Stał oparty o ścianę jednej
ze stacji benzynowych w Milton. Czuł jak zimno, przedziera się
przez cienką podeszwę trampek, zamieniając jego stopy w taflę
lodu. Dziewczyna z którą był umówiony, spóźniała
się już dobre 15 minut. Zastanawiał się, po jaką cholerę sie na
to zgodził. Nie znał jej, a mimo wszystko przyjął ofertę. Nie
chciała mu wyjawić, dlaczego tak bardzo chce dokopać Grey'om.
Połączył ich wspólny wróg, ale rola jaką ma w tym
odegrać, co raz mniej mu się podobała. Poruszał skostniałymi
palcami dłoni i spojrzał nerwowo na zegarek. Za 20 minut musi się
stawić w ośrodku, nie chce podpaść w ostatnich dniach przed
wyjściem. Podkulił ramiona i zaczął liczyć do stu, jeżeli
dziewczyna się nie zjawi, odpuści ja sobie i powróci do
starego planu.
Niebieskie światło rzucane przez
jarzeniową lampę, zamigotało gwałtownie. Zaciekawiony spojrzał w
górę. Lampa zasyczała, jak wąż w terrarium, a potem pękła
na kawałki. Ostre odłamki poleciały w dół, chłopak
odskoczył gwałtownie, jednak kilka odprysków pozostawiło
małe rany na jego policzku. Zaklął siarczyście pod nosem. Wsadził
ręce do kieszeni i zrobił pierwsze kroki w stronę głównej
ulicy.
- Ykhm – zachrypnięty, dziewczęcy
głos dobiegł z miejsca gdzie jeszcze przed chwilą, paliła sie
lampa. Zaintrygowany spojrzał w tamtą stronę, cała ubrana na
czarno nie odróżniała się niczym od ciemnej nocy. Gdyby się
nie odezwała, odszedłby nie zauważając jej.
- Nie zauważyłem Cię. – wydukał
po chwili. Stała z pochyloną głową nakrytą obszernym kapturem,
na jego słowa nie poruszyła się nawet o milimetr. Jak kameleon
stopiła się z mrokiem. Rozpięła zamek bluzy i wyciągnęła grubą
kopertę. Rzuciła nią w stronę chłopaka, wciąż nie podnosząc
głowy. Zajrzał do środka, poczuł zapach świeżo wydrukowanych
zielonych banknotów, który uderzył mu do głowy jak
tequila. Po chwili opanował się i spojrzała nią nie pewnie.
- Jesteś pewna, że powinniśmy to
zrobić ? Wiem , że przez telefon powiedziałem ci, ze to zrobię,
ale ja mimo wszystko nie chcę go...
- Nic mu nie będzie- jej głos, zimny
i wyniosły przeszył go jak ostrze. Poczuł jak gęsia skórka,
występuje mu na skórze.
- Uwierz mi, on nie będzie w stanie
tego przeżyć.
Po raz pierwszy postać w czerni
podniosła głowę. Zielone tęczówki błysnęły w mroku, nie
widział jej twarzy, ale nawet stojąc kilka metrów od niej,
poczuł jak kącik jej ust uniósł się lekko w górę.
-Ona nie pozwoli mu umrzeć- dziewczyna
odwróciła się, i wyszła wolno za róg budynku na
parking. Chłopak stał osłupiały, ściskając w ręku szarą
kopertę. Ocknął się po kilku sekundach i zaczął za nią biec.
Na pustym parkingu nie zobaczył nikogo. Okręcił się wokół
własnej osi.
- Hej ! Gdzie jesteś ?!- zobaczył
ruch w ciemności nocy- Zaczekaj !- po pustym parkingu rozniósł
się chłody i sztywny śmiech dziewczyny, a potem już tylko dźwięk
kolejnej tłuczonej jarzeniówki.
***
Wepchnęła do czarnego worka ostatnie
pozostałości lampy. Zawiązała worek i rzuciła go obok dwóch
innych na podłodze. Rozejrzała się po pokoju. Z pobojowiska jakie
tu zastała kilka godzin wcześniej nic nie zostało. Wszystko lśniło
czystością, a w powietrzu unosił się przyjemny, sosnowy zapach
płynu do podłóg. Opadła na miękki materac. Spojrzała w
nieskazitelnie biały sufit. Z jej ust wyrwał się cichy jęk.
Spojrzała na dłoń. Strupy, które porobiły jej się
wczoraj, właśnie pękły. Przez lekko zabrudzony bandaż,
przesączała się burgundowa ciecz. Zacisnęła powieki, aby nie
myśleć o nieprzyjemnym swędzeniu i próbowała skupić myśli
na czymś zupełnie innym. Starała przypomnieć sobie jakieś
szczęśliwe chwile, ale nie pamiętała zupełnie nic. Jakby jej
życie zaczęło się na wyspie, nie potrafiła sięgnąć pamięcią
do wcześniejszych lat. Nie miała żadnych wspomnień. Tęsknym
wzrokiem spojrzała w stronę szafy, w której na dnie leżał
plecak, a w nim stara fotografia. Podniosła się lekko, a po chwili
ponownie opadała na materac. Nie powinna po nią sięgać. Nie
chciała patrzeć teraz na rodziców. Nie mogła. To przez nią
jej mama straciła życie, chciała spłacić wobec niej dług,
zwabiając wszystkich, którzy brali udział w zabiciu jej.
Jednak zemsta nie przyniosła ukojenia. Pogrążyła ją jeszcze
bardziej. Powodowało, że z każdym dniem nie mogła spojrzeć w
oczy, dziewczynie którą widzi każdego ranka w lustrze. Nie
chciała widzieć jej oczu, ich wyrazu.
Teraz utkwiła tutaj. Czuła jak
z każdym dniem, powracało jej człowieczeństwo. Podobało jej się
to, wciągało jak narkotyk. Każdy żart który usłyszała,
śmieszył ją, najprostsze domowe czynności sprawiały, że czuła
się lepiej. Głupie chodzenie do szkoły, odrabianie lekcji,
jedzenie lunchu w stołówce, powodowało, ze chciała wstawać
rano z łóżka. Więź, która odrodziła się miedzy
nią a Jaredem, spowodowała, że poczuła, że jest to jej dom.
Jednak życie nauczyło ją, ze wszystko kiedyś się kończy. Gdy
dzień dobiega końca, zaczynał się nowy. Ktoś w jednej minucie
umiera, a w tym samym czasie gdzieś na świecie rodzi się nowe
życie. Każdy dom, prędzej czy później popada w ruinę. Tak
też stało się teraz. Więź, która łączyła ją z Jaredem
przerwała się. Nie jest już złączona nawet najcieńszą nitką.
Chciała mu wszystko wyjaśnić. Wielokrotnie wyciągała
telefon, aby do niego zadzwonić, czy
stawała pod jego drzwiami. Wiedziała, ze mogłaby mu zaufać,
zrozumiał by ją, a przede wszystkim nie zdradził by jej. Może
stałby się nawet jednym z Niewidzialnych. Odruchowo dotknęła
tatuażu na ręce. Jednak wiedziała, ze nie może mu zdradzić
swojej historii, zabiliby go jak tylko wyciągnęliby od niego
informacje, albo zamknęli by go w ośrodku. Poczuła jak zalewa ją
fala wściekłości. Nie mogła pojąć, dlaczego jej kuzyn zachował
się jak kretyn ? Dlaczego nie rozumie, powagi sytuacji ? Wiedziała,
że teraz gdy oddzielił się od niej murem. Nie będzie mogła go
już tak chronić jak kiedyś. Zamknął przed nią swój
umysł. Przestał pokazywać gdzie jest i co się z nim dzieje. Nie
mogła obserwować go cały czas, a przez to nie mogła go chronić.
To frustrowało ją najbardziej. Spojrzała ponownie w stronę szafy,
tym razem z nadzieją. Jednak dość szybko porzuciła myśl, która
wykiełkowała w jej umyśle. Jej człowieczeństwo, które
odrodziło się z popiołów, zaczynało ją drażnić.
Uśmiechnęła sie na myśl o tym co powiedziała by Dakota, patrząc
teraz na nią.
- Wiesz co Sara, ale się zrobiłaś
dupowata. Ogarnij się.
Wręcz usłyszała jej głos w swojej
głowie. Zobaczyła jej brązowe, duże oczy, wpatrujące się w nią
antypatycznie. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak wydmuchuje kłębek
dymu prosto w jej twarz. Poczuła w nozdrzach ostry, duszący zapach
jej ulubionych, czerwonych Marlboro. Zawsze drażniło to Sarę.
Nienawidziła jej nałogu, przez który miała popalone
wszystkie wersalki w Schenzhen, a w mieszkaniu cały czas unosił się
ten obrzydliwy zapach. Teraz jednak uśmiechnęła się na
wspomnienie o niej. Były przyjaciółkami, wiedziały o sobie
wszystko. Łączyła je więź, może nawet silniejsza niż ta, która
łączyła ją z E.V, być może dlatego, że była prawdziwa.
Zatęskniła za ich wspólnymi misjami, wprowadzaniem w błąd
i wyśmiewaniem się ze zwiadowców Cieni, jak nieudolnie
próbowali je złapać w zasadzki, które Dakota zawsze
potrafiła przewidzieć z najmniejszymi szczegółami. Dakota
żyła chwilą. Nigdy nie planowała niczego na dłużej niż jeden
dzień. Zawsze twierdziła, ze to bez sensu, bo i tak wszystko widzi
w swoich wizjach. Jednak najbardziej Sarze imponowało w Dakocie to,
że żyła na krawędzi, prawie każdego dnia grając o swoje życie
ze Śmiercią. Kiedy Sara zapytała ją dlaczego nie ma w niej
strachu, odpowiedziała jej, że po prostu nie ma nic do stracenia.
Nie musi patrzeć, za siebie, myśleć o rodzinie. Jest sama na nikim
nie musi jej zależeć. Nie ma dla kogo żyć, więc żyje tak jak
wymaga od niej chwila. Sara tak nie potrafiła, zawsze myślała o
rodzinie. O bliskich krewnych jacy jej pozostali. O tym, ze musi ich
chronić. Tak jakby życie jej najbliżsi było długiem, który
musi spłacać, chroniąc ich. Dlatego nie potrafiła wziąć teraz
plecaka i uciec. Bo bez przerwy powracała by tutaj, narażając ich
na większe niebezpieczeństwo. Pomyślała jeszcze raz o Dakocie,
wyobraziła sobie jak patrzy w jej pociemniałe z wrogości oczy.
- Masz rację człowieczeństwo jest do
dupy. Jakieś propozycje na pozbycie się tej infekcji ?- zobaczyła
jak spojrzenie jej przyjaciółki mięknie, jak zaczyna
spoglądać na nią z ciepłymi ognikami w oczach.
- Mała zadymka na rozgrzewkę, a na
początek po Danielsie – przesunęła po blacie szklanką z grubego
szkła, w której zabrzęczały kostki lodu zalane ciemno
bursztynowym płynem. Obie dziewczyny stuknęły się szkłem.
- To do dna siostrzyczko.
Sara otworzyła oczy. Poczuła sie
samotnie na widok znajomych mebli i ciepłego koloru ścian.
Rozejrzała się wokoło, nigdzie nie dostrzegła swojej
przyjaciółki. Nie znajdowała się już w zadymionym barze w
Schenzhen. Była w domu. Telefon za wibrował w jej kieszeni.
Spojrzała na wyświetlacz, kilkukrotnie przeczytała dostarczoną
wiadomość. Za każdym razem spoglądając na nią z pogłębiającym
sie zaskoczeniem. Szybko odpisała. Podeszła do szafy. Wyciągnęła
z niej czarny dres, mocne skórzane rękawiczki bez palców.
Przebrała się błyskawicznie. Wyszła na balkon, wskoczyła na
balustradę. Uśmiechnęła sie do siebie, patrząc na odległość
dzielącą ją od ziemi. Zeskoczyła z wysokości pierwszego piętra
na miękkie wydmy, które zapadły się pod jej ciężarem.
Wyszła i zaczęła biec nie oglądając się za siebie.
***
Gryffin przeglądał wszystkie
policyjne strony internetowe. Poszukiwał jakiś niewyjaśnionych
sytuacji, dziwnych zaginięć dzieci czy nastolatków. Wypadków
samochodowych w których ginęli rodzice, a ciała dzieci nie
znajdowano. Sfrustrowany co raz mocniej naciskał przyciski myszy.
Nie podobało mu się to, kończył się grudzień, a było zbyt
cicho. Przez ostatnie dwa miesiące nie było w żadnym miejscu na
świecie zniknięć. Tak jakby wszystkie wydziały na świecie nagle
przestały potrzebować rekrutów, co było dość dziwne, bo
od lat 40 XXw, regularnie uzupełniali szeregi. Niepokoiło go to.
Miał dziwne wrażenie, że nadchodzące Polowanie, to będzie po
protu rzeź.
Dźwięk otwieranego zamka, odbił
się echem od pustych ścian mieszkania. Brunet napiął wszystkie
swoje mięśnie. Sięgnął po nóż leżący niedaleko
klawiatury. Uspokoił sie dopiero jak przez szparę w drzwiach,
zobaczył ruda czuprynę przyjaciela. Młody chłopak wsunął głowę
na tyle na ile pozwalała mu srebrna zasuwa w drzwiach.
-Może byś tak ruszył dupę i mnie
wpuścił.
Brunet zaśmiał się. Wstał i
podszedł do drzwi z ciemnego drewna. Przesunął nogą karton
zapchany ciężkimi rzeczami, barykadujący drzwi i odsunął zasuwę.
Rudy wszedł do środka, otrzepując kropelki deszczu ze swoich
włosów. W pomieszczeniu rozniósł się zapach wilgoci
i ostry, cynamonowy zapach meksykańskiej potrawy.
-Żarcie jak dobrze. Umierałem z
głodu- Gryffin chwycił szarą torbę z uśmiechniętym
meksykaninem.
- Też miło Cię widzieć Gryffin.
Will poszedł za przyjacielem do
niewielkiej kuchni. Usiedli przy drewnianym stole. Brunet wyciągnął
dwa białe opakowania i podał jedno kumplowi. Will spojrzał na
Gryffina. Był blady, miał spore zasinienia pod oczami, a na jego
czole pojawiały się co chwile nowe kropelki potu. Przeniósł
wzrok na rękę przyjaciela. Śnieżnobiały bandaż odznaczał się
na ciemnej karnacji Gryffina nieskazitelną bielą.
-Jak twoja rana ?
-W porządku goi się.
Gryffin otworzył swoje pudełko i wbił
plastikowy nóż w miękką tortillę. Prawa ręka zadrżała w
momencie kiedy brał kęs.
-Nie wydaje mi się, że jest w
porządku - odpowiedział ponuro Will. - Wyglądasz jak siedem
nieszczęść, pokaż mi tą ranę.
-Nie chwaliłeś się, ze kończyłeś
medycynę. Z resztą daj spokój, jestem na tyle dużym
chłopcem i chyba potrafię określić, czy rana mi się goi czy nie.
Z resztą to nie moja pierwsza.
- Albo jesteś po prostu dużym
debilem.
- No wiesz- obruszył się teatralnie
Gryffin- zabolało mnie to dogłębnie.
Rudy ponownie wbił wzrok w kumpla.
Wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić. Resztę posiłku
dokończyli w ciszy. Will pozbierał opakowania i wrzucił je do
kosza.
-Zagramy w coś na xBoxie ?
-Stary nie masz tu nawet jeszcze mebli,
a masz już xBoxa.
-No wiesz to podstawa przetrwania.
-Dylan i Jamie odwiedzą cię później,
więc może z tobą zagrają.
-Nie zostajesz.- brunet spojrzał na
niego ze zdziwieniem.
-Nie. Muszę wracać do pracy. Wziąłem
jeszcze popołudniową zmianę. Kasa zawsze się przyda.-Gryfffin
prychnął z pogardą .
-Nigdy nie rozumiem po cholerę tak
tyrać, jak można mieć tyle kasy ile się chce w każdym momencie.
-Nie wszyscy są tacy jak ty- Rudy
spojrzał na niego pobłażliwe.
-I to mój drogi przyjacielu jest
wasz błąd.- Dotknął ramienia Willa i poszedł w stronę
komputera.- Ach jak spotkasz gdzieś Jamiego, albo Dylana, to powiedz
im, ze jak chcą spędzać czas z moją zajebistością, to maja
przynieść coś do żarcia.
Will roześmiał się na głos i
wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Gryffin opadł na
krzesło. Był zmęczony, jak nigdy wcześniej. Udawanie przed
Willem, że wszystko w porządku, powodowało, że tracił o wiele
więcej energii. Prawa ręka pulsowała bólem. Czuł się
dziwnie. Miał wrażenie, że Will nie przyszedł do niego tylko na
lunch. Chciał mu coś powiedzieć, widział jak kombinował na
wszystkie sposoby, a jednak nie znalazł w sobie odwagi. Zastanawiał
się o co mu chodziło. Poczuł nie miły ścisk w żołądku.
Obrzydliwy kwas wypalał jego przełyk. Zerwał się z miejsca i
pobiegł szybko do łazienki. Torsje targały całym jego ciałem.
Przyłożył głowę do chłodnych, białych kafelek. Oddychał
głęboko. Drżącymi dłońmi, odwinął bandaż.
- O kurwa- wyszeptał pod nosem.
Wpatrywał się z obrzydzeniem na ranę która wyglądała, jak
posklejana gumą balonową. Wyciągnął tubkę maści, którą
dostał wczoraj od 65. Spojrzał na nią z nienawiścią i obrócił
kilkukrotnie w dłoni. Wziął kolejny głębszy wdech i wycisnął
jej zawartość na dłoń.
-Co cię nie zabije, to cię...
Obraz przed jego oczami zaczął
pulsować tak, jak szybko bije jego serce, poczuł zbliżającą się
kolejna falę torsji, osunął się na zimną podłogę.
***
Zakapturzona postać pojawiła się w
pomieszczeniu. Chłopak siedzący w kącie, podniósł
zaintrygowany wzrok znad książki, po chwili znudzony powrócił
do poprzedniej czynności. Dziewczyna odwróciła się w stronę
okna, pokrywającego prawie całą ścianę opuszczonego budynku.
Strużka wody spływała po ścianie, tuż przy pękniętej szybie
skapując dużymi kroplami na jej czarne glany. Strażnicy Cienia
pojawili się na dole, odziani w czarne płaszcze. Patrzyli prosto na
nią jednak wiedziała, że niczego tu nie widzą, prócz
pustego magazynu. Dwóch mężczyzn wbiegło do budynku. Na
metalowych schodach było słychać ich kroki. Dziewczyna wskazała
palcem na chłopaka. Ten skinął głową. Oboje ubrali dwie białe
maski i oddalili się w najgłębszy kąt górnej części
ruiny. Mężczyzna zdjął rękawiczkę, dotknął palcami fotela
oraz stolika. Zmarszczył brwi.
-Nikogo tutaj nie ma, jeżeli nawet był
nie pozostawia po sobie śladu.
Drugi mężczyzna tylko skinął głową.
Wyciągnął białe opakowanie, które przypominało dezodorant
w aerozolu. Rozpylił je we wnętrzu. Mgiełka unosiła się w
pomieszczeniu, drobnymi kropelkami opadając na podłogę. Mężczyźni
czekali w skupieniu, obserwując otoczenie. Drobinki mgiełki
zadrgały przy oknie, tworząc delikatny zarys postać, który
zaraz się rozpłynął.
-Aktywność minimalna. Pewnie jakiś
dzieciak zrobił tu sobie skocznie. Bez sensu i tak go już nie
znajdziemy. Bariery zewnętrznej i tak nie przekroczy.
W tej samej sekundzie obaj mężczyźni
zniknęli. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i puściła dłoń
towarzysza. Ściągnęła kaptur, jej zielone oczy spoglądały na
chłopaka z powagą.
-Nie martw się to nie potrwa już
długo. Rybka połknęła haczyk.
***
Po biegu na 15 kilometrów
usiadła na kamieniu nad brzegiem morza, dysząc ciężko. Wypadła z
formy. Od dzisiaj obiecała sobie codzienne mordercze treningi.
Chciała przestać przejmować się beznadziejnymi sprawami
ludzkości. Stwierdziła, ze jako zimnej maszynie do zabijania będzie
jej łatwiej, po Polowaniach znajdzie sobie nowe mieszkanie.
Usłyszała warkot starego samochodu. Po chwili z lasu wynurzył sie
zakapturzony chłopak. Zbiegł po wydmach, potykając się o własne
nogi. Przewróciła oczami na widok jego niezdarności. Stanął
na przeciwko niej. Próbował odwrócić wzrok od
siniaków pokrywających jej szyję. Przełknął ślinę.
-Wiesz co to jest ?- spytał niepewnie,
tak jakby liczył na to, ze powie, ze to co sie z nim dzieje to tylko
jego chory wymysł. Sara uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Wiem doskonale.
Chłopak zdjął kaptur i przeczesał
niedbale palcami wilgotne włosy. Spojrzał na nią ze strachem. Miał
wrażenie, że piasek na którym stał okazał się ruchomym i
wciągał go wgłąb ziemi.
- Więc co to jest ? – zapytał się
biorąc głębszy oddech. Sara zaśmiała się sztucznie i spojrzała
na niego ze współczuciem
***
***
Jak widzicie blog został w całości przeniesiony na blogspot. W zakładce Polecane pierwszy link jest do strony z bohaterami, która wciąż jest w budowie. Przepraszam za to zamieszanie, ale onet, doprowadził mnie do szału i doszłam do wniosku, ze nie chcę już tam nic publikować, bo z tym było strasznie dużo problemów. Tak więc zapraszam was od dzisiaj TUTAJ ;) Nowa notka tak jak mówiłam do 2 tyg.
Rewelacja ! Zastanawia mnie tylko ,czy ten chłopak na początku rozdziału i jego końcu to ten sam i czy chce zabić Sarę . Ale póki co pewnie się tego nie dowiem . Czekam na kolejny rozdział : )
OdpowiedzUsuńTroszkę się działo, warto czekać na rozwinięcie. ;d
UsuńZdarzają się przypadkowe przecinki niestety.
OdpowiedzUsuń"Ostre kawałki poleciały w dół"- jeżeli w dół, to zleciały.
" Po chwili opanował się i spojrzał NA nią niepewnie"
"Poczuł jak gęsie skórka, występuje mu na skórę"- 1. w takim zdaniu nie powinno być przecinka. 2. wstępuje na skórę.
Zgaduję, że ten chłopak ma zabić Gryffina, a osobą która na to rzekomo nie pozwoli jest Sara ;d
I nie wiem czemu, ale mam głupie wrażenie , że ta zakapturzona dziewczyna to E.V.
"płynu do podłóg"- płynu do podłogi
"powodowało, że z każdym dniem nie mogła spojrzeć w oczy"- dziwnie skonstruowane zdanie strasznie. Powinno być "powodowało to, że..." i druga część jakaś taka dziwaczna. Może lepiej było bez "z każdym dniem". "że nie mogła patrzeć sobie w oczy" ?
"Tak jakby życie jej najbliżsi było długiem"- najbliższych
Hmm... Dakota. Ciekawi mnie jej osoba. Taka indywidualistka. Nie baczy na nic. Bawi się i korzysta z życia jak tylko może. :)
" drzwi z ciemnego drewna"- wykonane z ciemnego drewna
"Nie zostajesz."- na końcu "?"
"Nigdy nie rozumiem po jaką cholerę tak tyrać." - znów dziwna konstrukcja zdania. " Nigdy nie rozumiałem po jaką cholerę tak tyrać..." brzmi chyba tak lepiej
"Nikogo tutaj nie ma, jeżeli nawet był nie pozostawia po sobie śladu."- To zdanie także jest dziwne. 2 czasy zmieszane. " Nikogo tutaj nie ma, a jeżeli nawet ktoś tu był, to niej pozostawił po sobie śladu."
Zastanawiam się teraz czy to Gryffin przyszedł do Sary. No z tekstu wynika , że tak, ale nie mam pewności więc nie będę niiic mówić! Wolę nie zapeszać ;d