niedziela, 6 maja 2012

15. Plany

Stał oparty o ścianę jednej ze stacji benzynowych w Milton. Czuł jak zimno, przedziera się przez cienką podeszwę trampek, zamieniając jego stopy w taflę lodu. Dziewczyna z którą był umówiony, spóźniała się już dobre 15 minut. Zastanawiał się, po jaką cholerę sie na to zgodził. Nie znał jej, a mimo wszystko przyjął ofertę. Nie chciała mu wyjawić, dlaczego tak bardzo chce dokopać Grey'om. Połączył ich wspólny wróg, ale rola jaką ma w tym odegrać, co raz mniej mu się podobała. Poruszał skostniałymi palcami dłoni i spojrzał nerwowo na zegarek. Za 20 minut musi się stawić w ośrodku, nie chce podpaść w ostatnich dniach przed wyjściem. Podkulił ramiona i zaczął liczyć do stu, jeżeli dziewczyna się nie zjawi, odpuści ja sobie i powróci do starego planu.
Niebieskie światło rzucane przez jarzeniową lampę, zamigotało gwałtownie. Zaciekawiony spojrzał w górę. Lampa zasyczała, jak wąż w terrarium, a potem pękła na kawałki. Ostre odłamki poleciały w dół, chłopak odskoczył gwałtownie, jednak kilka odprysków pozostawiło małe rany na jego policzku. Zaklął siarczyście pod nosem. Wsadził ręce do kieszeni i zrobił pierwsze kroki w stronę głównej ulicy.
- Ykhm – zachrypnięty, dziewczęcy głos dobiegł z miejsca gdzie jeszcze przed chwilą, paliła sie lampa. Zaintrygowany spojrzał w tamtą stronę, cała ubrana na czarno nie odróżniała się niczym od ciemnej nocy. Gdyby się nie odezwała, odszedłby nie zauważając jej.
- Nie zauważyłem Cię. – wydukał po chwili. Stała z pochyloną głową nakrytą obszernym kapturem, na jego słowa nie poruszyła się nawet o milimetr. Jak kameleon stopiła się z mrokiem. Rozpięła zamek bluzy i wyciągnęła grubą kopertę. Rzuciła nią w stronę chłopaka, wciąż nie podnosząc głowy. Zajrzał do środka, poczuł zapach świeżo wydrukowanych zielonych banknotów, który uderzył mu do głowy jak tequila. Po chwili opanował się i spojrzała nią nie pewnie.
- Jesteś pewna, że powinniśmy to zrobić ? Wiem , że przez telefon powiedziałem ci, ze to zrobię, ale ja mimo wszystko nie chcę go...
- Nic mu nie będzie- jej głos, zimny i wyniosły przeszył go jak ostrze. Poczuł jak gęsia skórka, występuje mu na skórze.
- Uwierz mi, on nie będzie w stanie tego przeżyć.
Po raz pierwszy postać w czerni podniosła głowę. Zielone tęczówki błysnęły w mroku, nie widział jej twarzy, ale nawet stojąc kilka metrów od niej, poczuł jak kącik jej ust uniósł się lekko w górę.
-Ona nie pozwoli mu umrzeć- dziewczyna odwróciła się, i wyszła wolno za róg budynku na parking. Chłopak stał osłupiały, ściskając w ręku szarą kopertę. Ocknął się po kilku sekundach i zaczął za nią biec. Na pustym parkingu nie zobaczył nikogo. Okręcił się wokół własnej osi.
- Hej ! Gdzie jesteś ?!- zobaczył ruch w ciemności nocy- Zaczekaj !- po pustym parkingu rozniósł się chłody i sztywny śmiech dziewczyny, a potem już tylko dźwięk kolejnej tłuczonej jarzeniówki.

***
Wepchnęła do czarnego worka ostatnie pozostałości lampy. Zawiązała worek i rzuciła go obok dwóch innych na podłodze. Rozejrzała się po pokoju. Z pobojowiska jakie tu zastała kilka godzin wcześniej nic nie zostało. Wszystko lśniło czystością, a w powietrzu unosił się przyjemny, sosnowy zapach płynu do podłóg. Opadła na miękki materac. Spojrzała w nieskazitelnie biały sufit. Z jej ust wyrwał się cichy jęk. Spojrzała na dłoń. Strupy, które porobiły jej się wczoraj, właśnie pękły. Przez lekko zabrudzony bandaż, przesączała się burgundowa ciecz. Zacisnęła powieki, aby nie myśleć o nieprzyjemnym swędzeniu i próbowała skupić myśli na czymś zupełnie innym. Starała przypomnieć sobie jakieś szczęśliwe chwile, ale nie pamiętała zupełnie nic. Jakby jej życie zaczęło się na wyspie, nie potrafiła sięgnąć pamięcią do wcześniejszych lat. Nie miała żadnych wspomnień. Tęsknym wzrokiem spojrzała w stronę szafy, w której na dnie leżał plecak, a w nim stara fotografia. Podniosła się lekko, a po chwili ponownie opadała na materac. Nie powinna po nią sięgać. Nie chciała patrzeć teraz na rodziców. Nie mogła. To przez nią jej mama straciła życie, chciała spłacić wobec niej dług, zwabiając wszystkich, którzy brali udział w zabiciu jej. Jednak zemsta nie przyniosła ukojenia. Pogrążyła ją jeszcze bardziej. Powodowało, że z każdym dniem nie mogła spojrzeć w oczy, dziewczynie którą widzi każdego ranka w lustrze. Nie chciała widzieć jej oczu, ich wyrazu.
Teraz utkwiła tutaj. Czuła jak z każdym dniem, powracało jej człowieczeństwo. Podobało jej się to, wciągało jak narkotyk. Każdy żart który usłyszała, śmieszył ją, najprostsze domowe czynności sprawiały, że czuła się lepiej. Głupie chodzenie do szkoły, odrabianie lekcji, jedzenie lunchu w stołówce, powodowało, ze chciała wstawać rano z łóżka. Więź, która odrodziła się miedzy nią a Jaredem, spowodowała, że poczuła, że jest to jej dom. Jednak życie nauczyło ją, ze wszystko kiedyś się kończy. Gdy dzień dobiega końca, zaczynał się nowy. Ktoś w jednej minucie umiera, a w tym samym czasie gdzieś na świecie rodzi się nowe życie. Każdy dom, prędzej czy później popada w ruinę. Tak też stało się teraz. Więź, która łączyła ją z Jaredem przerwała się. Nie jest już złączona nawet najcieńszą nitką. Chciała mu wszystko wyjaśnić. Wielokrotnie wyciągała
telefon, aby do niego zadzwonić, czy stawała pod jego drzwiami. Wiedziała, ze mogłaby mu zaufać, zrozumiał by ją, a przede wszystkim nie zdradził by jej. Może stałby się nawet jednym z Niewidzialnych. Odruchowo dotknęła tatuażu na ręce. Jednak wiedziała, ze nie może mu zdradzić swojej historii, zabiliby go jak tylko wyciągnęliby od niego informacje, albo zamknęli by go w ośrodku. Poczuła jak zalewa ją fala wściekłości. Nie mogła pojąć, dlaczego jej kuzyn zachował się jak kretyn ? Dlaczego nie rozumie, powagi sytuacji ? Wiedziała, że teraz gdy oddzielił się od niej murem. Nie będzie mogła go już tak chronić jak kiedyś. Zamknął przed nią swój umysł. Przestał pokazywać gdzie jest i co się z nim dzieje. Nie mogła obserwować go cały czas, a przez to nie mogła go chronić. To frustrowało ją najbardziej. Spojrzała ponownie w stronę szafy, tym razem z nadzieją. Jednak dość szybko porzuciła myśl, która wykiełkowała w jej umyśle. Jej człowieczeństwo, które odrodziło się z popiołów, zaczynało ją drażnić. Uśmiechnęła sie na myśl o tym co powiedziała by Dakota, patrząc teraz na nią.
- Wiesz co Sara, ale się zrobiłaś dupowata. Ogarnij się.
Wręcz usłyszała jej głos w swojej głowie. Zobaczyła jej brązowe, duże oczy, wpatrujące się w nią antypatycznie. Oczami wyobraźni zobaczyła, jak wydmuchuje kłębek dymu prosto w jej twarz. Poczuła w nozdrzach ostry, duszący zapach jej ulubionych, czerwonych Marlboro. Zawsze drażniło to Sarę. Nienawidziła jej nałogu, przez który miała popalone wszystkie wersalki w Schenzhen, a w mieszkaniu cały czas unosił się ten obrzydliwy zapach. Teraz jednak uśmiechnęła się na wspomnienie o niej. Były przyjaciółkami, wiedziały o sobie wszystko. Łączyła je więź, może nawet silniejsza niż ta, która łączyła ją z E.V, być może dlatego, że była prawdziwa. Zatęskniła za ich wspólnymi misjami, wprowadzaniem w błąd i wyśmiewaniem się ze zwiadowców Cieni, jak nieudolnie próbowali je złapać w zasadzki, które Dakota zawsze potrafiła przewidzieć z najmniejszymi szczegółami. Dakota żyła chwilą. Nigdy nie planowała niczego na dłużej niż jeden dzień. Zawsze twierdziła, ze to bez sensu, bo i tak wszystko widzi w swoich wizjach. Jednak najbardziej Sarze imponowało w Dakocie to, że żyła na krawędzi, prawie każdego dnia grając o swoje życie ze Śmiercią. Kiedy Sara zapytała ją dlaczego nie ma w niej strachu, odpowiedziała jej, że po prostu nie ma nic do stracenia. Nie musi patrzeć, za siebie, myśleć o rodzinie. Jest sama na nikim nie musi jej zależeć. Nie ma dla kogo żyć, więc żyje tak jak wymaga od niej chwila. Sara tak nie potrafiła, zawsze myślała o rodzinie. O bliskich krewnych jacy jej pozostali. O tym, ze musi ich chronić. Tak jakby życie jej najbliżsi było długiem, który musi spłacać, chroniąc ich. Dlatego nie potrafiła wziąć teraz plecaka i uciec. Bo bez przerwy powracała by tutaj, narażając ich na większe niebezpieczeństwo. Pomyślała jeszcze raz o Dakocie, wyobraziła sobie jak patrzy w jej pociemniałe z wrogości oczy.
- Masz rację człowieczeństwo jest do dupy. Jakieś propozycje na pozbycie się tej infekcji ?- zobaczyła jak spojrzenie jej przyjaciółki mięknie, jak zaczyna spoglądać na nią z ciepłymi ognikami w oczach.
- Mała zadymka na rozgrzewkę, a na początek po Danielsie – przesunęła po blacie szklanką z grubego szkła, w której zabrzęczały kostki lodu zalane ciemno bursztynowym płynem. Obie dziewczyny stuknęły się szkłem.
- To do dna siostrzyczko.
Sara otworzyła oczy. Poczuła sie samotnie na widok znajomych mebli i ciepłego koloru ścian. Rozejrzała się wokoło, nigdzie nie dostrzegła swojej przyjaciółki. Nie znajdowała się już w zadymionym barze w Schenzhen. Była w domu. Telefon za wibrował w jej kieszeni. Spojrzała na wyświetlacz, kilkukrotnie przeczytała dostarczoną wiadomość. Za każdym razem spoglądając na nią z pogłębiającym sie zaskoczeniem. Szybko odpisała. Podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej czarny dres, mocne skórzane rękawiczki bez palców. Przebrała się błyskawicznie. Wyszła na balkon, wskoczyła na balustradę. Uśmiechnęła sie do siebie, patrząc na odległość dzielącą ją od ziemi. Zeskoczyła z wysokości pierwszego piętra na miękkie wydmy, które zapadły się pod jej ciężarem. Wyszła i zaczęła biec nie oglądając się za siebie.

***
Gryffin przeglądał wszystkie policyjne strony internetowe. Poszukiwał jakiś niewyjaśnionych sytuacji, dziwnych zaginięć dzieci czy nastolatków. Wypadków samochodowych w których ginęli rodzice, a ciała dzieci nie znajdowano. Sfrustrowany co raz mocniej naciskał przyciski myszy. Nie podobało mu się to, kończył się grudzień, a było zbyt cicho. Przez ostatnie dwa miesiące nie było w żadnym miejscu na świecie zniknięć. Tak jakby wszystkie wydziały na świecie nagle przestały potrzebować rekrutów, co było dość dziwne, bo od lat 40 XXw, regularnie uzupełniali szeregi. Niepokoiło go to. Miał dziwne wrażenie, że nadchodzące Polowanie, to będzie po protu rzeź.
Dźwięk otwieranego zamka, odbił się echem od pustych ścian mieszkania. Brunet napiął wszystkie swoje mięśnie. Sięgnął po nóż leżący niedaleko klawiatury. Uspokoił sie dopiero jak przez szparę w drzwiach, zobaczył ruda czuprynę przyjaciela. Młody chłopak wsunął głowę na tyle na ile pozwalała mu srebrna zasuwa w drzwiach.
-Może byś tak ruszył dupę i mnie wpuścił.
Brunet zaśmiał się. Wstał i podszedł do drzwi z ciemnego drewna. Przesunął nogą karton zapchany ciężkimi rzeczami, barykadujący drzwi i odsunął zasuwę. Rudy wszedł do środka, otrzepując kropelki deszczu ze swoich włosów. W pomieszczeniu rozniósł się zapach wilgoci i ostry, cynamonowy zapach meksykańskiej potrawy.
-Żarcie jak dobrze. Umierałem z głodu- Gryffin chwycił szarą torbę z uśmiechniętym meksykaninem.
- Też miło Cię widzieć Gryffin.
Will poszedł za przyjacielem do niewielkiej kuchni. Usiedli przy drewnianym stole. Brunet wyciągnął dwa białe opakowania i podał jedno kumplowi. Will spojrzał na Gryffina. Był blady, miał spore zasinienia pod oczami, a na jego czole pojawiały się co chwile nowe kropelki potu. Przeniósł wzrok na rękę przyjaciela. Śnieżnobiały bandaż odznaczał się na ciemnej karnacji Gryffina nieskazitelną bielą.
-Jak twoja rana ?
-W porządku goi się.
Gryffin otworzył swoje pudełko i wbił plastikowy nóż w miękką tortillę. Prawa ręka zadrżała w momencie kiedy brał kęs.
-Nie wydaje mi się, że jest w porządku - odpowiedział ponuro Will. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść, pokaż mi tą ranę.
-Nie chwaliłeś się, ze kończyłeś medycynę. Z resztą daj spokój, jestem na tyle dużym chłopcem i chyba potrafię określić, czy rana mi się goi czy nie. Z resztą to nie moja pierwsza.
- Albo jesteś po prostu dużym debilem.
- No wiesz- obruszył się teatralnie Gryffin- zabolało mnie to dogłębnie.
Rudy ponownie wbił wzrok w kumpla. Wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić. Resztę posiłku dokończyli w ciszy. Will pozbierał opakowania i wrzucił je do kosza.
-Zagramy w coś na xBoxie ?
-Stary nie masz tu nawet jeszcze mebli, a masz już xBoxa.
-No wiesz to podstawa przetrwania.
-Dylan i Jamie odwiedzą cię później, więc może z tobą zagrają.
-Nie zostajesz.- brunet spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-Nie. Muszę wracać do pracy. Wziąłem jeszcze popołudniową zmianę. Kasa zawsze się przyda.-Gryfffin prychnął z pogardą .
-Nigdy nie rozumiem po cholerę tak tyrać, jak można mieć tyle kasy ile się chce w każdym momencie.
-Nie wszyscy są tacy jak ty- Rudy spojrzał na niego pobłażliwe.
-I to mój drogi przyjacielu jest wasz błąd.- Dotknął ramienia Willa i poszedł w stronę komputera.- Ach jak spotkasz gdzieś Jamiego, albo Dylana, to powiedz im, ze jak chcą spędzać czas z moją zajebistością, to maja przynieść coś do żarcia.
Will roześmiał się na głos i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Gryffin opadł na krzesło. Był zmęczony, jak nigdy wcześniej. Udawanie przed Willem, że wszystko w porządku, powodowało, że tracił o wiele więcej energii. Prawa ręka pulsowała bólem. Czuł się dziwnie. Miał wrażenie, że Will nie przyszedł do niego tylko na lunch. Chciał mu coś powiedzieć, widział jak kombinował na wszystkie sposoby, a jednak nie znalazł w sobie odwagi. Zastanawiał się o co mu chodziło. Poczuł nie miły ścisk w żołądku. Obrzydliwy kwas wypalał jego przełyk. Zerwał się z miejsca i pobiegł szybko do łazienki. Torsje targały całym jego ciałem. Przyłożył głowę do chłodnych, białych kafelek. Oddychał głęboko. Drżącymi dłońmi, odwinął bandaż.
- O kurwa- wyszeptał pod nosem. Wpatrywał się z obrzydzeniem na ranę która wyglądała, jak posklejana gumą balonową. Wyciągnął tubkę maści, którą dostał wczoraj od 65. Spojrzał na nią z nienawiścią i obrócił kilkukrotnie w dłoni. Wziął kolejny głębszy wdech i wycisnął jej zawartość na dłoń.
-Co cię nie zabije, to cię...
Obraz przed jego oczami zaczął pulsować tak, jak szybko bije jego serce, poczuł zbliżającą się kolejna falę torsji, osunął się na zimną podłogę.

***
Zakapturzona postać pojawiła się w pomieszczeniu. Chłopak siedzący w kącie, podniósł zaintrygowany wzrok znad książki, po chwili znudzony powrócił do poprzedniej czynności. Dziewczyna odwróciła się w stronę okna, pokrywającego prawie całą ścianę opuszczonego budynku. Strużka wody spływała po ścianie, tuż przy pękniętej szybie skapując dużymi kroplami na jej czarne glany. Strażnicy Cienia pojawili się na dole, odziani w czarne płaszcze. Patrzyli prosto na nią jednak wiedziała, że niczego tu nie widzą, prócz pustego magazynu. Dwóch mężczyzn wbiegło do budynku. Na metalowych schodach było słychać ich kroki. Dziewczyna wskazała palcem na chłopaka. Ten skinął głową. Oboje ubrali dwie białe maski i oddalili się w najgłębszy kąt górnej części ruiny. Mężczyzna zdjął rękawiczkę, dotknął palcami fotela oraz stolika. Zmarszczył brwi.
-Nikogo tutaj nie ma, jeżeli nawet był nie pozostawia po sobie śladu.
Drugi mężczyzna tylko skinął głową. Wyciągnął białe opakowanie, które przypominało dezodorant w aerozolu. Rozpylił je we wnętrzu. Mgiełka unosiła się w pomieszczeniu, drobnymi kropelkami opadając na podłogę. Mężczyźni czekali w skupieniu, obserwując otoczenie. Drobinki mgiełki zadrgały przy oknie, tworząc delikatny zarys postać, który zaraz się rozpłynął.
-Aktywność minimalna. Pewnie jakiś dzieciak zrobił tu sobie skocznie. Bez sensu i tak go już nie znajdziemy. Bariery zewnętrznej i tak nie przekroczy.
W tej samej sekundzie obaj mężczyźni zniknęli. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i puściła dłoń towarzysza. Ściągnęła kaptur, jej zielone oczy spoglądały na chłopaka z powagą.
-Nie martw się to nie potrwa już długo. Rybka połknęła haczyk.

***
Po biegu na 15 kilometrów usiadła na kamieniu nad brzegiem morza, dysząc ciężko. Wypadła z formy. Od dzisiaj obiecała sobie codzienne mordercze treningi. Chciała przestać przejmować się beznadziejnymi sprawami ludzkości. Stwierdziła, ze jako zimnej maszynie do zabijania będzie jej łatwiej, po Polowaniach znajdzie sobie nowe mieszkanie. Usłyszała warkot starego samochodu. Po chwili z lasu wynurzył sie zakapturzony chłopak. Zbiegł po wydmach, potykając się o własne nogi. Przewróciła oczami na widok jego niezdarności. Stanął na przeciwko niej. Próbował odwrócić wzrok od siniaków pokrywających jej szyję. Przełknął ślinę.
-Wiesz co to jest ?- spytał niepewnie, tak jakby liczył na to, ze powie, ze to co sie z nim dzieje to tylko jego chory wymysł. Sara uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Wiem doskonale.
Chłopak zdjął kaptur i przeczesał niedbale palcami wilgotne włosy. Spojrzał na nią ze strachem. Miał wrażenie, że piasek na którym stał okazał się ruchomym i wciągał go wgłąb ziemi.
- Więc co to jest ? – zapytał się biorąc głębszy oddech. Sara zaśmiała się sztucznie i spojrzała na niego ze współczuciem
***
Jak widzicie blog został w całości przeniesiony na blogspot. W zakładce Polecane pierwszy link jest do strony z bohaterami, która wciąż jest w budowie. Przepraszam za to zamieszanie, ale onet, doprowadził mnie do szału i doszłam do wniosku, ze nie chcę już tam nic publikować, bo z tym było strasznie dużo problemów. Tak więc zapraszam was od dzisiaj TUTAJ ;)  Nowa notka tak jak mówiłam do 2 tyg.  

3 komentarze:

  1. Rewelacja ! Zastanawia mnie tylko ,czy ten chłopak na początku rozdziału i jego końcu to ten sam i czy chce zabić Sarę . Ale póki co pewnie się tego nie dowiem . Czekam na kolejny rozdział : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę się działo, warto czekać na rozwinięcie. ;d

      Usuń
  2. Zdarzają się przypadkowe przecinki niestety.
    "Ostre kawałki poleciały w dół"- jeżeli w dół, to zleciały.
    " Po chwili opanował się i spojrzał NA nią niepewnie"
    "Poczuł jak gęsie skórka, występuje mu na skórę"- 1. w takim zdaniu nie powinno być przecinka. 2. wstępuje na skórę.
    Zgaduję, że ten chłopak ma zabić Gryffina, a osobą która na to rzekomo nie pozwoli jest Sara ;d
    I nie wiem czemu, ale mam głupie wrażenie , że ta zakapturzona dziewczyna to E.V.
    "płynu do podłóg"- płynu do podłogi
    "powodowało, że z każdym dniem nie mogła spojrzeć w oczy"- dziwnie skonstruowane zdanie strasznie. Powinno być "powodowało to, że..." i druga część jakaś taka dziwaczna. Może lepiej było bez "z każdym dniem". "że nie mogła patrzeć sobie w oczy" ?
    "Tak jakby życie jej najbliżsi było długiem"- najbliższych
    Hmm... Dakota. Ciekawi mnie jej osoba. Taka indywidualistka. Nie baczy na nic. Bawi się i korzysta z życia jak tylko może. :)
    " drzwi z ciemnego drewna"- wykonane z ciemnego drewna
    "Nie zostajesz."- na końcu "?"
    "Nigdy nie rozumiem po jaką cholerę tak tyrać." - znów dziwna konstrukcja zdania. " Nigdy nie rozumiałem po jaką cholerę tak tyrać..." brzmi chyba tak lepiej
    "Nikogo tutaj nie ma, jeżeli nawet był nie pozostawia po sobie śladu."- To zdanie także jest dziwne. 2 czasy zmieszane. " Nikogo tutaj nie ma, a jeżeli nawet ktoś tu był, to niej pozostawił po sobie śladu."
    Zastanawiam się teraz czy to Gryffin przyszedł do Sary. No z tekstu wynika , że tak, ale nie mam pewności więc nie będę niiic mówić! Wolę nie zapeszać ;d

    OdpowiedzUsuń