sobota, 5 maja 2012

8. Prawda jak cierń

-Gryffin- z jej ust wyrwał się szept przerażenia. Dopiero po chwili zorientowała sie, ze drżą jej dłonie. Zastanawiała się czy chłopak to zauważył. Nie chciała by wiedział, ze się go boi. Czuła jak przesuwa wzrok po jej ciele, prześwietlał ją jak rentgen. Bała sie spojrzeć mu w oczy, jakby miała do czynienie z wściekłym zwierzęciem. Nie chciała go prowokować.
-Nie mnie sie spodziewałaś, prawda ?
Sara pokiwała twierdząco głową. Nie chciała nic mówić, bo nawet teraz czuła w jakim przerażeniu wibrują jej struny głosowe.
-Rozumiem twój nie pokój, ale spokojnie nie zabije cię , nie po to ratowałem ci tyłek.
Zbliżył się do niej o krok, za to Sara cofnęła się o dwa w tył wpadając na biurko. Nie mogła doszukać się w jego głosie prawdziwych intencji. Ton wydawał się być taki sam jak w szkole , arogancki, sarkastyczny, pozbawiony pozytywności i wszystkiego co nie odstraszyłoby ludzi. Jednak wyczuła w nim lekką zmianę, jakby wkładał w mowę wiele wysiłku, trenował ją godzinami- i właśnie to – przerażało ją najbardziej. Czuła sie jakby zaczął z nią gre , której zasady zna tylko on, a ona jest tylko pionkiem. Zastanawiała się ile to potrwa, za nim upadanie na jego planszy. Zobaczyła jak wyciąga rękę w jej kierunku, która po chwili zamknęła się w mocnym uścisku na ramieniu.
-Chodź jesteś wyczerpana. Myślę , ze powinnaś usiąść.
Pragnęła stawić jemu opór, jednak nogi same uginały się pod ciężarem jej ciała , a nuta delikatności w jego głosie sprawiła, ze poddała się, za nim zareagował umysł. Prowadzona przez niego, usiadła ponownie na czarnej kanapie. Gryffin usiadł na przeciwko, tak, ze bardzo trudno było jej unikać jego wzroku. Zapadła głucha cisza. Brunet roześmiał sie, ale przypominało to bardziej serię prychnięć. Spojrzała na swoje dłonie, a potem przeniosła wzrok na swoje poranione ramie. Zaczęła się zastanawiać, czy jej ciało jeszcze kiedyś będzie normalnie wyglądało. Spojrzała na niego, wiedziała, ze teraz nadeszła jej kolej, ze musi sie odezwać i tego właśnie on od niej oczekuje. Przełknęła ślinę.
-Gdzie jesteśmy ?- fala suchości podrażniła jej gardo do bólu. Chłopak skrzywił się, jakby odpowiedź była tą jedną z serii tabu.
-W bezpiecznym miejscu – odpowiedział dopiero po kilku sekundach. W jego głosie usłyszała wrogość, którą chciał ukryć. Zapadło długie milczenie. Sara biła się z myślami. Gdy zobaczyła swoje zdjęcia na ścianie, szybko połączyła fakty. Jednak nie wie ile on tak naprawdę wie, ani co łączyło go z E.V. Ani tez czy wie, ze wtedy w Nepalu to była ona i czy mści sie za jego bliznę na szyi, czy za śmierć E.V ? Czy poluje na nią od 2 lat, czy od roku ? Każde z tych pytań powodowało skurcze w jej żołądku, a każde nowe stwierdzenie, doprowadzało bicie jej serca do granic możliwości. Wie, ze to on wtedy w hotelu zakrył E.V własnym ciałem i to dlatego wydał się jej taki znajomy w pierwszy dzień szkoły. Zamknęła oczy i starała się cofnąć jak najdalej w przeszłość, z początku jej znajomości z E.V, a także z późniejszego okresu. Pamięta tylko jedną rzecz, ze kiedy Sara nie zabiła Gryffina w Nepalu, jej zlecenie dostała E.V, a później sprawa przycichła. Jednak Gryffin nie zniknął z list. Sama blondynka nigdy o nim nie wspomniała , nigdy też nie mówiła nic o tym, ze go zabiła. Kiedy E.V wróciła po dwóch tygodniach do ich pokoju i Sara spytała się, jak poszło, ona odpowiedziała tylko - Jak to z O'Connorem- czyli, że jej zwiał , jak jeszcze kilkuset osobą przed nimi i kilkudziesięciu po nich. Ale sądząc po zdjęciu, spotykali się i to nie raz. Czy rzeczywiście coś ich łączyło ? A może miała z tego jakieś korzyści. Zaczęła się zatem zastanawiać czy on nie należy do ugrupowania E.V, to by wyjaśniało dlaczego tak długo jest na wolności, choć z drugiej strony gdyby miał jakiś związek z Cieniami, to raczej by już nie było jej na tym świecie.
Wiec kim on właściwie jest ? Spojrzała na niego, wyglądało na to, ze on też nad czymś głęboko myślał. Jego głowa była odwrócona w lewą stronę, twarz nabrała melancholijnego wyrazu. Przymrużył oczy, w mdłym świetle, wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż pamiętała ze szkoły. Jego lekko przygarbiona sylwetka ukazywała coś znacznie większego, jakby niósł na swoich barkach ciężar, jakiego nie uniósł, żaden inny nastolatek. Wzbudziło to jej współczucie, przez chwile wydawało się jej, ze coś może ich łączyć, dostrzegła w nim trochę samej siebie. Nawet nie wiedziała, kiedy z jej ust wydobył się głos.
-Dlaczego ?
Gryffin dopiero po upływie kilku sekund spojrzał na nią , jakby całkowicie zapomniał o jej obecności. Przez chwilę wyglądał nawet na przestraszonego.
-Co dlaczego ?- Zadał to pytanie jakby zastanawiał się , czy nie było ono częścią zadania, którego nie usłyszał.
-Dlaczego...Dlaczego mnie uratowałeś.- Brunet odwrócił wzrok w stronę , w którą przed chwilą spoglądał. Spostrzegła, ze jego twarz przybrała ostrzejsze rysy, jego klatka piersiowa uniosła się dwukrotnie gromadząc rezerwy powietrza.
-A dlaczego miałbym tego nie robić ? - Spojrzał na nią bardziej wyzywająco, niż zachęcająco. Tym razem to ona nabrała większej ilości tlenu i powiedziała:
-Bo oboje wiemy, ze nie musiałeś.
***
Drzwi hangaru zatrzasnęły się z hukiem, kiedy młody mężczyzna wszedł do środka. Czarne kosmyki jego włosów, przylepiały się do mokrej od deszczu twarzy. Zdejmując kaptur z wściekłością, omiótł wzrokiem pomieszczenie. Dostrzegł drugiego chłopaka nie wiele młodszego, siedzącego w kącie przy metalowym biurku. Ciemne włosy zasłaniały jego twarz, kiedy w skupieniu pochylał się nad niewielką fiolką, oglądając jej zwartość pod szkłem powiększającym przymocowanym do biurka. Mężczyzna ruszył w jego stronę.
-Dobrze wiesz Davidzie, ze nienawidzę jak obcy, dotykają paluchami moich rzeczy.
-Nawet ja ?- spytał się siedzący przy biurku chłopak.
-Zwłaszcza ty - to ostatnie zdanie starszy chłopak wręcz wysyczał.
Kąciki ust Davida uniosły się lekko w górę, tworzą coś na wzór krzywego uśmiechu.
-Spokojnie Samaelu, wyczuwam twoją wrogość. Chciałem tylko z bliska zobaczyć twoje dzieło, musisz być z siebie dumny. Kto by pomyślał ile to małe cudeńko może zdziałać w organizmie, jak nie trudno osiągnąć przy tym kontrolę.- Wstał wrzucając przezroczystą próbówkę do stojaka.
-Czasami żałuję, ze to stworzyłem, zaczęło być tu po prostu nudno, nie sądzisz ?
Kąciki ust Davida ponownie utworzyły krzywy uśmiech.
-A jak się miewa nasz gość ?
-Jak zazwyczaj nasi goście ledwo żyje.
Cichy śmiech Davida rozniósł się po pustej hali. Nie było w tym jednak ani odrobiny dobrego humoru. Był tylko dopełnieniem ponurej , mrocznej atmosfery panującej w hangarze. Młody chłopak minął biurko, przez chwile jego sylwetka znalazła sie w świetle mocnej lampy stojącej w kacie pomieszczenia. Na jego twarzy widniała pionowa blizna zaczynająca się od skroni, a kończąca sie przy linii ust. Samael z trudem oderwał od niej wzrok.
-Powiedział coś ?
-Niewiele. Wygląda na to, ze w ogóle sie nie znają. Przejęliśmy go w czasie transportu do wydziału w Stanach. Zna ją tylko z historii, które słyszał od innych na wyspie.
-Zaczynam być tym co raz bardziej znużony. Od paru tygodni przemyka nam niezauważona, a przecież, gdzieś musiała sie zatrzymać. Nic jej nie rejestruje żadne uliczne kamery nie potwierdzają zgodności. Z resztą , mamy jeszcze inny problem. Wie coś chociaż o tej szczepionce ?
-J.D go wczoraj przesłuchiwała i...
-Nie obchodzi mnie kt...
-...i powiedział , ze zaczęli testy. Amerykanie znaleźli odpowiednie przeciwciała. Połączyli siły. Zaczęli od niedobitków grupa Z, no i padają jak muchy, wiec postanowili, ze wezmą się za tych z najsilniejszym patogenem. Z Delty na czterech przeżyło dwóch, z Bety trzech na czterech.
-A co z grupą Echo na nich też testowali ?- Samael kiwnął twierdząco głową.
-Tak dwóch na dwóch. Dziewczyna i chłopak. Nie podał imion jest z Gammy, wiec logiczne, ze się nie znają. Wie tylko jakie mieli zdolności. Chłopak był molekulerem, wymieszanym z cieniem. Dziewczyna- zrobił dłuższą pauzę i wziął głęboki wdech, David spojrzał na niego wyczekująco- nakłaniaczka z przenikaniem.
Wydawało mu sie, ze na twarzy Davida na ułamek sekundy pojawiło się cierpienie, jednak znikło zanim czarnowłosy zdążył zamrugać powiekami.
-Jak E.V- powiedział tym swoim charakterystycznym zimnym tonem. Nie czekając na reakcję towarzysza , wydał dyspozycje.
-Sklasyfikuj młodego i wywal do miasta. Powiedz Janett i Kameleonowi, ze mają węszyć i im szybciej znajdą Sare, tym dłużej pożyją i przyślij do mnie Czarną.
Za nim mężczyzna zdążył się odezwać , jego przywódca znikł. Mimo, ze był starszy od Davida o sześć lat to i tak wiedział, ze lepiej nie mieć w nim wroga, a jego zimna obojętność powodowała, ze przerażał go do szpiku kości.
-Słyszałeś.- Spojrzał w czarną przestrzeń ponad biurkiem. W jednej chwili jakby za dotknięciem różdżki, zaczął pojawiać się chłopak. Najpierw nogi, tułów, a na końcu głowa. Był młody miał zaledwie 17 lat, krótko ostrzyżone włosy i przykrótkie do kostek dżinsy, a jego podkoszulek wyglądał jakby był nieprany od tygodni- Zawsze będziesz sie przed nim ukrywał.
-Sory bracie, ale jak go widze to mam mokro w gaciach.
Mężczyzna o azjatyckich rysach z prostymi, czarnymi do ramion włosami uśmiechnął się w przeciwieństwie do Davida robił to szczerze.
-Wiesz coś o tej polce ? Jak tak dalej pójdzie to David zabije nas wszystkich.
-Niewiele jest jak duch. Po Berlinie, Janett złapała jej trop w Londynie, ale nie mogliśmy jej znaleźć. Musiała mieć dobrego cienia 8-10 kresek.
-Może Taskhi ?
-Prawdopodobnie on, jednak znaleźć go to igła w stogu siana.
-A inni :Uzdrowicielka , Molekuler, Jasnowidzka ?
-Wiemy jedno. Na pewno mieszkają w tej dzielnicy, jednak bardzo dobrze się maskują i nie kontaktują się między sobą, inaczej już dawno byśmy ich znaleźli.
-Kogo wysłaliście ?
-Szperaczy i Tropicieli. Ci pierwsi mają za mało mocy, a Tropiciele widzą wszystko jak za mgłą.
-A po Sarę wysłaliście kogoś ?
-Problem w tym, ze nic nie mamy. Wszystko spłonęło w Berlinie. Nawet Jannet nic nie widzi.
Czarnowłosy przeczesał palcami włosy.
-To wszystko za długo trwa. David dostaje furii. Nie wiem ile jeszcze czasu dam radę go kontrolować. Nasz mózgowiec mówił, ze wysłali patrol do stanu Delaware. Ponoć była tam duża aktywność energetyczna, a to nie pora burz w tym stanie.
-Zgadza się. Wyłączyli ten teren. Wysłali tego walniętego Drake z dwoma kompanami, ale na pewno nie po kogoś takiego jak Sara. Pewnie po nowego rekruta. Ponoć Stany Zjednoczone chcą wyrównać straty, dlatego szukają nowych. Na 65 potrzebowaliby całej armii.
Azjata kiwnął głową, odwrócił się i ruszył do zejścia do podziemi. Przez chwilę było słychać tylko uderzenia jego butów o metalowe stopnie. Cały czas słyszał ciche kroki Kameleona, który deptał mu po piętach. Tunel ciągnął się 500 metrów pod ziemią, pełen był migających świateł i kapiącej wody, tworzącej podziemne kałuże. Dopiero po paru minutach doszedł do niego zapach krwi i gnijących ciał trupów, których nikt nie usunął.
-Mieliście się tego pozbyć- warknął Samael. Czwórka młodych ludzi podskoczyła, na dźwięk jego głosu.
-Może sam się za to zabierzesz ? Nie jesteśmy twoimi sprzątaczkami- młoda blondynka spojrzała buntowniczo w stronę mężczyzny.
-Ja nie dyskutuje z tobą Jannett. W dodatku akurat tobie, radziłbym siedzieć cicho, jesteś dobrą tropicielką, więc uważaj żeby David nie dopadł cię, kiedy masz dla niego same fatalne wieści.
Dziewczyna spojrzała na niego nienawistnie i skoczyła. Poczuł również delikatne wibracje z jego lewej strony, z której stał Kameleon. Odkąd zna tego dzieciaka nie może zrozumieć, dlaczego przez większość czasu woli być niewidzialny. Usłyszał ciche kaszlnięcia dochodzące z pobliskiego pomieszczenia, poszedł w tamtą stronę. Nastolatek leżał skulony na podłodze, z uszu i nosa leciała mu krew. Pare starych ran zasychało już w brudne strupy. Spojrzał z politowaniem na niego i przeniósł wzrok na rudowłosą dziewczynę, siedzącą w kacie i palącą skręta.
-David, kazał go wypuścić do miasta.
-Tak szybko...Co za ogromna szkoda. Tak nie wiele rzeczy z nim zrobiłam. Pozwól mi pobyć z nim jeszcze chociaż parę godzin.
-Nie. Jest nas co raz mniej. Nie możesz wykańczać każdego.
-Ale ja chcę się z nim tylko pobawić. Nawet nie załatwiłam mu żadnej pięknej blizny.
-Och, przymknij się już J.D.- doszedł do nich mocny i zachrypnięty głos dziewczyny. Po chwili kobieca postać weszła w smugę padającego białego światła. Miała niezwykłą urodę. Jej europejskie rysy mieszały się z koreańskim, szare oczy wdzierały sie w głąb każdej duszy, a długie czarne włosy wydawały się lśnić. Samael dopiero po chwili zorientował sie, ze ma lekko otwarte usta.
J.D prychnęła i zamruczała coś po niemiecku pod nosem. Samael cicho odkaszlnął.
-David cię szuka, chciałby sie z tobą spotkać jeszcze dziś.
Dziewczyna kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie, po chwili już jej nie było. Zniknęła również J.D. Przykląkł przy chłopaku, chwycił go za ramię i skoczył. Znalazł się na wąskiej ulicy między starymi blokami i tam go zostawił. Spojrzał na niego po raz ostatni i zaczął się zastanawiać ile jeszcze dzieciaków wykończą, za nim David zaspokoi swój gniew. A przecież wystarczyłaby tylko jedna osoba- Sara.

***
Każda sekunda jego wzroku powodowała, ze jest oddech stawał się płytszy, a tlen przemieniał się w płonącą truciznę, która wypalała ją od środka.
- Kiedy się zorientowałaś ?
Ton jego głosu był tak zimny, ze płonące wnętrze Sary, zaczęły kaleczyć zimne, odłamki lodu. Otworzyła usta, pragnąc wydobyć z siebie dźwięk, jednak ból tylko się wzmagał. Nienawiść w jego oczach, pokazała jej jak bardzo jest wobec niego bezsilna. Przełknęła ślinę, łagodząc suchość w gardle.
-Gdy zobaczyłam zdjęcie, twoje i E.V.
-Kłamiesz !- krzyknął Gryffin, a Sara podskoczyła.
-Nie! Przysięgam, ze nie poznałam cię w szkole, zmieniłeś się.
-Nie zmieniłem się, tak bardzo przez ostatnie trzy miesiące.
-Nie przez ostatnie miesiące.
-Co !
-Nic! Powiedz w końcu, czego ode mnie chcesz ?- wykrzyknęła histerycznie- No powiedz, albo po prostu mnie zabij !
Kąciki jego ust uniosły się delikatnie. Wstał i obszedł stolik, siadając na nim na przeciwko Sary.
-Nie to byłoby zbyt proste. Nie teraz, kiedy wiem, ze nie boisz sie śmierci – uniósł dłoń i przejechał po jej policzku – Wiesz czego tak naprawdę pragnę- Sara pokiwała przecząco głową. - Naprawdę się nie domyślasz ?
-Zemsty ?- wyszeptała.
-Zemsta to zbyt mało, ona juz mnie nie zaspokoi- zaśmiał się. Chwycił ją mocno za rękę i odwrócił ją, dotknął palcami jej tatuażu - Niewidzialni, Niewidzialni... Legendarne ugrupowanie, walczące o wolność uciśnionych Jumperów. Piękna bajka, która jest zupełnie inna. Bo przecież gdy ktoś walczy o sprawiedliwość, to nie zabija ich członków.
-Walczymy w Mieście Cienia po to aby nie być częścią terroru !
-Więc dlaczego sami się go dopuszczacie, co ?!
-Nie wiem co o niej wiedziałeś, ale ona zdradziła Niewidzialnych.
-Kłamiesz ! Ona nie była taka.-Wstał gwałtownie, prawie przewracając stolik.- Rozumiesz, nie była. Ona po prostu chciała normalnie żyć. Nigdy w życiu nie zdradziła by bliskich. Nigdy ! Nigdy !- jego krzyk odbił się echem od betonowych ścian.
-Gdyby taka była nie zabiłabym jej. Nie zabiłabym najlepszej przyjaciółki !- wykrzyknęła Sara, przez łzy.
-Przestań tak o niej mówić. Nie masz prawa. Nie znałaś E.V, nie mogłaś !
-Znałam i to bardzo dobrze. E.V czyli Evelyn Vain. Dwudziestolatka , o brązowych włosach i zielonych oczach. Od 10 roku życia była na wyspie. Nakłaniaczka z przenikaniem, rzadkie połączenie zdolności. Sklasyfikowana do grupy Echo. Skuteczność, do czasu kiedy dostała zlecenia na ciebie 62/62. Najlepsza z najlepszych. I największa zdrajczyni.
-Zamknij się szmato, bo pożałujesz!
Sara wstała i ruszyła w jego stronę. Nie wiedziała skąd wzięła w sobie tyle energii i siły. Gryffin wyciągnął broń i wycelował w nią.
-Śmiało strzelaj, ale wiem, ze pragniesz wysłuchać tego co ci powiem, bardziej niż mojej śmierci. Pewno ostatnio zadajesz sobie sporo pytań, które jakoś wcześniej ci umykały. Widziałam szok na twojej twarzy gdy wypowiedziałam jej imię, którego ty zapewne nie znałeś. Tak dobrze myślisz to siostra Davida Vaina. I zdradziła nas wszystkich. Była kretem, w dwóch różnych organizacjach. Dlatego pozycja Davida jest tak znacząca, bez niej byłby nikim, a raczej bez jej informacji. Nie mogłam postąpić inaczej, nie zmieniłaby się, zawsze stałaby murem za bratem. Wiem, ze na pewno ją kochałeś nie wątpię w to. Może była przy tobie zupełnie inną osobą i dlatego nie powiedziała ci prawdziwego imienia. Po prostu zapomnij, to jedyne lekarstwo.
-Zapomnij, to jest twoja rada. Nie da się zapomnieć takiego bólu, wiem kim była, ale na pewno nie tym o czym ty mówisz. Była odważna i pewna siebie. Jej rodziców zabił rząd gdy miała 10 lat, była jedynaczką. Uratowałem ją, gdy chcieli ją zabrać.
-W Chinach, prawda ?
-Skąd...
-Tam ją wysłali, miała cię zabić. Gryffin ja wiem jak to jest gdy czujesz, ze nikogo nie ma przy tobie. Bo wtedy nie jesteśmy już zagrożeniem.
-Co ty wiesz o bólu. Zabijasz z zimną krwią, nie wiesz co to przyjaźń, miłość ? Ty nie jesteś człowiekiem.
-Nie jestem człowiekiem, a więc czym. Maszyną do zabijania stworzona przez rząd. Masz rację, tak było jeszcze kilka miesięcy temu. Zanim zabili mi matkę, zanim odebrali mi wszystko. Wiesz dlaczego taka byłam, dlaczego zabijałam. Bo w ten sposób chroniłam , mamę i całą moją rodzinę. Jednak gdy sie im przeciwstawisz odbierają ci duszę, pozbawiają cię wszystkiego. Nie różnimy się, aż tak bardzo.
Widziała szok w jego oczach, pistolet w jego rękach trząsł się nie bezpiecznie. Podeszła do niego o krok, wyciągnęła rękę.
-Nie ! Zostaw mnie. Idź sobie, po prostu idź.
-Gryf...
-Spieprzaj stąd, rozumiesz.
Spojrzała na niego po raz ostatni i skoczyła. Upadła na kolanach , poczuła piasek w dłoniach. Rozejrzała sie dookoła, pare metrów dalej majaczył lekko oświetlony dom jej wujostwa. Próbowała wstać, jednak ból jej na to nie pozwalał. Upadła na piasek. Usłyszała tylko czyjś krzyk, wołający jej imię.

1 komentarz:

  1. Niestety mój komentarz rozbudowany bardzo nie bęzie, bo piszę go z innego komputera, więc nie przytoczę błędw ( jeśli w oogóle były ^^ )
    Znaczy wiem, że znów tutaj dałaś zbyt duż przecinkw tam, gdzie być nie powinny. A i jeśli masz baaardzo rozbudwane zdania to idzie się w nich czasami pogubic, bowiem sa dosc chaotyczne. Dlatego moze nbiektore dziel na dwie czesci? B zauwazylam, ze spokojnie by z nich dwa samodzielnie funkcjonujace wyszly. :)

    A treść:
    Mamunciu. Przerażają mnie Samael i David, Drake... im serio zalezy na zabiciu Sary. O ile Gryffin już tego nie chce, oo tyle ni nie spooczną póki teg nie zrobią.
    Dość niedelikatnie Sara powiedziala Gryffinowi prawde E.V, ale skoro to prawda, to co miala zrobić? Pza tym z nim to chyba trzeba na ostroo :)

    OdpowiedzUsuń