sobota, 5 maja 2012

4. Idealność życia

Był już późny wieczór. Szwendał się przez cały dzień , aż w końcu wylądował w klubie. Lubił to miejsce , jedna z najgorszych melin hrabstwa Sussex. Rockowa głośna muzyka wydobywającą się z głośników, nie przeszkadzała mu , wręcz go uspokajała. Było to miejsce w którym większość dzieciaków z jego ekipy nigdy nie była , bo nie pasowało do wylansowanego stylu bogaczy i przez to on czuł się tutaj najlepiej. Obracał w dłoniach szklankę po whisky , w której były już tylko same kostki lodu. Cały czas czekał na nią , nienawidził gdy się spóźniała ,a przecież wysłał do niej esemesa półtorej godziny temu. W Underground Garage było dużo pięknych dziewczyn, ale w tej chwili potrzebował właśnie jej. Dzisiejszy dzień mógł spokojnie zaliczyć do najgorszych. Dał rano bardzo wspaniały popis beznadziejnej gry aktorskiej i stu procentowej sztuczności. Gdy spojrzał na Sarę coś w nim pękło , może dlatego , ze z dziewczyny, którą pamiętał z dzieciństwa niewiele pozostało. Jej postawa, wygląd świadczyły o tym , że jest silna , nie tyle fizycznie, co psychicznie. Zdawał sobie sprawę z tego , ze życie dało jej po dupie bardziej niż jemu. Jednak to on zawsze grał zepsutego dzieciaka, zwykłego chama i prostaka , złego na cały świat , ale pretensje mógł mieć tylko do samego siebie. To on popełnił błędy , które spieprzyły mu życie. Nie zrobiła tego, ani jego matka, ani ojciec , siostra czy Alice , a tym bardziej Sara , która nawet nie wie, dlaczego tak naprawdę przeprowadzili się z Newrak do Rehoboth Beach. Więc dlaczego wciąż zatruwał i utrudniał im wszystkim życie ? Co chciał tym udowodnić  ? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania , co raz częściej dochodził do wniosku , ze po prostu lubił taki być. Miał już zawołać kelnera , aby dolał mu alkoholu , kiedy poczuł kobiece dłonie na swojej klatce piersiowej.
-Spóźniłaś się- powiedział najbardziej oschłym tonem na jaki było go stać.
-Musiałam się wykąpać i przebrać- zamruczała mu do ucha stając przed nim i pochylając nad nim, delikatnie przejeżdżając palcami po jego szyi- W dodatku nie umiałam znaleźć tego klubu , nigdy tu nie byłam. Z resztą nie wiem jak ty tu możesz spędzać czas jest paskudne- nawet na nią nie spojrzał. Ashley należała do grona ludzi z „najwyżej klasy” w Rehoboth Beach , tak jak jego rodzina. Była cheerleaderką , miała długie, farbowane , blond włosy i masę pudru na twarzy. Pasowała perfekcyjnie do świata bogatych starych , imprez w Country Clubie , których on nienawidził i w zupełności nie pasowała do scenerii Underground Garage. Ona była kapitanem drużyny cheerleaderek , on najlepszym atakującym w drużynie piłkarskiej. Z definicji pasowali do siebie idealnie ,ale w ich związku nie było nic poza dobrym seksem. Czy kiedykolwiek czuł do niej cokolwiek poza pożądaniem ? Odpowiedź jest prosta -Nie. Mimo ,ze wszyscy wiedzieli , ze są parą , to i tak każde z nich miało kogoś na boku. On regularnie sypiał z czterema , pięcioma , a nawet czasami sześcioma innymi dziewczynami. Bez poczucia winy , bo miał świadomość tego , ze ona nie jest lepsza. Przyciągnął ja do siebie sadzając ją na swoich kolanach. Od razu zaczęła go namiętnie całować, potem zaczęła lizać go po szyi. Wsunął dłonie pod jej spódniczkę i zaczął kreślić znaki na jej pośladkach.
-Jedźmy do mnie- wyszeptała mu uwodzicielsko do ucha- Starych nie ma w domu. Są na jachcie w Country Clubie.
-Mam lepszy pomysł.- Chwycił ja za rękę i przeprowadził przez tłum pogujących ludzi. Kątem oka zauważył jak się krzywiła , nie znosiła takich miejsc. Traktowała je jak budę w slamsach , którą musi dzielić ze spoconymi i brudnymi współlokatorami. Doszli do męskiej toalety ,minęła ich wychodząca ze środka para. Ashley teatralnie zaczęła strzepywać niewidzialny, brudny pył z ramion. Wywrócił oczami. Czasami zastanawiał się jak z nią wytrzymywał dłużej niż pięć minut. I gdyby nie to , ze znała kilka dobrych łóżkowych sztuczek, to już dawno by ja rzucił.
-Żartujesz , chyba nie zrobimy tego tutaj...-jej rozżalony ton, był pełen obrzydzenia i skargi. Nawet nie chciało mu się z nią dyskutować. Dla niej żadne miejsce nie było odpowiednie , prócz pięciogwiazdkowych apartamentów. W odpowiedzi po prostu wciągnął ją do jednej z wolnych kabin. Przycisnął ja swoim ciałem do ściany i skrępował jej dłonie za plecami. Przez chwilę szamotała się w jego uścisku , jednak po kilku sekundach zaczęła oddawać jego pocałunki z jeszcze większa pasja . Puścił jej dłonie , chwytając ja za pośladki i uniósł ją w górę tak , ze jej nogi oplotły jego uda...
Wiedział , ze tej nocy i tak wyląduje jeszcze w jej sypialni.
*
-Gdzie to ukryliście ?
-Nie mam pojęcia o czym mówisz ? – krzyk dziewczyny rozniósł się po pustym pomieszczeniu, kolejne stróżki krwi spłynęły do wielkiej kałuży na szarej , betonowej podłodze , z kolejnego centymetra rozdartej skóry na jej plecach. Łzy bólu , ciekły po jej zabrudzonych policzkach.
Nic nie słyszę , trzeba ją do tego zmusić.- usłyszała szept tuz nad swoim uchem.
-Saro przecież chcesz nam to wyjawić.
-Nie próbuj na mnie moich własnych sztuczek Hannah.-wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-J.D spróbujmy jeszcze raz- kolejny krzyk , kolejna fala bólu. Z punktu widzenia obserwatora , rana na jej plecach , tworzyła się, jakby ktoś rozcinał ja nożem. Ból był intensywny , pulsował. Coraz bardziej traciła siły. Jednak cały czas myślała o nich , o przyjaciołach , rodzinie ,obcych ludziach i o tym ,że robi to dla ich wolności. To dawało jej siłę , aby przeżyć.
- Jak uciekliście z Miasta Cienia ?- Uśmiechnęła się chytrze.
-A czy my w ogóle uciekliśmy ?
-Nie igraj ze mną ty mała zdziro- szybki ruch jej ręki i nagle poczuła w ustach metaliczny smak krwi.
-Spokojnie Hanna , bądź przyjaciółką nie tyranem.
-Przepraszam Davidzie.
-Saro nie ma sensu się opierać , prędzej czy później twoja blokada osłabnie od napływu bólu nie będziesz dawała rady go tamować , jednocześnie broniąc swoich myśli. W końcu zdobędziemy to na co liczymy.
-Nawet po mojej śmierci tego nie otrzymasz David. Jestem silniejsza niż ci się zdaje.
-Jeszcze zobaczymy. Kontynuujcie moi kochani. Hannah zwolnijcie tempo. Tego drugiego przed chwilą straciliśmy.
-Pedro- szepnęła. Zamknęła oczy, próbując odnaleźć jego umysł. Bezskutecznie. Nie było go już.  Umarł na prawdę. Jak przez mgłę usłyszała kolejne polecenie Hannah i kolejny impuls uderzył w nią , ale to już się dla nie liczyło. Cały czas w jej głowie kłębiła się jedna myśl -On nie żyje, zabili go …”
Przebudziła się zlana potem i niezbyt pewna czy nie krzyczała podczas snu , jak ostatnio jej się to zdarzało. Odwróciła głowę w prawo, na elektronicznym zegarku widniała 4,30 rano. „To chyba jakieś żarty”-pomyślała. Spojrzała na sufit i zaczęła liczyć halogeny. Jeden...Dwa...Trzy...
Westchnęła z irytacją. Widziała , ze już nie zaśnie,  ten sen zmęczył ją bardziej niż całodzienna praca w upale,  o spaniu mogła już tylko pomarzyć. Nigdy po nim nie potrafił już zasnąć. Podniosła sie do pozycji siedzącej. Wydawało jej się , ze w powietrzu jest duszniej, niż zazwyczaj. Podeszła do okien balkonowych i otworzyła je na oścież. Chłodne powietrze wdarło się do pokoju, powodując gęsia skórkę na jej ciele. Przejechała dłonią po twarzy , odgarniając przylepione do niej kosmyki włosów. Przeszła do łazienki, wyciągając po drodze czystą bieliznę z garderoby. Wzięła chłodny prysznic , który ukoił jej nerwy. Przykleiła nowe opatrunki na plecy i założyła zwykły bawełniany podkoszulek, po to aby nie pogorszył się etap gojenia. Rozczesała włosy i włożyła poszarpane jeansy i czarną bluzę. Wzięła swoje glany do ręki  i zeszła do kuchni. Pogrzebała w szafkach , aż znalazła musli. Nasypała je do białej miseczki , polewając obficie jogurtem wiśniowym. Usłyszała szuranie łap po kafelkach. Biszkopt spojrzał na nią machając ogonem. Podrapała go za uchem i napełniła jego miseczki wodą i karmą. Spojrzała na elektroniczny zegar w kuchence mikrofalowej, była dopiero 5,15. Skrzywiła się lekko i wróciła do jedzenia swojego śniadania. Robiła to najwolniej w życiu. Chciała zabić myśli , a brak apetytu zupełnie jej w tym nie pomagał. Ten sen o tylu rzeczach jej przypominał , to nie był zwykły wytwór jej wyobraźni , a wspomnienie. Cholerne , przeklęte, bolesne wspomnienie. Mogła nie myśleć o tym przez cały dzień , mogła udawać , ze nie ma blizn na plecach, a i tak powracało to do niej prawie każdej nocy. Wspominała wtedy ogromną dawkę emocji , uczuć , odczuć, które towarzyszyły jej tamtej nocy. A tak pragnęła o tym zapomnieć , o tym wszystkim i o nich. O Hannah , Samaelu , Davidzie. Łyżka , którą trzymała w ręku, niepokojąco zaczęła drżeć i stukać o gliniana miseczkę. Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem. Łzy zebrały się pod jej powiekami. Nie chciała płakać , nie mogła. Przysięgła sobie , ze już nigdy nie wyleje przez nich żadnej łzy. Jedynie zemsta i zwycięstwo mogły przynieść jej ukojenie. Wzięła kilka głębokich wdechów...jej dłonie przestawały drżeć. Dlatego nie lubiła zaczynać o tym myśleć. Wolała zająć się czymś mało ważnym, niż rozmyślać. Bo potem jedynie chodziła roztrzęsiona i nie mogła się na niczym skupić. Omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie , jej dostrzegła niewielką solniczkę na drugim końcu wyspy, przy której siedziała. Skoncentrowała się na przedmiocie i na tym gdzie chce żeby trafił. Solniczka po chwili zaczęła unosić się nad blatem. Najpierw kilka centymetrów, potem zwiększyła wysokość i zbliżała się co raz bardziej w jej stronę. Przez parter rozniósł się głośny dźwięk otwieranego zamka i szybko zbliżających się kroków. Spojrzała za siebie , a solniczka z głośnym trzaskiem upadła na podłogę , roztrzaskują się na kilka kawałków. Przeklęła cicho pod nosem. Do kuchni wszedł Jared , spojrzał na Sarę potem na solniczkę , ale nie odezwał się słowem. Dziewczyna wyciągnęła zmiotkę i sprzątnęła bałagan. Chłopak podszedł do lodówki wyciągnął z niej sok , chleb tostowy , ser i kilka innych produktów i zaczął przygotowywać sobie śniadanie. Spojrzała na niego tylko na chwilę. Wyglądał na zmęczonego , ale nie wiedziała czy chce wiedzieć, co robił tej nocy ,ani dlaczego wrócił dopiero rano. Nie patrzył na nią , zachowywał się jakby w ogóle nie siedziała kilka metrów od niego. Przyjął raczej rozluźnioną pozę , ale jego ruchy z każdą sekundą stawały się co raz bardziej nerwowe. A to oznaczało , ze tak jak jej, przeszkadza mu unosząca się w powietrzu cisza, przesiąknięta sztucznością. Potęgująca co raz większe napięcie. Postanowiła to przerwać. Wystarczająco miała stargane nerwy tego rana. Zeskoczyła ze stołka , włożyła miskę do zmywarki i wyszła z kuchni. Jednak miała wrażenie , ze odprowadzał ja wzrokiem, dopóki nie zniknęła za białymi drzwiami łazienki na parterze.

*
Irytujący dźwięk dzwonka rozniósł się po pustym korytarzu. Wpadając do pokoju w którym stało pięć łóżek. Nienawidził tego miejsca odkąd tu trafił. Szkoła z internatem dla trudnej młodzieży w Milton. Umieścili go tu jego rodzice , na żądanie sądu. Wybór był prosty , to albo poprawczak. Dzień w dzień , od trzech lat przechodził ten koszmar. Dni były tak monotonne , ze już nawet ich nie odróżniał. Na szczęście to jego ostatnie tygodnie tutaj. Rixon spędził 1,5 roku w poprawczaku i osiem miesięcy w wiezieniu , on miał bogatych starych i dobrego prawnika , dlatego trafił tutaj. Przez pół roku zastanawiał się , który z jego kumpli mógł go wsypać. Dopóki na rozprawie nie zobaczył Tobiego Jasona, jednego z najlepszych prawników w stanie Nowy York i osobistego prawnika rodziny jego najlepszego przyjaciela. Przynajmniej jeszcze wtedy tak o nim myślał. Spodziewał się wszystkich , ale nie jego , przecież był tak samo umoczony jak oni , jednak w jego przypadku skończyło się to grzywna , czteromiesięcznym aresztem domowym i odszkodowaniem dla dziewczyny. A on...Skończył jak czarna owca rodziny. Jego matka po raz ostatni dzwoniła do niego na zakończenie roku szkolnego , a ojciec... Nie pamiętał kiedy ostatni raz z nim rozmawiał. Wściekły zapinał guziki od białej koszuli , która była częścią jego mundurka. Rixon powiedział , ze mu odpuszcza , ze woli się nie mieszać w jego życie i to go zastanowiło , bo ten facet nie należał do osób , które komukolwiek, cokolwiek darowały. To oznacza , ze dostał sporą kasę od Grey'ów tylko po to , żeby trzymał się od nich z daleka. Ale on nie jest taki...Jared zapłaci mu za to ,ze zmarnował mu życie i to nie jego pieprzoną forsą.

*
Dwadzieścia minut później , wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, lekko marszcząc nos. Z nudów , po raz trzeci w życiu. Wyprostowała włosy. Czuła się przez to dziwnie i nieswojo. Potrząsnęła głową. Były perfekcyjnie proste, co nadawało im identyfikator idealności. A ona tego nie znosiła. Patrząc tak na siebie przysięgła sobie, ze jeżeli jeszcze raz w życiu wstanie tak wcześnie , to łyknie paczkę proszków nasennych. Bo jeżeli ma to prowadzić do takich zabiegów , to ona woli już płukanie żołądka. Wyszła z łazienki słyszała, kroki na piętrze. Dom pomału budził się do życia. Spojrzała w stronę okien wychodzących na plażę. Promienie wschodzącego słońca sunęły po białym piasku , przechodząc na drewniana posadzkę w pokoju dziennym. Wyglądało to zachęcająco. Czemu nie ? Tak dawno nie spacerowała po plaży, a pamięta , ze kiedyś robiła to każdego dnia z ojcem , gdy jeszcze mieszkała w Sopocie. Postanowiła , ze weźmie ze sobą Biszkopta , jednak nigdzie nie mogła go znaleźć ,a wątpiła w to, ze wszedł na górę. Podeszła do drzwi wychodzących na tylni taras. A jej ręka zamarła na klamce. Po prawej stronie domu zobaczyła Jareda siedzącego na niewielkiej wydmie i rzucającego patyk przed siebie , jak się okazało po chwili, jej psu. Który wrócił ze zdobyczą i położył ją pod stopami chłopaka. Odrzucił go mechanicznie , jednak na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Dziewczyna wpatrywała się w ten nietypowy obrazek , nie wiedząc co o tym myśleć. Przez chwilę przypomniał jej się chłopak , którego znała , jeszcze z czasów dzieciństwa gdy byli nierozłączni. A z tego co opowiadały jej Alice i Meg na wczorajszych zakupach , był teraz zupełnie innym człowiekiem. Aroganckim , zadufanym w sobie podrywaczem , ale nie chciała go oceniać. Bo doskonale wiedziała jak bardzo można się zmienić. Chciała dowiedzieć dlaczego stał się taki , każdy ma jakieś powody do zmian i on zapewne też je miał. Wyczuwała wczoraj , ze w historii dotyczącej Jareda jest wiele luk , które one umyślnie usuwały. Uchyliła delikatnie drzwi i zeszła na plaże, usiadła obok niego na wydmie. Zachowując w miarę bezpieczna odległość. Nie miał tej kamiennej maski , rysy jego twarzy były bardziej łagodne. Wyglądał na skupionego ,jakby głęboko nad czymś myślał. Spojrzał na nią kątem oka i skrzywił się jakby poczuł coś nieświeżego. Odwróciła wzrok i zaczęła wpatrywać się w słońce. Jego zachowanie nie bolało ją tak , jakby mogła się spodziewać , jednak czuła swego rodzaju żal , a może bardziej tęsknotę , za starym Jaredem. Za tym brunetem z którym spędzała wakacje. Gdy nie mogła doczekać się czerwca , bo on zawsze wtedy przyjeżdżał.
-Czego tutaj szukasz ?- podskoczyła na dźwięk jego głosu , nie spodziewała ,ze w ogóle się do niej odezwie.
-Siedzę - prychnął.
-A nie możesz siedzieć gdzieś indziej ?
-A co tak bardzo ci przeszkadzam ?
-Nie , ale mnie drażnisz.
-A to już twój problem. Z resztą mam sprawę do słońca. A tutaj jest na nie najlepszy widok.- Spojrzał na nią jak na wariatkę ,ale ona wiedziała ,ze pamięta. Jego wzrok prześlizgnął się ukradkiem na jej szyję , a potem na nadgarstek na którym do srebrnej bransoletki miała doczepiony srebrny medalion, który dostała od ojca na ostanie urodziny , które spędzili razem. Z jednej strony miała wyryte w nim słońce, a z drugiej księżyc. Uśmiechnęła się prowokacyjnie -Nie patrz tak na mnie , bo wiem ,ze pamiętasz. Wątpię , żebyś cierpiał na pamięć krótkotrwałą.
Rysy jego twarzy stężały , wpatrywał się w nią z nienawiścią i zerwał się na równe nogi.
-Nic ci nie powiem. Nie licz ,ze cokolwiek ode mnie wyciągniesz - Chwycił ja mocno za ramiona i lekko potrząsnął- Zapomnij , rozumiesz. Masz zapomnieć.
-Jared puść mnie , to boli ! - wykrzyczała , próbując wyrwać się z jego uścisku.
-Nie wrzeszcz! Masz zapomnieć , o tamtym , o tym co ci wtedy pokazałem. I piśnij komuś słówko , a cie zabiję - puścił jej ramiona. Zachwiała się lekko. Chłopak kopnął w piach wzbijając go w chmurę pyłu, część piasku poleciała na dziewczynę.
-Nawet nie wiem, o co ci chodzi , idioto !
Krzyknęła za oddalającą się sylwetką. Otrzepała swoje ubranie , na szczęście nie było tego dużo. Nie rozumiała o co mu chodziło. Dlaczego tak zareagował ? Powiedziała to , bo chciała sprawdzić , czy jeszcze cokolwiek pamięta, z ich dzieciństwa. Usiadła z powrotem na wydmie. Ręce drżały jej z wściekłości. Złożyła je w iks , kładąc je na kolana i układając na nich brodę. Patrzyła cały czas na słońce, które było już znacznie wyżej nad horyzontem , niż jeszcze kilkanaście minut temu. Faktem było , ze jest ciekawa jego życia , tego co się wydarzyło w ciągu ostatnich czterech lat. Ale nie zamierzała go przesłuchiwać. Tak oczywiście , ze usiadła obok niego na wydmie , bo liczyła, ze ... Ach sama nie wiedziała już na co. Chciała sobie przypomnieć, o tym co jej wtedy powiedział. Wiedziała ,ze ostatni raz rozmawiali ze słońcem ,kiedy sie z nim żegnali , tuż przed jej przeprowadzką do Wrocławia ,i , ze to było coś ważnego. Ale na Boga mieli wtedy po osiem lat. A dla takich dzieciaków jest setki ważnych spraw. Ale jaki sekret mógł narodzić się w dzieciństwie,i dotrwać do teraźniejszości ?
   
    -W sumie chodzą tam ludzie w wieku od 14-18. Pierwsze trzy lata to junior high, a następne to senior high.- Od dwudziestu minut siedziała w samochodzie i słuchała wywodu Alice , na temat szkolnictwa w Delaware, który zaczęła jeszcze w garażu. W sumie do szkoły od ich domu jest zaledwie 10 minut jazdy , jednak rano trzeba liczyć sie z korkami.-No i pamiętaj żebyś wpisała w swój plan zajęcia z kursu na prawo jazdy.
Wjeżdżały już na ogromny parking Cape Henelopen High School. Stało tam kilkadziesiąt aut. Wjechały na jedno z lepszych miejsc parkingowych. Nie musiała być amerykanką , żeby zrozumieć dosyć prostą selekcje. Sportowcy i ludzie z wyżej klasy , parkują blisko szkoły , a najgorsi , parkują na ostatnich najbardziej oddalonych miejscach , albo na dodatkowym parkingu , po drugiej stronie ulicy. Mogła sie założyć , ze ta zasada obowiązuje wszędzie.
Szkoła , to był moloch pełen przewalających się ciał na korytarzu. Alice wspominała jej, ze chodzi tutaj prawie 2000 uczniów. Szła za nią , w stronę gabinetu dyrektora. Który znajdował się na pierwszym pietrze na przeciwko biblioteki. Na drzwiach była tabliczka Dann Thomas.
-Dzień dobry panie Thomas. Przyprowadziłam nowa uczennicę.
-Ach tak , Alice. Wiem o wszystkim wasza ciocia już ze mną rozmawiała. Możesz zmykać na lekcje.
-Ale panie dyrektorze Sara...
-Sara sobie poradzi , a ty masz iść na zajęcia.
Alice odeszła z nadąsana miną, posyłając jej spojrzenie zrozpaczonego kota.
-Proszę usiądź.-Usiadła na czarnym fotelu na przeciwko biurka.-To dość nie typowa sytuacja , rzadko zdarzają nam się uczniowie z tak dalekich stron. Pani Elizabeth wszystko wyjaśniła mi telefonicznie. Zazwyczaj uczniowie muszą dostarczyć świadectwa z ostatnich trzech lat nauki , zadać egzamin językowy i naukowy. Ale pani Grey mówiła , ze radzisz sobie z tym świetnie dlatego...
Spojrzała czy drzwi na korytarz są zamknięte i czy w pomieszczeniu , nie ma żadnych kamer.
Zamknęła oczy i wyszukała umysłu dyrektora.
-Nie będę zdawała żadnych testów , moja karta będzie zawierała tylko te dane , które panu dostarczę i wydrukuje mi pan najbardziej dogodny dla mnie plan. W większości składający się z zajęć humanistycznych , algebry i kursu na prawo jazdy. Nigdy nie będzie pan odpowiadał na pytania dotyczące mojej osoby.
Dyrektor wpatrywał się w nią nieobecnym wzrokiem ,z lekko otwartymi ustami. Po chwili ocknął się.
-Na czym to skończyliśmy.
-Na drukowaniu planu zajęć.
-Ach no tak. Coś jestem dzisiaj za bardzo rozkojarzony , za mało kofeiny. Przedmioty humanistyczne.- Wpisał dane do komputera ,przez chwilę było słychać tylko stukot klawiatury.-No więc już wszytko jasne. Są miejsca jeszcze tylko w grupie VB2. Miałabyś algebrę, literaturę angielską , wos, w-f, historię świata, historię sztuki i dwie godziny fakultetów. Na które proponowałbym ci zajęcia z kursu na prawo jazdy. Czy to ci odpowiada ?
Uśmiechnęła się do niego.
-Oczywiście panie Thomas.
   
    Dwadzieścia minut później wyszła z gabinetu z jeszcze świeżo wydrukowanym planem zajęć , mapką szkoły i karteczka z kodem do szafki i zaświadczeniem o wydanie karty bibliotecznej. W zamian zostawiła dyrektorowi teczkę tylko ze swoimi imieniem i nazwiskiem. Szła prostym korytarzem , pełnym żółtych i niebieskich szafek , szukając tej zaznaczonej flamastrem na mapie. Znalazła ja dopiero po pięciu minutach. Niecałe 50 metrów dalej , jakiś rudowłosy chłopak , w zielonej koszuli z naszywkami i  przetartych jeansach, wrzucał książki do szafki. Podeszła do swojej. Na czarnym pokrętle zaczęła wprowadzać swój kod. Usłyszała dźwięk otwieranego zamka. Szarpnęła za uchwyt jednak ona ani drgnęła. Ponowiła próbę raz...drugi...Z wściekłością uderzyła otwartą dłonią w drzwiczki.-Głupia szafka- mruknęła pod nosem.
-Przesuń się- spojrzała zaskoczona na rudego- Musisz docisnąć uchwyt i lekko podnieść drzwiczki w górę, ona lubi się zacinać.
-Dzięki.
-Nie ma problemu. Masz jakaś wsuwkę.
Pokręciła przecząco głową.
-Ech zaczekaj.-Sięgnął do swojego plecaka i odczepił jedną z agrafek. Wygiął ja w palcach i umieścił ją pomiędzy zamkiem , a uchwytem.-Teraz już nie powinnaś mieć z nią problemu.
-Wow , naprawdę dziękuję.
-Spoko , miałem ja w zeszłym roku.
Wyminął ja i ruszył w stronę schodów. Zostawiła w szafce kurtkę i zatrzasnęła drzwi.
-Hej zaczekaj !
Pobiegła za nim. Chłopak nawet się nie odwrócił, dalej szedł przed siebie. Dogoniła go przy samych schodach.
-Jestem Sara.
-Wiem ?
-Skąd?-spytała zaskoczona.
-Cała szkoła o tobie trąbi od rana , podziękuj swojej kuzynce. Chyba wszyscy znają już twój życiorys. Jesteś tu nowa wiec dam ci dobrą radę , lepiej nie zaprzyjaźniaj się ze mną ,masz dobry start z wysokiej pozycji w naszej hierarchicznej licealnej strukturze. Ja mogę tylko zniszczyć twoja reputację. No chyba ,ze lubisz jak ci spłukują głowę w kiblu , tak na dobry początek. Równanie jest proste zadajesz się z elitą,masz spokojny żywot , im bardziej się od nich oddalasz, tym twoje życie staje się coraz bardziej beznadziejne.
-A co jeżeli, ja nie chcę być w tej elicie ?
-Szczerze -kiwnęła głową. Chłopak uśmiechnął się do niej z politowaniem.-Będziesz miała przejebane. Teraz jesteś czymś w rodzaju maskotki , atrakcją. Lepiej zadbaj o to, byś się im nie znudziła.
-No cóż. Spłukiwanie głowy w kiblu... Hmm... To na pewno nie jest niczym przyjemnym , ale wolę już to niż tipsy , puder i towarzystwo cheerleaderek.
-Jezu , skąd ty się urwałaś ? Zacznij chodzić do psychiatry. No dobra skoro świadomie wybierasz drogę zła. To jestem Will. A przy okazji , zostało 15 minut do końca pierwszej lekcji , więc co tam masz na planie.
-Algebrę z M.T. Martin.-Chłopak skrzywił się lekko.
-Co , aż tak źle?
-Babka nie lubi spóźnialskich. Wiec lepiej się pośpieszmy.
Przebiegliśmy prawie do końca korytarza. Will zapukał do drzwi.
-No proszę , proszę. Will. Cóż za niespodzianka. Miło ,ze zjawiłeś się na mojej lekcji. A teraz bardzo cię proszę opuść sale, jeszcze dziś zgłoszę naganę do dyrektora.
-Pani profesor ale...
-To moja wina- minęła chłopaka i weszła do klasy- Nazywam się Sara Grey i jestem nową uczennicą w pani klasie. Dyrektor kazał Willowi oprowadzić mnie po szkole i pomóc mi z dokumentami.
-Czyżby ?
Starsza, niska, pulchna kobieta, w krótkich czarnych włosach i szmince w śliwkowym odcieniu , podeszła do niej i wyrwała jej kartkę z dłoni. Spojrzała na nią, a potem na rudego.
-Dzisiaj wam daruję , ale jeszcze jeden taki wyskok , a oboje zostajecie po lekcjach. Zrozumiano.
-Tak pani profesor - niemal równo odpowiedzieli.
Kobieta wręcz rzuciła we mnie podręcznikiem. Rozejrzała się po klasie i podeszła do ostatniego wolnego stolika, przedostatniego w drugim rzędzie od okna. Usiadła i spojrzała na tablicę. W tym samym rzędzie po lewej stronie ,dwa stoliki dalej siedział Jared.
Super-pomyślała- jeszcze muszę użerać się z nim w jednej klasie. Była na niego wściekła o tą sytuację rano , naprawdę nie wiedziała o co mu chodziło ,za to on dodał dwa żółte siniaki do kompletu ran na jej ciele. W tej samej chwili chłopak odwrócił głowę ,i spojrzał na nią ze skruchą , wręcz przepraszająco. Dźwięk dzwonka rozniósł się po korytarzu i wszyscy zaczęli zrywać się z miejsc. Jared wyszedł jako pierwszy. Pozostawiając ja w osłupieniu. Chwyciła swój podręcznik i wyszła z klasy.
-Dzięki Malutka.-Will czekał na nią pod drzwiami- Miałbym przekichane bez ciebie.
-Nie ma za co , to za tą szafkę.
-Spoko mam nadzieję , ze Martin nie dowie się prawdy. Co masz następne ?
-Literaturę angielską , a ty ?
-Systemy komputerowe. Zajęcia z angielskiego są zawsze w tej części , przy bibliotece. Powodzenia i jeszcze raz przemyśl sprawę reputacji.
Po chwili zniknął w tłumie ludzi. Wszyscy gapili się na nią. Czuła się jak zwierzak na wystawie w sklepie zoologicznym. Z pochyloną głową przeszła przez hol, kierując się do sali z angielskiego.
   
    Minęły cztery godziny odkąd siedzi w tej szkole i była już cholernie wkurzona. Obcy ludzie zaczepiali ją na korytarzach i się jej przedstawiali. Gdy siadała do stolika w sali, niemal natychmiast otaczała ja grupka ludzi. Pytając o różne głupie rzeczy. Jak jest w Europie ? Co tam jemy ? Nie licząc tego ,ze połowa z nich myliła Polskę z Francją lub Rosją. Miała ochotę zabić Alice i Meg. Wiedziała,ze nie przeżyje tego dnia , niezauważona , ale też nie spodziewała się takiego rozgłosu, ale to zapewniły jej już dziewczyny. Na ich szczęście nie miała z nimi żadnej godziny ,za to po raz drugi w ciągu tego jednego dnia spotkała się z Willem , z którym pracowała teraz nad zadaniem z późnego średniowiecza. Najgorzej było na WOSie , kobieta zadała jej pięć tysięcy pytań , na temat systemów administracyjnych , polityki. Jakby miała o tym jakiekolwiek pojecie.
-Fajny tatuaż- z zamyślenia wyrwał ja głos Willa. Odruchowo zasłoniła go rękawem.-To Feniks.
W odpowiedzi kiwnęła głową.-Naprawdę genialny , ale muszę cie zmartwić cheerleaderki nie mogą mieć tatuaży. Spadłaś z poziomu wyższego na średni. Przykro mi.
Mimowolnie się zaśmiała.
-Chyba jakoś to przeżyje.
Pięćdziesiąt minut później siedziała w stołówce dłubiąc widelcem w talerzu z sałatką i słuchając najnowszych plotek. Alice siłą zaciągnęła ja do jej stolika. Prócz niej siedziała tu jeszcze Meg , Jessica , Ben , Scott , który cały czas wlepiał w nią wzrok , rzucając co chwilę słodkie komentarze pod jej adresem, oraz królowa Ashley , która siedziała na kolanach Jareda i co chwilę sie do niego kleiła. A ja co raz bardziej brało na wymioty. Jedynie jej kuzyn, wyglądał na równie znudzonego ,jak ona. Omiotła wzrokiem stołówkę. Faktem było ,ze jej stolik był w dobrej miejscówce , na podwyższeniu , z dobrym widokiem na wszystkich , co też działało w obie strony. Reszta szkolnej masy siedziała, przy podłużnych minimum sześciu osobowych stolikach. Czuła się jak w V.I.P roomie , eleganckie okrągłe stoliki ze znacznie wygodniejszymi krzesłami. Dopiero po 10 minutach dostrzegła Willa idącego z jakimś kumplem w farbowanych włosach na lekki blond i spiętymi w kucyk. Usiedli w najbardziej odludnym miejscu. Nawet nie liczyła na to ,ze ją zauważy. Jednak on w tej samej chwili spojrzał w jej stronę i ułożył palce w znak peace, uśmiechnęła sie do niego smutno. Wstała od stolika i zebrała swoje rzeczy. Nikt nawet nie zauważył jej odejścia. Na samym początku lunchu , Ashley zadała jej kilka kierunkowych pytań i dość szybko zrozumiała, ze nie jest zbudowana z tej samej gliny co ona , bo po trzech minutach dała sobie spokój. Wyrzuciła resztki do kubła i wyszła ze stołówki , kierując sie do biblioteki.
Wiedziała już jedno , od jutra musi sobie znaleźć nowe miejsce w tłumie amerykańskich nastolatków.
*
Lekko zaspany wrócił do swojej miejscówki. Pierwsze co zrobił , to rzucił swoja kurtkę na oparcie obrotowego krzesła i spojrzał na komputery. Zobaczył wydrukowane zdjęcia , które walały się na podłodze. Podniósł je , po kolei przeglądając je wszystkie. Jego ręka zamarła na ostatnim. 65 stała na środku korytarza i rozmawiała z... Nie to nie możliwe. Obejrzał je jeszcze raz i przejrzał nagranie na komputerze. Gadali ze sobą 10 minut. 65 i jego najlepszy kumpel Will. Pora odwiedzić Rehoboth Beach. Wcisnął zdjęcie do kieszeni spodni i skoczył...

6 komentarzy:

  1. Ten rodzaj narracji zdecydowanie służy ci dużo bardziej niż pierwszoosobowa. Zauważyłam u ciebie poprawę w dialogach - brzmią już dużo bardziej naturalnie niż na początku opowiadamia. Twoje opisy też ulegly niewielkiej poprawie, chociaż niestety wciąż są zbyt chaotyczne. Radziłabym ci popracować zarówno nad nimi, jak i nad interpunkcją. Powtórzę się i znów bardzo gorąco polecę ci poszukamie bety - to naprawdę może pomóc. Na koniec chcę cię pozdrowić, życzyć wesołych świąt i zauważyć, że ilość komentarzy pod notkami wcale nie jest taka ważna. Czekam na kolejny rozdział ;***.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak szybko nowe NN ;D
    Trochę się gubię jak czytam w innej narracji.. ale muszę jeszcze raz to wszystko przeczytać... Również życzę wesołych Świąt i wilgotnego dyngusa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do zmiany stylu narracji - jestem za! :) Również uważam, że to stwarza więcej możliwości. No i lepiej się czyta. I wg mnie opowiadanie jest wtedy bardziej zrozumiałe, bo można lepiej poznać bohaterów i wgl ;P
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne to jest , dawno nie wchodziłam i jak tylko zobaczyłam , że dodałas nowe notki od razu zabrałam się za czytanie . To jest na serio EXTRA ! ... hmmm ... bardzo wciągające . i najważniejsze , że nie wszysytko jest jasno powiedziane tylko tak owiane tajemnicą . kocham to ! już nie mogę się doczekać co będzie później... ahhh ... chciałabym już móc to przeczytac ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że ten sposób narracji jest lepszy. Wydaje mi się ,że daje większe pole widzenia. Rozdział fajny.Ach te problemy z szafkami... znajoma scena.Mam nadzieje ,że szybko wstawisz nowa notke bo nie moge sie już doczekać. Życze dużo weny i pomysłów na dalszy ciag.

    OdpowiedzUsuń
  6. "nie zrobiła tego, ani jego matka, ani jego ojciec..." przed ani nie powinno być przecinków ( zasada jak z albo )
    "stojęc przed nim i pochylając się nad nim" powtórzenie , które można był ominąć. Nie musiałaś dodawać nad nim. :)
    " prócz pięciu gwiazdkowych apartamentów" mówi się pięcio gwiazdkowych :)
    Pierwsza część hmm... Ciekawa ta Ashley. Czyli ten chłopak to rodzina Alice?
    " kolejne strużki krwi dołączyły do wielkiej kałuży na szarej, betonowej podłodze, z kolejnego centymetra rozdartej skóry na jej plecach" a nie lepiej byłoby: " kolejne strużki płynu dołączyły do wielkiej kałuży na szarej, betonowej podłodze, wypływającee z jednej z wielu ran na jej plecach" ? ominęłabyś powtórzenie :)
    bezskutecznie razem
    'ale to już się dla niej NIE liczyło" zgubiłaś nie :)
    "on miał bogatych starych i dobrego prawnika" Nie uważasz, że "on" jest zbyteczne? ;>
    "zdjęcia , które walały się na odłodzie." Zdjęcia mogę się walać PO podłodze.
    Hmm.. a kimże jest ten tajemniczy chłopak z ostatniego akapitu? Czemu przeszkadza mu to, że Sara z nim gada? ( bo chyba 65 to ona, tak? :) ) I Ashley się nawet pojawiła! Nooo! Czyli mamy pewność, że w tej szkole to spokojnie nie będzie ^^

    Informacje o notce nowej na moim nowym blogu zawsze pisze pod postem, który akurat czytałam albo przeczytałam wcześniej, żeby sobie nie pomieszać :)

    OdpowiedzUsuń