wykorzystać moje zdolności. Przejrzałem was. Chcę być z moją siostrą. Nie możecie mi tego zabronić.
- Johnach to nie tak.
- Nie dotykaj mnie ! Zostaw mnie ! Nienawidzę Cię Gryffin ! Nienawidzę was wszystkich !
Krzyki chłopca zostały przygłuszone przez inny znacznie donośniejszy głos.
-Pomocy ! Niech ktoś to ze mnie zabierze. To miażdży mi płuca. Nie mogę oddychać.
W tej samej sekundzie Will wbiegł do salonu. Zobaczył na podłodze Gryffina, próbującego zrzucić z siebie niewidzialny przedmiot. Widział kropelki potu na jego twarzy i łzy bólu spływające z jego prawego oka. Johnach wpatrywał się w leżącego z nienawiścią, nawet nie zauważył obecności kogoś nowego. Will wykorzystał to. Podbiegł do chłopca i powalił go na podłogę.
-Johnach przestań. Nie możesz tak robić. Zabijesz go.
-Nie obchodzi mnie to! Nienawidzę go ! To przez niego nie jestem z Leną.
-Nie obchodzi Cię to, że odbierasz komuś życie. Myślisz, ze Lenie to się podoba ?
Ostatnie zdanie podziałało na chłopca jak kubeł zimnej wody. W tej samej chwili Gryffin przestał miotać się na podłodze. Przerażony Will zostawił Johnach i podbiegł do przyjaciela. Brunet był blady jak kartka papieru. Jego powieki nabrały intensywnego sinawego koloru. Jego klatka piersiowa poruszała się bardzo powoli. Mały chłopiec chwilę później uklęknął po drugiej stronie ciała bruneta. Kilkakrotnie przenosił wzrok, z Gryffina na Willa i odwrotnie. Jego oczy zaszkliły się łzami. Spojrzał na Willa i wyszeptał bezgłośne przepraszam. Podniósł się i pobiegł na górę. W opustoszałym domu rozległ się głośny trzask drzwiami. Po chwili leżący na podłodze brunet, zachłysnął się powietrzem i otworzył oczy. Podniósł się szybko do pozycji siedzącej. Lekko zachwiał się do tyłu. Spojrzał przerażony i zdezorientowany na Willa, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Gdzie ja jestem ?
- W domu. W Lewes.- odpowiedział Will spokojnie. Chwycił go za ramię. Pomógł mu wstać i posadził go na kanapie. Gryffin rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał z powagą na Willa.
- Możesz mi powiedzieć. Co to kurwa było ?!
- To był Johnach i jego nowe zdolności.- Gryffin patrzył na niego, próbując ukryć szok. Po chwili jego powieki zwęziły się, Will wiedział już, ze to nie wróży nic dobrego.
- Mówiłem wam kurwa od początku, ze on nie jest Nakłaniaczem, a czymś zupełnie innym. Felix też to mówił. To nie. Oczywiście ty i twoja siostra, wiecie lepiej.
- Gryffin, wiem, że jesteś przerażony, ale uspokój się na chwil...
- Przerażony!- zaśmiał się kpiącą.- Przerażony, to ja byłem jak mi te skurwiele rodziców zabili na moich oczach. Teraz to ja jestem kurewsko przerażony. A ty jaki byś był, gdyby to na ciebie spadło właśnie rusztowanie. Gdybyś był na jakimś zadupiu setki mil stąd, czuł w każdym nerwie jak łamią ci się żebra, jak się dusisz, a potem nagle budzisz się w salonie. No co panie Uspokój się ? Co pan mi na to powie hm...
- Że naprawdę powinieneś się uspokoić. Poszukam ci jakiś tabletek.
- Tabletki, chyba kpisz. Dawaj mi Jacka Danielsa z barku i to teraz. Alkohol jest jedyną rzeczą, która może mnie właśnie uspokoić.
Will wywrócił oczami i podszedł do barku. Wyciągną butelkę z bursztynowym płynem i czarną naklejką. Postawił ją na stole, razem ze szklaną. Gryffin odkręcił nakrętkę i wypił duszkiem kilkanaście łyków.
- Nie sądzę, aby picie było dobry rozwiązaniem. Jeszcze bardziej możesz przez to zatracić poczucie rzeczywistości. Chyba powinienem zadzwonić do Sary, ona może by...
- Wymawiając imię Sara, chyba nie masz na myśli 65- Gryffin spojrzał na niego, unosząc jedną brew – Oczywiście, ze to nasza 65. No teraz to ja już nie wątpię w to, ze to rusztowanie było nieprawdziwe. Tak bo jakby to mogło być inaczej. Jeden dzień po złamaniu słowa, a ty już jesteś pod jej domem. Żałosne.
- Nie byłem u niej. To ona mnie znalazła.
- Ona ? Ciebie ? To czego chciała od ciebie, nasza miss śmierci ?- ponownie spojrzał na Willa, pociągając kolejny duży łyk z butelki.
- Ona...Ona przyszła powiedzieć mi o Johnach.
W pokoju rozległ się odgłos kaszlania, a butelka trzymana przez Gryffina prawie wypadła mu z rąk.
- Że co przyszła zrobić ? Bo ja się chyba przesłyszałem.
Will pokręcił przecząco głową i spojrzał w okno. Po kilku sekundach odwrócił się i spojrzał na Gryffina z powagą.
- Ona przyszła ostrzec nas przed nim i jest jeszcze coś, co musisz wiedzieć... 65...Sara...Ona – wziął kolejny głębszy wdech.- To ona jest Leną.

2 komentarze:

  1. No... Genialnie! Rozdział mnie powalił :)
    Zastanawiam się, czy Sara to Sara, czy jednak nie...
    Może Jonah się myli? Czy jednak ma rację...
    Z rozdziału na rozdział zaskakujesz co raz bardziej. Oby tak dalej! :)

    Nie wiem, czy powiadamiasz (być może o to pytałam, ale moja pamięć jest masakryczna) ale jeżeli tak, to prosiłabym o info na gg, kiedy nowy rozdział, ok? :)
    7864585
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ich stłumiony śmiech przebijał SIĘ do wnętrza samochodu"
    "Uginającymi się poD ilością jedzenia"
    "iskierki i rozbawianie znikły, ustępując powadze"- ale co ustąpiły powadze? ( Znaczy wiem o co chodzi, ale zdanie jest tak jakby nienakreślające )
    "coś w wyrazie twarzy Sary musiało mu podpowiedzieć, że sprawa jest poważna"- podpowiedziało mu- pasuje lepiej.
    "znam swoje zdolności i to co on zrobił dzisiejszej na pewno do niech niE należało"
    "po pewnym czasie sami nie wiedzą w jakim świecie żyją"- nie wiedzieli- czas przeszły, którego użyłaś wcześniej, wymaga byś teraz też z niego skoorzystała ^^
    Jeśli chodzi o Sarę... Czy ona aby na pewno nie jest jakoś powiązana z ta Leną? A może to jest ona? Tylko zostało to usunięte z jej pamięci. Tak jak i inne rzeczy np te związane z Gryffinem? ;>
    'poszukam Ci jakiCHś tabletek"
    "TabletkEK? Chyba kpisz!"
    " Alkohol jest jedyną rzeczą, która może mnie właśnie uspokoić"- bez "właśnie"
    Jak Gryffin może pić Jacka Daniel'sa z butelki?! Toż to karygodne! Z tego co mi wiadomo to jest jedna z naaajlepszych whisky ! I nie jakaś tanioszka! Powinien się nią delektować! Niech się wstydzi! ;d
    "W pokoju rozległ się odgłos kaszlEnia"
    To ja już nie wiem. Czy Johnah naprawdę widzi w Sarze swoją siostrę? To ona nią jest czy nie? Chyba nie no...

    OdpowiedzUsuń