-Gryffin- z jej ust wyrwał się szept
przerażenia. Dopiero po chwili zorientowała sie, ze drżą jej dłonie.
Zastanawiała się czy chłopak to zauważył. Nie chciała by wiedział, ze
się go boi. Czuła jak przesuwa wzrok po jej ciele, prześwietlał ją jak
rentgen. Bała sie spojrzeć mu w oczy, jakby miała do czynienie z
wściekłym zwierzęciem. Nie chciała go prowokować.
-Nie mnie sie spodziewałaś, prawda ?
Sara pokiwała twierdząco głową. Nie chciała nic mówić, bo nawet teraz czuła w jakim przerażeniu wibrują jej struny głosowe.
-Rozumiem twój nie pokój, ale spokojnie nie zabije cię , nie po to ratowałem ci tyłek.
Zbliżył
się do niej o krok, za to Sara cofnęła się o dwa w tył wpadając na
biurko. Nie mogła doszukać się w jego głosie prawdziwych intencji. Ton
wydawał się być taki sam jak w szkole , arogancki, sarkastyczny,
pozbawiony pozytywności i wszystkiego co nie odstraszyłoby ludzi. Jednak
wyczuła w nim lekką zmianę, jakby wkładał w mowę wiele wysiłku,
trenował ją godzinami- i właśnie to – przerażało ją najbardziej. Czuła
sie jakby zaczął z nią gre , której zasady zna tylko on, a ona jest
tylko pionkiem. Zastanawiała się ile to potrwa, za nim upadanie na jego
planszy. Zobaczyła jak wyciąga rękę w jej kierunku, która po chwili
zamknęła się w mocnym uścisku na ramieniu.
-Chodź jesteś wyczerpana. Myślę , ze powinnaś usiąść.
Pragnęła
stawić jemu opór, jednak nogi same uginały się pod ciężarem jej ciała ,
a nuta delikatności w jego głosie sprawiła, ze poddała się, za nim
zareagował umysł. Prowadzona przez niego, usiadła ponownie na czarnej
kanapie. Gryffin usiadł na przeciwko, tak, ze bardzo trudno było jej
unikać jego wzroku. Zapadła głucha cisza. Brunet roześmiał sie, ale
przypominało to bardziej serię prychnięć. Spojrzała na swoje dłonie, a
potem przeniosła wzrok na swoje poranione ramie. Zaczęła się
zastanawiać, czy jej ciało jeszcze kiedyś będzie normalnie wyglądało.
Spojrzała na niego, wiedziała, ze teraz nadeszła jej kolej, ze musi sie
odezwać i tego właśnie on od niej oczekuje. Przełknęła ślinę.
-Gdzie
jesteśmy ?- fala suchości podrażniła jej gardo do bólu. Chłopak
skrzywił się, jakby odpowiedź była tą jedną z serii tabu.
-W
bezpiecznym miejscu – odpowiedział dopiero po kilku sekundach. W jego
głosie usłyszała wrogość, którą chciał ukryć. Zapadło długie milczenie.
Sara biła się z myślami. Gdy zobaczyła swoje zdjęcia na ścianie, szybko
połączyła fakty. Jednak nie wie ile on tak naprawdę wie, ani co łączyło
go z E.V. Ani tez czy wie, ze wtedy w Nepalu to była ona i czy mści sie
za jego bliznę na szyi, czy za śmierć E.V ? Czy poluje na nią od 2 lat,
czy od roku ? Każde z tych pytań powodowało skurcze w jej żołądku, a
każde nowe stwierdzenie, doprowadzało bicie jej serca do granic
możliwości. Wie, ze to on wtedy w hotelu zakrył E.V własnym ciałem i to
dlatego wydał się jej taki znajomy w pierwszy dzień szkoły. Zamknęła
oczy i starała się cofnąć jak najdalej w przeszłość, z początku jej
znajomości z E.V, a także z późniejszego okresu. Pamięta tylko jedną
rzecz, ze kiedy Sara nie zabiła Gryffina w Nepalu, jej zlecenie dostała
E.V, a później sprawa przycichła. Jednak Gryffin nie zniknął z list.
Sama blondynka nigdy o nim nie wspomniała , nigdy też nie mówiła nic o
tym, ze go zabiła. Kiedy E.V wróciła po dwóch tygodniach do ich pokoju i
Sara spytała się, jak poszło, ona odpowiedziała tylko - Jak to z
O'Connorem- czyli, że jej zwiał , jak jeszcze kilkuset osobą przed nimi i
kilkudziesięciu po nich. Ale sądząc po zdjęciu, spotykali się i to nie
raz. Czy rzeczywiście coś ich łączyło ? A może miała z tego jakieś
korzyści. Zaczęła się zatem zastanawiać czy on nie należy do ugrupowania
E.V, to by wyjaśniało dlaczego tak długo jest na wolności, choć z
drugiej strony gdyby miał jakiś związek z Cieniami, to raczej by już nie
było jej na tym świecie.
Wiec kim on
właściwie jest ? Spojrzała na niego, wyglądało na to, ze on też nad
czymś głęboko myślał. Jego głowa była odwrócona w lewą stronę, twarz
nabrała melancholijnego wyrazu. Przymrużył oczy, w mdłym świetle,
wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż pamiętała ze szkoły. Jego
lekko przygarbiona sylwetka ukazywała coś znacznie większego, jakby
niósł na swoich barkach ciężar, jakiego nie uniósł, żaden inny
nastolatek. Wzbudziło to jej współczucie, przez chwile wydawało się jej,
ze coś może ich łączyć, dostrzegła w nim trochę samej siebie. Nawet nie
wiedziała, kiedy z jej ust wydobył się głos.
-Dlaczego ?
Gryffin
dopiero po upływie kilku sekund spojrzał na nią , jakby całkowicie
zapomniał o jej obecności. Przez chwilę wyglądał nawet na
przestraszonego.
-Co dlaczego ?- Zadał to pytanie jakby zastanawiał się , czy nie było ono częścią zadania, którego nie usłyszał.
-Dlaczego...Dlaczego
mnie uratowałeś.- Brunet odwrócił wzrok w stronę , w którą przed chwilą
spoglądał. Spostrzegła, ze jego twarz przybrała ostrzejsze rysy, jego
klatka piersiowa uniosła się dwukrotnie gromadząc rezerwy powietrza.
-A
dlaczego miałbym tego nie robić ? - Spojrzał na nią bardziej
wyzywająco, niż zachęcająco. Tym razem to ona nabrała większej ilości
tlenu i powiedziała:
-Bo oboje wiemy, ze nie musiałeś.
***
Drzwi
hangaru zatrzasnęły się z hukiem, kiedy młody mężczyzna wszedł do
środka. Czarne kosmyki jego włosów, przylepiały się do mokrej od deszczu
twarzy. Zdejmując kaptur z wściekłością, omiótł wzrokiem pomieszczenie.
Dostrzegł drugiego chłopaka nie wiele młodszego, siedzącego w kącie
przy metalowym biurku. Ciemne włosy zasłaniały jego twarz, kiedy w
skupieniu pochylał się nad niewielką fiolką, oglądając jej zwartość pod
szkłem powiększającym przymocowanym do biurka. Mężczyzna ruszył w jego
stronę.
-Dobrze wiesz Davidzie, ze nienawidzę jak obcy, dotykają paluchami moich rzeczy.
-Nawet ja ?- spytał się siedzący przy biurku chłopak.
-Zwłaszcza ty - to ostatnie zdanie starszy chłopak wręcz wysyczał.
Kąciki ust Davida uniosły się lekko w górę, tworzą coś na wzór krzywego uśmiechu.
-Spokojnie
Samaelu, wyczuwam twoją wrogość. Chciałem tylko z bliska zobaczyć twoje
dzieło, musisz być z siebie dumny. Kto by pomyślał ile to małe cudeńko
może zdziałać w organizmie, jak nie trudno osiągnąć przy tym kontrolę.-
Wstał wrzucając przezroczystą próbówkę do stojaka.
-Czasami żałuję, ze to stworzyłem, zaczęło być tu po prostu nudno, nie sądzisz ?
Kąciki ust Davida ponownie utworzyły krzywy uśmiech.
-A jak się miewa nasz gość ?
-Jak zazwyczaj nasi goście ledwo żyje.
Cichy
śmiech Davida rozniósł się po pustej hali. Nie było w tym jednak ani
odrobiny dobrego humoru. Był tylko dopełnieniem ponurej , mrocznej
atmosfery panującej w hangarze. Młody chłopak minął biurko, przez chwile
jego sylwetka znalazła sie w świetle mocnej lampy stojącej w kacie
pomieszczenia. Na jego twarzy widniała pionowa blizna zaczynająca się od
skroni, a kończąca sie przy linii ust. Samael z trudem oderwał od niej
wzrok.
-Powiedział coś ?
-Niewiele.
Wygląda na to, ze w ogóle sie nie znają. Przejęliśmy go w czasie
transportu do wydziału w Stanach. Zna ją tylko z historii, które słyszał
od innych na wyspie.
-Zaczynam być
tym co raz bardziej znużony. Od paru tygodni przemyka nam niezauważona, a
przecież, gdzieś musiała sie zatrzymać. Nic jej nie rejestruje żadne
uliczne kamery nie potwierdzają zgodności. Z resztą , mamy jeszcze inny
problem. Wie coś chociaż o tej szczepionce ?
-J.D go wczoraj przesłuchiwała i...
-Nie obchodzi mnie kt...
-...i
powiedział , ze zaczęli testy. Amerykanie znaleźli odpowiednie
przeciwciała. Połączyli siły. Zaczęli od niedobitków grupa Z, no i
padają jak muchy, wiec postanowili, ze wezmą się za tych z
najsilniejszym patogenem. Z Delty na czterech przeżyło dwóch, z Bety
trzech na czterech.
-A co z grupą Echo na nich też testowali ?- Samael kiwnął twierdząco głową.
-Tak
dwóch na dwóch. Dziewczyna i chłopak. Nie podał imion jest z Gammy,
wiec logiczne, ze się nie znają. Wie tylko jakie mieli zdolności.
Chłopak był molekulerem, wymieszanym z cieniem. Dziewczyna- zrobił
dłuższą pauzę i wziął głęboki wdech, David spojrzał na niego
wyczekująco- nakłaniaczka z przenikaniem.
Wydawało
mu sie, ze na twarzy Davida na ułamek sekundy pojawiło się cierpienie,
jednak znikło zanim czarnowłosy zdążył zamrugać powiekami.
-Jak E.V- powiedział tym swoim charakterystycznym zimnym tonem. Nie czekając na reakcję towarzysza , wydał dyspozycje.
-Sklasyfikuj
młodego i wywal do miasta. Powiedz Janett i Kameleonowi, ze mają węszyć
i im szybciej znajdą Sare, tym dłużej pożyją i przyślij do mnie Czarną.
Za nim mężczyzna zdążył się odezwać ,
jego przywódca znikł. Mimo, ze był starszy od Davida o sześć lat to i
tak wiedział, ze lepiej nie mieć w nim wroga, a jego zimna obojętność
powodowała, ze przerażał go do szpiku kości.
-Słyszałeś.-
Spojrzał w czarną przestrzeń ponad biurkiem. W jednej chwili jakby za
dotknięciem różdżki, zaczął pojawiać się chłopak. Najpierw nogi, tułów, a
na końcu głowa. Był młody miał zaledwie 17 lat, krótko ostrzyżone włosy
i przykrótkie do kostek dżinsy, a jego podkoszulek wyglądał jakby był
nieprany od tygodni- Zawsze będziesz sie przed nim ukrywał.
-Sory bracie, ale jak go widze to mam mokro w gaciach.
Mężczyzna
o azjatyckich rysach z prostymi, czarnymi do ramion włosami uśmiechnął
się w przeciwieństwie do Davida robił to szczerze.
-Wiesz coś o tej polce ? Jak tak dalej pójdzie to David zabije nas wszystkich.
-Niewiele
jest jak duch. Po Berlinie, Janett złapała jej trop w Londynie, ale nie
mogliśmy jej znaleźć. Musiała mieć dobrego cienia 8-10 kresek.
-Może Taskhi ?
-Prawdopodobnie on, jednak znaleźć go to igła w stogu siana.
-A inni :Uzdrowicielka , Molekuler, Jasnowidzka ?
-Wiemy
jedno. Na pewno mieszkają w tej dzielnicy, jednak bardzo dobrze się
maskują i nie kontaktują się między sobą, inaczej już dawno byśmy ich
znaleźli.
-Kogo wysłaliście ?
-Szperaczy i Tropicieli. Ci pierwsi mają za mało mocy, a Tropiciele widzą wszystko jak za mgłą.
-A po Sarę wysłaliście kogoś ?
-Problem w tym, ze nic nie mamy. Wszystko spłonęło w Berlinie. Nawet Jannet nic nie widzi.
Czarnowłosy przeczesał palcami włosy.
-To
wszystko za długo trwa. David dostaje furii. Nie wiem ile jeszcze czasu
dam radę go kontrolować. Nasz mózgowiec mówił, ze wysłali patrol do
stanu Delaware. Ponoć była tam duża aktywność energetyczna, a to nie
pora burz w tym stanie.
-Zgadza się.
Wyłączyli ten teren. Wysłali tego walniętego Drake z dwoma kompanami,
ale na pewno nie po kogoś takiego jak Sara. Pewnie po nowego rekruta.
Ponoć Stany Zjednoczone chcą wyrównać straty, dlatego szukają nowych. Na
65 potrzebowaliby całej armii.
Azjata
kiwnął głową, odwrócił się i ruszył do zejścia do podziemi. Przez
chwilę było słychać tylko uderzenia jego butów o metalowe stopnie. Cały
czas słyszał ciche kroki Kameleona, który deptał mu po piętach. Tunel
ciągnął się 500 metrów pod ziemią, pełen był migających świateł i
kapiącej wody, tworzącej podziemne kałuże. Dopiero po paru minutach
doszedł do niego zapach krwi i gnijących ciał trupów, których nikt nie
usunął.
-Mieliście się tego pozbyć- warknął Samael. Czwórka młodych ludzi podskoczyła, na dźwięk jego głosu.
-Może sam się za to zabierzesz ? Nie jesteśmy twoimi sprzątaczkami- młoda blondynka spojrzała buntowniczo w stronę mężczyzny.
-Ja
nie dyskutuje z tobą Jannett. W dodatku akurat tobie, radziłbym
siedzieć cicho, jesteś dobrą tropicielką, więc uważaj żeby David nie
dopadł cię, kiedy masz dla niego same fatalne wieści.
Dziewczyna
spojrzała na niego nienawistnie i skoczyła. Poczuł również delikatne
wibracje z jego lewej strony, z której stał Kameleon. Odkąd zna tego
dzieciaka nie może zrozumieć, dlaczego przez większość czasu woli być
niewidzialny. Usłyszał ciche kaszlnięcia dochodzące z pobliskiego
pomieszczenia, poszedł w tamtą stronę. Nastolatek leżał skulony na
podłodze, z uszu i nosa leciała mu krew. Pare starych ran zasychało już w
brudne strupy. Spojrzał z politowaniem na niego i przeniósł wzrok na
rudowłosą dziewczynę, siedzącą w kacie i palącą skręta.
-David, kazał go wypuścić do miasta.
-Tak szybko...Co za ogromna szkoda. Tak nie wiele rzeczy z nim zrobiłam. Pozwól mi pobyć z nim jeszcze chociaż parę godzin.
-Nie. Jest nas co raz mniej. Nie możesz wykańczać każdego.
-Ale ja chcę się z nim tylko pobawić. Nawet nie załatwiłam mu żadnej pięknej blizny.
-Och,
przymknij się już J.D.- doszedł do nich mocny i zachrypnięty głos
dziewczyny. Po chwili kobieca postać weszła w smugę padającego białego
światła. Miała niezwykłą urodę. Jej europejskie rysy mieszały się z
koreańskim, szare oczy wdzierały sie w głąb każdej duszy, a długie
czarne włosy wydawały się lśnić. Samael dopiero po chwili zorientował
sie, ze ma lekko otwarte usta.
J.D prychnęła i zamruczała coś po niemiecku pod nosem. Samael cicho odkaszlnął.
-David cię szuka, chciałby sie z tobą spotkać jeszcze dziś.
Dziewczyna
kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie, po chwili już jej nie było.
Zniknęła również J.D. Przykląkł przy chłopaku, chwycił go za ramię i
skoczył. Znalazł się na wąskiej ulicy między starymi blokami i tam go
zostawił. Spojrzał na niego po raz ostatni i zaczął się zastanawiać ile
jeszcze dzieciaków wykończą, za nim David zaspokoi swój gniew. A
przecież wystarczyłaby tylko jedna osoba- Sara.
***
Każda
sekunda jego wzroku powodowała, ze jest oddech stawał się płytszy, a
tlen przemieniał się w płonącą truciznę, która wypalała ją od środka.
- Kiedy się zorientowałaś ?
Ton
jego głosu był tak zimny, ze płonące wnętrze Sary, zaczęły kaleczyć
zimne, odłamki lodu. Otworzyła usta, pragnąc wydobyć z siebie dźwięk,
jednak ból tylko się wzmagał. Nienawiść w jego oczach, pokazała jej jak
bardzo jest wobec niego bezsilna. Przełknęła ślinę, łagodząc suchość w
gardle.
-Gdy zobaczyłam zdjęcie, twoje i E.V.
-Kłamiesz !- krzyknął Gryffin, a Sara podskoczyła.
-Nie! Przysięgam, ze nie poznałam cię w szkole, zmieniłeś się.
-Nie zmieniłem się, tak bardzo przez ostatnie trzy miesiące.
-Nie przez ostatnie miesiące.
-Co !
-Nic! Powiedz w końcu, czego ode mnie chcesz ?- wykrzyknęła histerycznie- No powiedz, albo po prostu mnie zabij !
Kąciki jego ust uniosły się delikatnie. Wstał i obszedł stolik, siadając na nim na przeciwko Sary.
-Nie
to byłoby zbyt proste. Nie teraz, kiedy wiem, ze nie boisz sie śmierci –
uniósł dłoń i przejechał po jej policzku – Wiesz czego tak naprawdę
pragnę- Sara pokiwała przecząco głową. - Naprawdę się nie domyślasz ?
-Zemsty ?- wyszeptała.
-Zemsta
to zbyt mało, ona juz mnie nie zaspokoi- zaśmiał się. Chwycił ją mocno
za rękę i odwrócił ją, dotknął palcami jej tatuażu - Niewidzialni,
Niewidzialni... Legendarne ugrupowanie, walczące o wolność uciśnionych
Jumperów. Piękna bajka, która jest zupełnie inna. Bo przecież gdy ktoś
walczy o sprawiedliwość, to nie zabija ich członków.
-Walczymy w Mieście Cienia po to aby nie być częścią terroru !
-Więc dlaczego sami się go dopuszczacie, co ?!
-Nie wiem co o niej wiedziałeś, ale ona zdradziła Niewidzialnych.
-Kłamiesz
! Ona nie była taka.-Wstał gwałtownie, prawie przewracając stolik.-
Rozumiesz, nie była. Ona po prostu chciała normalnie żyć. Nigdy w życiu
nie zdradziła by bliskich. Nigdy ! Nigdy !- jego krzyk odbił się echem
od betonowych ścian.
-Gdyby taka była nie zabiłabym jej. Nie zabiłabym najlepszej przyjaciółki !- wykrzyknęła Sara, przez łzy.
-Przestań tak o niej mówić. Nie masz prawa. Nie znałaś E.V, nie mogłaś !
-Znałam
i to bardzo dobrze. E.V czyli Evelyn Vain. Dwudziestolatka , o
brązowych włosach i zielonych oczach. Od 10 roku życia była na wyspie.
Nakłaniaczka z przenikaniem, rzadkie połączenie zdolności.
Sklasyfikowana do grupy Echo. Skuteczność, do czasu kiedy dostała
zlecenia na ciebie 62/62. Najlepsza z najlepszych. I największa
zdrajczyni.
-Zamknij się szmato, bo pożałujesz!
Sara
wstała i ruszyła w jego stronę. Nie wiedziała skąd wzięła w sobie tyle
energii i siły. Gryffin wyciągnął broń i wycelował w nią.
-Śmiało
strzelaj, ale wiem, ze pragniesz wysłuchać tego co ci powiem, bardziej
niż mojej śmierci. Pewno ostatnio zadajesz sobie sporo pytań, które
jakoś wcześniej ci umykały. Widziałam szok na twojej twarzy gdy
wypowiedziałam jej imię, którego ty zapewne nie znałeś. Tak dobrze
myślisz to siostra Davida Vaina. I zdradziła nas wszystkich. Była
kretem, w dwóch różnych organizacjach. Dlatego pozycja Davida jest tak
znacząca, bez niej byłby nikim, a raczej bez jej informacji. Nie mogłam
postąpić inaczej, nie zmieniłaby się, zawsze stałaby murem za bratem.
Wiem, ze na pewno ją kochałeś nie wątpię w to. Może była przy tobie
zupełnie inną osobą i dlatego nie powiedziała ci prawdziwego imienia. Po
prostu zapomnij, to jedyne lekarstwo.
-Zapomnij,
to jest twoja rada. Nie da się zapomnieć takiego bólu, wiem kim była,
ale na pewno nie tym o czym ty mówisz. Była odważna i pewna siebie. Jej
rodziców zabił rząd gdy miała 10 lat, była jedynaczką. Uratowałem ją,
gdy chcieli ją zabrać.
-W Chinach, prawda ?
-Skąd...
-Tam
ją wysłali, miała cię zabić. Gryffin ja wiem jak to jest gdy czujesz,
ze nikogo nie ma przy tobie. Bo wtedy nie jesteśmy już zagrożeniem.
-Co ty wiesz o bólu. Zabijasz z zimną krwią, nie wiesz co to przyjaźń, miłość ? Ty nie jesteś człowiekiem.
-Nie
jestem człowiekiem, a więc czym. Maszyną do zabijania stworzona przez
rząd. Masz rację, tak było jeszcze kilka miesięcy temu. Zanim zabili mi
matkę, zanim odebrali mi wszystko. Wiesz dlaczego taka byłam, dlaczego
zabijałam. Bo w ten sposób chroniłam , mamę i całą moją rodzinę. Jednak
gdy sie im przeciwstawisz odbierają ci duszę, pozbawiają cię
wszystkiego. Nie różnimy się, aż tak bardzo.
Widziała szok w jego oczach, pistolet w jego rękach trząsł się nie bezpiecznie. Podeszła do niego o krok, wyciągnęła rękę.
-Nie ! Zostaw mnie. Idź sobie, po prostu idź.
-Gryf...
-Spieprzaj stąd, rozumiesz.
Spojrzała
na niego po raz ostatni i skoczyła. Upadła na kolanach , poczuła piasek
w dłoniach. Rozejrzała sie dookoła, pare metrów dalej majaczył lekko
oświetlony dom jej wujostwa. Próbowała wstać, jednak ból jej na to nie
pozwalał. Upadła na piasek. Usłyszała tylko czyjś krzyk, wołający jej
imię.
Niestety mój komentarz rozbudowany bardzo nie bęzie, bo piszę go z innego komputera, więc nie przytoczę błędw ( jeśli w oogóle były ^^ )
OdpowiedzUsuńZnaczy wiem, że znów tutaj dałaś zbyt duż przecinkw tam, gdzie być nie powinny. A i jeśli masz baaardzo rozbudwane zdania to idzie się w nich czasami pogubic, bowiem sa dosc chaotyczne. Dlatego moze nbiektore dziel na dwie czesci? B zauwazylam, ze spokojnie by z nich dwa samodzielnie funkcjonujace wyszly. :)
A treść:
Mamunciu. Przerażają mnie Samael i David, Drake... im serio zalezy na zabiciu Sary. O ile Gryffin już tego nie chce, oo tyle ni nie spooczną póki teg nie zrobią.
Dość niedelikatnie Sara powiedziala Gryffinowi prawde E.V, ale skoro to prawda, to co miala zrobić? Pza tym z nim to chyba trzeba na ostroo :)