sobota, 5 maja 2012

5. Kim jestem ?

Dedykacje:
~`WhiteDemon
~`Migi- za twoja wytrwałość :)  
*
Wilhelm Howe był człowiekiem praktycznym. Wszystko dla niego było białe lub czarne. Tak jak sytuacja w której się znalazł. Wiedział , że Jamie prędzej czy później na niego doniesie ,ale nie obchodziło go to. Dzisiaj postawił sobie pewien cel i doprowadzi to do końca. Ona jest jedyną osobą , która może mu wyjaśnić kim tak naprawdę jest. Wjechał na podjazd swoim starym Chevroletem Camaro , którego kupił nie całe pół roku temu. Farba była przeżarta przez rdzę i dopiero jak ktoś się przyjrzał , to widać było ,ze jego karoseria jest żółta. Głośny pisk hamulców rozniósł się po spokojniej dzielnicy. Drzwi zgrzytnęły , kiedyś miał je na oliwić,  jednak wyleciało mu to z głowy. Przekręcił klucz w drzwiach frontowych i wszedł do ciemnego holu. Nikogo nie było. Wszyscy byli na zawodach kończących surferski sezon. Przeszedł po ciemku do kuchni, zaświecił światło i podszedł do lodówki. Wyciągnął z niej wczorajszą zapiekankę. Chwycił za drzwi i pchnął je. W tej samej sekundzie zamarł.
-Jezu Chryste !
-Skoro tak wolisz- Gryffin minął go i stanął opierając się o framugę drzwi. Spojrzał na niego- Nie krępuj się, pewnie jesteś głodny. Ja mam sporo czasu.
Will wsadził naczynie do piecyka i ze zniecierpliwieniem spojrzał na bruneta.
-Powiesz w końcu czego chcesz ?
-Też się cieszę ,ze Cię widzę Will. Ile to już czasu minęło ? Rok , może półtorej ? Hmm...Nie pamiętam za dobrze , jednak przez cały ten czas odnosiłem wrażenie, ze jesteśmy jak bracia i jako mój brat nie wywinąłbyś żadnego głupstwa. A gdyby ktoś nieoczekiwanie...
Willhelm spojrzał na niego lekko marszcząc brwi i wciągając głośno powietrze.
-Jamie Ci powiedział ?
-Nie. Zdradziła Cię technologia.-Wyciągnął z kieszeni lekko pogięte zdjęcie i położył przed chłopakiem.
-Nie zamierzam Ci się z tego tłumaczyć, ani niczego Ci wyjaśniać.
-Och , no daj spokój. To nie prezydent Stanów Zjednoczonych, a tylko 65 nikt inny. Dostarcz mi informacji, na pewno coś wiesz. Na przykład jakie ma nowe nazwisko , może jakiś adres, a ja ją zabiję szybko, sprawnie i boleśnie.
-Nie !
-Czekaj ,co powiedziałeś ?
-To co słyszałeś.
-Co to znaczy „Nie”. Nie nie powiem ci , czy nie, zabiję ją sam.
-Moje nie , oznacza : NIE, nie powiem ci ani NIE chcę brać w tym udziału.
-Czy ty przypadkiem nie zapomniałeś po której stronie jesteś. To wróg , jedna z nich , zabiła by cię bez wahania , a ty bronisz jej. Nawąchałeś sie czegoś. Niech cię cholera Will. Zapewniłem wam wszystkim bezpieczeństwo , mieszkacie tu spokojnie od trzech lat. Wiesz co oznacza jej sprowadzenie się tutaj , więcej takich jak ona i tysiące kłopotów. Po co to rozpętywać ?
-Jamiego i Dylana  jakoś nie chcesz zabić. A są tacy jak Sara i dobrze wiesz ,ze gdybyś spóźnił się 30 minut, to byli by z nią w tym samym obozie.
-Chłopaki to nie to samo co ona , oni nie mordują niewinnych.
-Ale byliby tacy...
-Ale nie są. O co ci dzisiaj chodzi do cholery ! Jak tak bardzo chcesz bronić ich praw , to zapisz się do organizacji broniącej praw zwierząt , jakiś punkt powinien obejmować jej gatunek. Liczę na to , ze wytrzeźwiejesz do jutra. Spytam o nią Jamiego , a ty ogarnij swoje poglądy albo ja ci je przypomnę. A teraz pozwól idę oglądać mecz. Duckersi grają dzisiaj ostatni mecz.
-Ona nie jest taka jak myślisz.
-Boże gapiłeś się dzisiaj za długo na jej cycki , czy co ? Skończmy to już.
-Ma wytatuowanego Feniksa , nie Kruka.
Gryffin przystanął i spojrzał na niego pytająco.
-Na przedramieniu. To Feniks sam widziałem.
-Nie możliwe. Widziałem go to Kruk, spotkałem ją w barze w Anglii , jednak szmata mi się wymknęła.
-Może po prostu widziałeś , to co chciałeś i wiesz co mi się wydaje , ze to jest właśnie ta dziewczyna.
-No to zmienia to trochę postać rzeczy. Nie mniej jednak może być nawet królową Anglii , ja i tak ją zabiję. Chodź to komplikuje nieco sprawę. Więc potrzebuję nowych informacji , dlatego wracam do szkoły. Najlepiej od jutra i ty mi to załatwisz. No chyba w tym to możesz pomóc ?
Spojrzał wyczekująco na rudego, który z przymusem kiwnął twierdząco głową.
-A ty dokąd ?
-Zwiedzić okolicę. Oczywiście piechotą. Wrócę na noc.
  Chciał zawołać za nim i coś jeszcze mu powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zamknął usta. Uderzył z wściekłością dłonią o blat stołu. Zawsze jego cholerna zemsta musi coś spieprzyć , ale on nie podda się tak łatwo. Wyszedł z kuchni i wbiegł po schodach , aż na poddasze na którym miał swój pokój. Stały tam dwa łóżka i niestety ten pokój od dzisiaj będzie dzielił z Gryffinem. E.V była zawsze tym, co ich poróżniało. Kiedy Gryffin zaczął z nią chodzić, od razu się stąd wyprowadził do swojej starej gawry i może jest to okrutne , bo on ją bardzo kochał , to jednak gdy przyszedł tutaj tamtej nocy gdy zginęła , to nie współczuł mu tak jak powinien , a nawet gdzieś w głębi poczuł ulgę , ze E.V , już nie żyje. Nigdy jej nie lubił bo była fałszywa i toksyczna, a on jako jedyny to wyczuwał.
           Usiadł przy komputerze i włamał się na serwer szkoły. Umieszczając Gryffina na liście uczniów, zaczął przeglądać miejsca w wolnych klasach ich rocznika, bo jest za stary, żeby umieszczać go w młodszych klasach. Jego usta zacisnęły się w wąska linię, a oczy zaczęły wpatrywać się z się z wściekłością w monitor, jedyne wolne miejsca były tylko w grupie V2B,tam gdzie chodzi Sara. Z wściekłością nacisnął prawy przycisk myszy , który dopiero po 15 sekundach odskoczył na swoje miejsce, chwile po tym jak plan wysunął się z drukarki. Odchylił głowę do tyłu i włączył pilotem głośną punkową muzykę , zamknął oczy i wsłuchiwał się tylko w muzykę przekrzykiwaną przez wokalistę.
*
  Dźwięk porannej piosenki wydobywający się z elektronicznego zegarka, zadźwięczał w jej uszach. Spojrzała na wyświetlacz. 5.55. Wstała, ubrała się w dresy i zbiegła na parter, zalany promieniami wschodzącego słońca. Wyszła na taras wdychając zapach jodu. Włożyła słuchawki od iPoda do uszu i tak jak przysięgła sobie wczoraj zaczęła uprawiać poranny jogging. Mijała domy stojące przy plaży. Na większości z nich ludzie pili kawę i czytali poranne gazety, siedząc w szlafrokach. Inni mijali ją i pozdrawiali machnięciem dłoni lub zwyczajnymi uśmiechami. Jeszcze kilka tygodni temu  nie myślała o tak zwyczajnych sprawach jak : zadania domowe , lektury do przeczytania , czy wynoszenie śmieci. Czuła się, jakby na nowo uczyła się czegoś tak naturalnego jak oddychanie, a jednak wyczuwała strach przed tym nowym życiem. Usiadła na jednej z wydm i spojrzała na horyzont. Nie potrafiła zidentyfikować jakiego rodzaju jest ten strach. Strach przed tym co było , a może przed tym co będzie lub tym co dzieje się teraz. To miejsce było idealnym azylem w którym naprawdę może się na dłużej zatrzymać, wiec dlaczego się bała. Może to dlatego, ze ten świat jest zbyt perfekcyjny, a to może łatwo uśpić jej instynkty i nie zauważy czyhającego niebezpieczeństwa, albo dlatego, że jest tu zbyt samotna. Nie ma z kim dzielić swoich myśli, nie może wobec nikogo być szczera. Dlatego tak bardzo za nimi tęskniła , za Mili , Felixem , Dakotą , która była lekiem na wszystkie troski i zmartwienia. Zawsze zastanawiała się jak ona to robi , jak nauczyła się żyć z dnia na dzień, nie oglądając się za siebie ? Mimo wszystkiego co zrobiła , przyjęli ją do rodziny jak równego sobie. Dali jej siłę, jakiej nie może dać nikt inny i nie zostawili jej w najgorszym momencie jej życia , uratowali ją , ryzykując własne życia, a przecież dla takiego mordercy jak ona , nie powinni robić nic. Szczególnie po tym co zrobiła E.V , która była jedną z nich i choć czasami tęskniła za nią , to nigdy nie żałowała tego , ze ja zabiła. Spojrzała na swój tatuaż , feniksa wpisanego w koło. Dla ludzi zwykły tatuaż , ale dla ściganych i zwiadowców oznacza on walkę o wolność. Na horyzoncie zobaczyła ogromny ogon orki, który uczynił krajobraz porannego słońca, czymś niesamowitym. Uśmiechnęła się , wstała i pobiegła do domu.

  Po porannym prysznicu i gotowa do wyjścia , weszła do kuchni w której, nie było już nikogo prócz Jareda. Spojrzała spanikowana na zegarek , który wskazywał dopiero 7.15.
-Mama pojechała rano na jakieś prywatne zajęcia , ojciec dostał w nocy wezwanie do szpitala, a dziewczyny pojechały dzisiaj wcześniej , bo muszą przesłuchać do końca cheerleaderki.-Powiedział Jared napotykając jej spojrzenie.
W odpowiedzi dziewczyna kiwnęła tylko głową , podeszła do szafki i wyciągnęła z niej batonik zbożowy , a do szklanki nalała sok pomarańczowy.
-No nie powiem obfite to twoje śniadanie. Anoreksja czy bulimia ? Nie martw się, możesz zjeść coś normalnego i tak jesteś na mnie skazana w drodze do szkoły , więc będę miły i poczekam.
-Nie dzięki , nie jestem głodna , a z resztą od kiedy to jesteś miły ?
-Powiedzmy , ze mam dzisiaj dzień dobroci dla zwie... ludzi.
    Dojadła swój batoniki i popiła go sokiem. Jared cały czas przyglądał jej się uważnie, nagle zaczął wpatrywać się w nią z przerażeniem. Dziewczyna zachłysnęła się sokiem i odwróciła za siebie, dopiero po chwili zrozumiała ,ze on wpatrywał się w nią.
-Co się stało ?
-Nic.
-Ale wyglądasz jakbyś...
-Powiedziałem ci już, ze nic. Jak skończyłaś to się zbieramy.
  Poszła po torbę do pokoju , wcale nie uśmiechała jej się jazda z Jaredem do szkoły, ale biorąc pod uwagę to , ze do Cape Henelopen idzie się prawie 40 minut , to było najlepsze rozwiązanie. Zbiegła po schodach , do prawego garażu , który należał do dzieciaków , a w lewym stały samochody wujostwa. Jared stał opierając się o maskę Mustanga z lat 70 i albo jej się wydawało albo łykną dwie tabletki Tylenolu. Zdziwiło ja to , bo raczej nie jest to środek stosowany przy zwykłych migrenach. Podeszła do auta i udała , ze nie widzi, jak chłopak chowa niebieskie pudełko z czerwoną nakrętką do swojej kurtki. Usiadła po stronie pasażera i rozejrzała się po samochodzie , jednak po chwili tego pożałowała , pod jej stopami leżał stanik nie wiadomego pochodzenia. Wzięła go w dwa palce i odrzuciła na tylne siedzenie , gdzie w centralnym miejscu leżały stringi od kompletu. Skrzywiła się i jednocześnie postanowiła ,ze nigdy nie usiądzie na tylnym siedzeniu. Jednak o dziwo samochód nie był przesiąknięty kobiecymi perfumami.
-Sory - wskazał palcem na części garderoby - To są rzeczy Ashley, zapomniała zabrać.
Wzruszyła ramionami , nawet nie wiedziała co ma powiedzieć. W zasadzie to gardziła takimi kolesiami , jak Jared , więc nawet nie chciała wdawać się w nie potrzebne dyskusje. Wyjechali z garażu.  W aucie panowała cisza , która dusiła ją od środka. Miała wrażenie ,ze on chce ją o coś zapytać, jednak bał się tego.
   Czas drogi dłużył jej się bardziej niż powinien. W końcu poczuła ulgę na widok gmachu szkoły. Wjechali na parking , parkując obok srebrnej Toyoty.  Gdy naciskała klamkę Jared nieoczekiwanie się odezwał.
-Sara, zaczekaj !
-Czego chcesz ?
-Ja chciałbym się o coś ciebie zapy...ale to nie...dobra...nieważne...ja po prostu chciałbym cie przeprosić, wiesz, za to moje zachowanie wczoraj ja...po prostu czasami nad sobą nie panuję. Przepraszam, nie potrzebnie dodałem ci te dwa siniaki.
-Dobra wybaczam.-Wyszła z samochodu i nagle zamarła- Nie mówiłam ci przecież o siniakach , nikomu nie mówiłam , skąd o nich wiesz ?
-Widziałem jak wystawały spod twojej koszulki wczoraj na w-f. Z reszta nie ważne...przeprosiłem i nie ciągnijmy tego więcej , widziałem i tyle.
Oddalił się szybkim krokiem w stronę wejścia do szkoły.
-Ale ja ćwiczyłam w długim rękawku- wyszeptała za oddalająca się sylwetką.
   Szła zamyślona w stronę klasy. Skąd wiedział o siniakach ,nie mówiła nikomu , żeby nie robić mu problemów. Wczoraj spojrzał na nią na matmie , w tym samym momencie kiedy ona o tym myślała,a dzisiaj łykał tylenol , ale nie, to nie możliwe...Poczuła mocne uderzenie w ramię. Zderzyła się z jakimś brunetem w drzwiach
-Uważaj !
-Przepraszam.
-Za często na mnie wpadasz.
-Słucham ?- pół przytomnym wzrokiem spojrzała na chłopaka , który wydał jej się dziwnie znajomy.
-Nic , po prostu uważaj jak chodzisz.
Minął ją i usiadł w ławce , w której wczoraj siedziała. Zacisnęła usta w wąską linię i ruszyła w jego stronę.
-To moje miejsce.
-Przykro mi od dzisiaj jest moje , możesz usiąść w drugiej ławce, jesteś niższa ode mnie , ja mogę komuś zasłaniać.
-Gryffin ona tu siedziała.-Will spojrzał na niego porozumiewawczo.
-Przykro mi Wilhelmie, nie wspominałeś o tym wcześniej.
-On się nazywa Will...-dopiero gdy spojrzała na chłopka, zobaczyła jak czerwienią mu się uszy , wciągnęła powietrze , żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nie dziwiło jej w zupełności , dlaczego wstydził się swojego imienia , które w zupełności nie pasowało do jego osobowości.-Czyli rozumiem ,ze nie ustąpisz mi miejsca- zwróciła się do Gryffina.
-A wyglądam jakbym się gdzieś wybierał.
-Och , no tak zapomniałam. Chamstwo i prostactwo daje wysoką pozycję w hierarchii ludzkości.-uśmiechnęła się do niego słodko i odwróciła się do niego plecami, siadając w drugiej ławce.
W tym samym momencie , zadzwonił dzwonek , a pani Martin zaczęła swoja „porywającą” lekcję o logarytmach.

   Na jej nie szczęście , drugą , a teraz trzecią lekcję miała znowu z Gryffinem, w dodatku wyglądało na to ,ze jedyne wolne miejsce jest obok niej. Był nowy w szkole , jednak nie wzbudzał zainteresowania wśród uczniów , którzy nawet jeszcze dzisiaj śledzili każdy jej ruch. W dodatku wyglądało na to ,ze oni nawet się go boją. Usiadł obok niej, rzucając swoją torbę na blat ławki i spojrzał na nią ironicznie i z politowaniem.
-Mógłbyś się przestać na mnie gapić.
-Nie jesteś Megan Fox , patrzenie na ciebie nie przynosi mi żadnej przyjemności.
-To może spojrzysz w drugą stronę.
-Żyjemy w wolnym kraju , mogę patrzeć gdzie chcę. Choć masz rację , chyba zaraz się porzygam, jak będę tak dalej na ciebie patrzył.
Westchnęła z irytacją  i już miała mu coś powiedzieć , kiedy pani Johanson zaczęła sprawdzając obecność , w pewnym momencie uśmiechnęła się w dziwny sposób.
-O'Connor Gryffin ?
-Obecny.
-No proszę , proszę, kogo ja widzę, przypomniałeś sobie o takiej instytucji jak szkoła, dyrektor zapewne cieszy się z twojego powrotu.
-Niemniej , niż pani.
-I po co ty znowu chodzisz do szkoły ? Znowu wylecisz za nieobecności i oceny.
-O oceny bym się nie martwił , myślę ,ze dość łatwo je poprawię za zamkniętymi drzwiami gabinetu razem z panią. To co może już wymkniemy się do pustego schowka na piętrze , tylko pani i ja , kusząca propozycja?
Po sali rozniósł się charakterystyczny pomruk.
-O'Conner ! Nie jestem twoja koleżanką , żebyś się tak do mnie zwracał.
-No , ale przecież jesteśmy na dobrej drodze do bliskiej znajomości.
-O'Conner ! Zostajesz po...
-Lekcjach- chłopak dokończył za nią , tym razem po klasie rozniósł się głośny śmiech.
-Dosyć , wszyscy wyciągacie karki, natychmiast !
-Dzięki- kilka osób szepnęło z sarkazmem , zwracając się do niego.
   Sara spojrzała na chłopaka badawczo. Bazgrał po swojej kartce. Rysował tam tylko tabelkę i grał sam ze sobą w kółko i krzyżyk, cały czas miał na swoich  ustach ten durny ironiczny uśmiech , który już gdzieś widziała , ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Jednak była pewna , ze nie jest on częścią mani prześladowczej jej umysłu. Ale gdzie mogła go spotkać ? Żadne ze znanym miejsc nie przychodziło jej do głowy.
-Grey, patrz do swojej kartki- usłyszała wściekły głos nauczycielki.
Gryffin uniósł brwi w pytająco, a ona szybko przeniosła wzrok na wyrwana kartkę z zeszytu. Spojrzała na zapisane na niej pytania , miała nadzieje ,ze nie zrobiła żadnych błędów w pisowni , bo odpowiedzi raczej nie znała.
   Pytania były cholernie trudne , ale wydawało jej się ,ze może dlatego ,ze jest z innego kraju i prawie nic nie wie o U.S.A , ale wychodząc z klasy i kierując sie do sali historycznej , słyszała cały czas podniecone i wściekłe rozmowy uczniów, o ostatniej lekcji wosu i wiedziała ,ze nie tylko ona dostanie jedynkę, to ją w jakiś sposób podbudowało , jednak cały czas nie mogła przestać myśleć o Gryffinie. Ten wyraz twarzy , oczy , głos ,ale gdzie mogła poznać kogoś z hrabstwa Sussex. Weszła do sali historycznej i spojrzała na ławkę , w której wczoraj siedziała z Willem. Siedział w niej sam.
-Mogę siedzieć dzisiaj z tobą ?- zapytała go z nieukrywaną nadzieją w głosie.
-No jasne , jak tam ?
-Beznadziejnie. Moja pierwszą ocena w Stanach Zjednoczonych będzie kapa, a wszystko dzięki twojemu kumplowi.
-Gryffinowi ?! Co zrobił ?
-Wdał się w niepotrzebną gadkę z Johnson , tą blondyna od Wosu-
Chłopak uśmiechną się tak jakby , go to w zupełności nie dziwiło , a jednocześnie dusił się w środku ze śmiechu.-Co jest , wiesz o co mu chodziło ?
-Jeżeli chodzi o Johnson , to wiem ,ale opowiem ci później.
-Gryffin , chodził  już tu do szkoły , to nie jest jego pierwszy dzień ?
-Dlaczego pytasz !?-zaskoczył ją jego lekko napastliwy ton.
-Po prostu zauważyłam, ze nie robi takiego wrażenia , a praktycznie to ludzie go po prostu olewają.
Na twarzy Willa pojawiła się lekko widoczna ulga.
-Prawda jest taka ,że Gryffi...
-No witam gołąbeczki , o czym tam tak gruchacie. Pozwolicie , ze siądę sobie z wami. Szkoda , żeby to trzecie krzesło było takie samotne.
-No nie znowu ty-spojrzała na niego zrezygnowanym wzrokiem.
-Nic ci na to nie poradzę , wygląda na to ,że mamy ten sam plan. Pogódź się z tym.
-To nie ja marudziłam przez dziesięć minut , ze robi mi się niedobrze na twój widok. Wiec może dla dobra twojego żołądka usiądź gdzieś indziej.
-Mój żołądek idealnie dostosowuje się do warunków panujących. Will mówi , ze masz tatuaż , może się pochwalisz , bo jakoś nie chce mi się wierzyć.
-Nie sądzę, abym była z tobą na etapie „pokaż co tam masz”.
-Nie sądzę, żebyśmy byli na jakimkolwiek etapie.
-No wiec ,jak widzisz rozumiemy się idealnie.
Will patrzył na nich lekko marszcząc brwi i dusząc się ze śmiechu.
-No co ?- szepnęła w jego stronę.
-Nic , po prostu kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo.
-Powaliło Cię , jest beznadziejny. Zero inteligencji  nie wspominając o tym , ze nawet nie jest przystojny. Nawet po apokalipsie bym się z nim nie umówiła.
-Czy ona przed chwilą powiedziała , ze nie jestem przystojny ? Czy tylko się przesłyszałem ?
-Wydaje mi się , ze tak- odparł Will ponad ramieniem Sary , strzeżąc zęby.
-Ja nie jestem przystojny , chyba coś ci się pomyliło Sara. Spójrz, jakbym tylko chciał to wszystkie laski z tej klasy by na mnie leciały.
-Jakoś nie widzę kolejki ,dyskretnych spojrzeń, i cichych westchnień. Uwierz mi, nie dali by cię na żadną okładkę magazynu , nawet programu telewizyjnego. Straszył byś ludzi.
-Czuję się zraniony.
-A ja nie czuję poczucia winy z tego powodu.
-Ty chyba nic nie czujesz- Gryffin spojrzał na nią prowokacyjnie- Bezduszne potwory tak mają.
-O co ci znowu chodzi  ?!
-Gryffin , Sara...-poczuła jak Will delikatnie szturcha ja w ramię.
-Nie wiem , może ty mi to wyjaśnisz, a przy okazji dasz mi kurs , jak zostać numerem jeden wśród potworów.-Spojrzał buntowniczo w jej oczy.
-A może...
-A może się przymkniecie obydwoje , bo chciałbym prowadzić już lekcje.
Spojrzała na klasę , dopiero teraz zauważyła , ze wszyscy gapia się na nich.
-Przepraszam panie Howkins- wyszeptała lekko rumieniąc się i otwierając podręcznik na podanym temacie.
   Czuła , ze Gryffin przyglądał jej się co jakiś czas i wiedziała ,ze obok ucieczki z Wyspy, Felixa , Jareda , zachowania instynktu samozachowawczego i potrzeby przeżycia ,będzie musiała dopisać Gryffina. Zdziwiło ją zdanie o potworze i bezduszności , nie dała mu powodu aby tak myślał, nikomu nie dała takich powodów, aby mógł dowiedzieć się czegoś o niej z plotek. W dodatku wydawał jej się znajomy , ale nie wiedziała gdzie mogła go spotkać. Nie kojarzyła ani jego imienia ani nazwiska , jedynie wygląd i to tylko jak przez mgłę. Określenie potwór i bezduszność w jednym zestawieniu , nie wróżyły nic dobrego. Mogła przecież przypuszczać , ze wynikało to z wypowiedzi , ale ton jego głosu wskazywał na głębszy sens tej głupiej wymiany zdań.
   W końcu zadzwonił dzwonek. Zerwała się z miejsca ,czując odprowadzające ją zdziwione spojrzenie Willa. Ruszyła korytarzem do swojej szafki , żeby wymienić swoje rzeczy. Co raz bardziej była wkurzona. Dlaczego ? Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Może nie była tyle wściekła , co skołowana , co prowadziło do objawów sfrustrowania , a tego nienawidziła najbardziej. Wrzuciła swoje książki do szafki , wyciągając te potrzebne na dwie najbliższe godziny. Zatrzasnęła drzwiczki i ruszyła w stronę stołówki , cieszyła się , ze przynajmniej te kilkanaście minut , spędzi w samotności bez Gryffina, no i fakultety , może kretyn ma już prawo jazdy. Kupiła sobie sałatkę wegetariańską i colę cytrynową,  i rozejrzała się po stołówce. Zobaczyła jedyny wolny stół czteroosobowy , prawie pod samymi schodami , może dlatego był pusty, bo wysocy ludzie uderzali by głową o beton. Jej to na szczęści nie groziło. Usiadła przodem do stołówki , rzucając tackę na blat, rozwinęła plastikowe sztućce i obserwowała wejście wyczekując swojego kuzyna i zastanawiając się, jak zapytać go o coś tak nierealnego.

-Siemanko. Co tam wcinasz ?
Dziewczyna spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
-Ja...Will , co ty tutaj robisz ?
-Siedzę , jak widzisz i próbuję do ciebie zagadać. Stało się coś ?
-Nie...Chcę tylko dorwać mojego kuzyna.
-Przeskrobał coś ?
-Nie raczej...Ech... Mało istotne. A ty czemu tutaj zawędrowałeś ? Nie siedzisz ze swoimi znajomymi.
-Nie tylko ciebie Gryffin irytuje-oboje spojrzeli na stolik, przy którym siedział i zaśmiali się.
-Właśnie, o co chodzi z Gryffinem , po za tym ,ze jest nie zrównoważony psychicznie , ale to już wszyscy wiedzą.
Will zaśmiał się.
-A konkretnie o co pytasz ? O jego szkolną karierę , czy Johnson ?
-Raczej o Johnson , to wydaje mi się bardziej ciekawe.
-No więc , kiedy Gryffin , w zeszłym roku miał średnia poniżej normy...

-Żartujesz sobie ze mnie ?! Poważnie ?! Chciała się z nim przespać ?!
-A żeby tylko z nim. Johnson od dawna z tego słynie. U niej właśnie w ten sposób poprawia sie oceny. Nigdy nie zapomnę, jak wpadł przerażony do domu. Kobieta do tej pory na niego leci. Chyba zauważyłaś , ze Gryffin ma szkocki akcent.-Dziewczyna kiwnęła głową- No więc właśnie , takich chłopaków lubi najbardziej - zagranicznych.
-Przespał się z nią ?!
-Nie , aż tak zdesperowany nie był.
-O boże. Nie mogę. Chyba zaraz pęknę ze śmiechu. No przynajmniej mam na niego haka. A ty...
-Ja nie miałem przygód z John....
-Nie nie o to mi chodzi. Powiedz mi cos , o sobie.
-Hmm...Co robisz po szkole ?
-Ja...Nic , jadę do domu z dziewczynami.
-To spotkajmy się w Mr. Pizza and Salat , to ten bar przy szkole.
-Will ja...Nie jestem pewna czy...my powinniśmy...
-Nie nie spokojnie to taki kumpelski wypad , żeby pogadać, bo lunch juz się kończy.
-Ok , w takim razie widzimy się po szkole.


  Po dwóch godzinach wykładów na temat bezpiecznej jazdy , przyszedł czas na w-f. Nie znosiła tych lekcji. Nie jeżeli chodzi  o sam przedmiot, ale o osoby, z którymi spędzała te godziny. Połowa drużyny cheerleaderek miała swój wpływ na jej nerwy. Nie znosiła tego jak odnoszą się do innych. Weszła na hale sportową  i ustawiła sie w szeregu obok Alice.
-Musimy pogadać.
-O czym- spytała zaskoczona.
-O twoich wygłupach i błędach. Gryffin  nie jest najlepszym chłopakiem dla ciebie, znajdź kogoś przyzwoitszego.
-Ja z nim nie mam nic wspólnego. Zwariowałaś ?!
-Cała szkoła  mówi co innego.
-Wierzysz szkole, czy mi ?
W tym samym momencie trenerka zagwizdała  i zaczęły biec w okół boiska.
-Tobie. Oczywiście ,ze tobie. Tylko mówię, tak na przyszłość.
Dobrze wiedziała , ze Alice wierzyła bardziej plotkom , niż komukolwiek innemu. Nie była fałszywa , ale plotkowanie było jej uzależnieniem , mimo ze ja uwielbiała to bała się jej powierzać jakiekolwiek tajemnice. Alice była , jak to Sara lubiła nazywać pod wpływem swojego towarzystwa , co Ashley powie to święte.
Po krótkiej rozgrzewce , trenerka oznajmiła , ze będzie dzisiaj gimnastyka. Nie znosiła szpagatów, salt i tego wszystkiego, przywoływało to stare i beznadziejne wspomnienia z treningów na wyspie. Usiadła na podłodze i obserwowała prezentacje , którą wykonywała Ashley, nazywając wszystko fachowo. Jej nowe nazwisko było na G , więc teoretycznie dosyć szybko znajdzie się na macie. Usiadła koło niej dziewczyna, była pulchna i wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
-Dobrze sie czujesz ?
-Tak tylko ... Nie lubię gimnastyki nie ,ze tego nie potrafię , tylko dziewczyny się ze mnie śmieją, bo na przykład nie potrafię szpagatu. A z tym sobie raczej poradzę na szczęście , nie trzeba sie zbytnio rozciągać.
-Cassie Donovan.
Dziewczyna siedząca obok niej wstała i z trzęsącymi sie kolanami podeszła do maty. Kiedy przymierzała sie do pierwszego skoku...
-Ej Cassie , uważaj żeby ci gumka w spodnich nie pękła od tego napięcia -krzyknęła Ashley.
Cassie zachwiała się niebezpiecznie i upadła na twarde materace, uderzając mocno plecami. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Brunetka oddychała głęboko, ledwo podnosząc się na rękach  do pozycji siedzącej.
-Donovan , masz jeszcze jedną próbę. Salto proste w przód i przerzut w przód.
Dziewczyna wstała i z rozbiegiem wskoczyła na matę, spojrzała w stronę wrednie uśmiechającej się Ashley , zachwiała się przy końcowym wykonaniu  i źle upadła na nogę, po sali rozniósł się dźwięk łamanej kości. Sara podbiegła, do wyjącej z bólu dziewczyny.
-Hej , hej, będzie dobrze.-położyła rękę na ramieniu dziewczyny. Po chwili przybiegła pielęgniarka z dwoma sanitariuszami , wzięli dziewczynę na nosze i szybko wyszli z sali.
-Och , widać , ze ofermy objadające się w Burger Kingu , nie powinny ćwiczyć. To grozi załamaniem się podłogi , w sali gimnastycznej.-usłyszała paplaninie Ashley do jednej z jej koleżanek , obie zachichotały , w Sarze zawrzało.
-Przymknij się ! To wszystko twoja wina.- spojrzała buntowniczo w oczy blondynki.-Gdybyś trzymała swoje durne komentarze dla siebie , nie doszło by do tej sytuacji !
-Mówisz do mnie- dziewczyna spojrzała z wyższością na Sarę.
-Tak do Ciebie , jesteś jedyną dziwka na tej sali , wiec tak, mówię do Ciebie.-Sara uśmiechnęła się wrednie.
-Jak śmiesz , ty wiesz kim ja jestem! Masz przesrane , rozumiesz , tak cię załatwię , ze Cie własna matka nie pozna. Ale nie ty przecież nie masz matki. Widocznie jazda samochodem nie była jej najmocniejszą stroną , skoro się rozbiła. Więc jak sieroto dalej będziesz się stawiać ?- dziewczyna spojrzała na nią prowokacyjnym i zwycięskim wzrokiem- Tak też myślałam. Nie myśl sobie ,ze jak mieszkach teraz z Jaredem to jesteś kimś. Bo tak nie jest. Jesteś tylko zwykła szmatą , której się udało.-po raz ostatni spojrzała jej w oczy  i zaśmiała sie. Wymijając dziewczynę , dołączyła do jej grupki.
Sarze zaczęły trząść się dłonie , „tylko spokojnie , tylko spokojnie” cały czas powtarzała sobie w myślach. Ale nie wytrzymała. Rzuciła się z krzykiem na oddalającą się postać Ashley. Czuła tylko adrenalinę pulsującą w jej żyłach i chęć zemsty. Mogła obrażać ją , ale dobrego imienia jej matki , nie będzie plugawić. Powaliła ciało dziewczyny  na drewniana podłogę sali gimnastycznej  i zaczęła okładać ją pięściami , do tego stopnia , ze po chwili na jej dłoniach pojawiła się czerwona maź. Jednak była jak w amoku. Biła ja nadal. Nie słysząc błagalnych krzyków dziewczyny. Zacisnęła dłonie na jej szyi. Sara zaczęła ciężko dyszeć, a pierś Ashley zaczęła niebezpiecznie drgać. W tej samej sekundzie poczuła mocne ramiona oplatające ja i podnoszące z nad ciała blondynki , która z trudem łapała oddech. Nagle przed oczami Sary pojawiły sie czarne plamki. Osunęła się w ramiona nieznajomej osoby.


4 komentarze:

  1. Dobrze, że zaczęła okładać tą durną laskę... Moja krew :) Ale dlaczego koniec w takim interesującym momencie... no, ale coż.. będę czekać :) Podobał mi się tekst tej pustej niuni jak mówiła o matce bohaterki.. Nieźle się wczułaś w rolę jak to wymyślałaś ...

    OdpowiedzUsuń
  2. uż nie mogę się doczekać następnej notki. Jestem ciekawa kto ją odciągną od tej laski Gryffin czy Jared a może jeszcze kto inny..pożyjemy zobaczymy:).W każdym razie należało jej się.Tak to się kończy kiedy zaczyna się drażliwe tematy.Życzę dużo weny i czasu.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu czytam z opóźnieniem ... grrr... ! xDD nie nooo ! jestem pod wrażeniem ! Super akcja , przeważnie jak czytam takie długie notki to w połowie już mnie nudzi , a u cb było wręcz przeciwnie ! Z każdym zdaniem coraz bardziej chciałam to czytać ! Już nie mogę się doczekać następnej notki ! To jest na serio genialne ! masz świetne , uniwersalne pomysły i na serio zazdroszcze talentu ! ;) Czekam na kolejną notkę z niecierpiliwością !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od rzucającego się od razu w oczy błędu. Masz źle tytuł. Specem od angielskiego nie jestem, ale akurat to wiem. I jestem pewna , że powinno poprawnie brzmieć : Who am I? :)
    Nie będę dwa razy tego pisać, tylko od razu wpiszę tak na powinno być poprawnie:
    " pewnie jesteś głodny" lub " na pewno/ z pewnością jesteś głodny"
    " Ze wściekłością uderzył dłonią o blat." inaczej zdanie jest strasznie chaotyczne.
    " ze wściekłością"
    Stawiasz w złych miejscach przecinki czasami. Psują one całą konstrukcję zdania, a są całkowicie zbyteczne. I częśto nie dajesz także "?" tam, gdzie się o niego aż prosi. W pierwszym akapicie. Kiedy wypowiada się Gryffin.

    "na jednej z wydm" poprzestawiały Ci się literki i nawet jednej brakuje.
    "czyhającego" nie czychającego.
    " obfite TO twoje śniadanie"
    Przed "i" nie stawia się przecinków. Chyba, że wyliczasz. Kupię mąkę, i cukier, i mleko, i smietanę...
    "niepotrzebne" razem. " Nie " z przymiotnikami w stopniu równym iszemy razem. :)
    "... wydał jej się dziwnie znajomy. ( kropka i od nowego zdania) I to jego spojrzenie..."

    A więc podsumowanie 2 akapitów, zanim zapomnę.:))
    Hmm... co to za E.V? Ciągle coś o niej jest, ale no nie pamiętam czy coś więcej. I Sara ją zabiła? Musiała mieć ku temu ważny powód. Skoro pozbawiła życia kogoś za kim tęskni?
    A Jared też ma jakieś moce, tak? Bo skoro wiedział, że Sara ma siniaki... Robi się coraz to ciekawiej. Mniemam iż to właśnie jej kiedyś powiedział, a teraz nie chce by komukolwiek pisnęła słówko na ten temat. Tyle że ona nie pamięta! ^^
    A Gryffin mnie strasznie irytuje. Jest zbyt zapatrzony w siebie -.- I te jego docinki pod jej adresem. Żenada.

    "czuł" nie czół ;d czoło to na głowie jest hehe ;d Rozbawiłaś mnie( oczywiscie pozytywnie! ) ^^
    "niezrównoważony" zasada jak powyżej :)
    Gryffin z nauczycielką? Od razu widząc jego zachowanie w stosunku do niej było się domyślić, że coś jest na rzeczy. Ale że jednak się z nią nie przespał? No myślałam inaczej haha xd

    O mamuniu! Ależ ta Sara jest impulsywna! Ha! Ale... należało się tej kretynce Ashley. Widać, że ta też jest taka jak Gryffin. Myśli, że jest najlepsza, a tak na prawdę nie znaczy nic. Się jeszcze przekona!

    OdpowiedzUsuń