sobota, 5 maja 2012

6. Łzy znaczące drogę

Dedykacje :
~` Sandra
~` Tygrysek


Siedziała na tylnym siedzeniu Chevroleta, uparcie wpatrując się w swoje dłonie. W ten sposób łatwo unikała przeszywającego i zmartwionego spojrzenia swojej ciotki , odbijającego się w górnym lusterku. Czuła wstyd. Zaufali jej ,a ona tak szybko ich zawiodła. Ale nie czuła żalu , za swój czyn. Adrenalina wciąż buzowała w jej żyłach i minie jeszcze kilka godzin za nim całkiem zniknie. Była wdzięczna Elizabeth , za to , ze przekonała państwa McKenzi, aby nie wnosili oskarżenia przeciwko niej, oraz dyrektora , który wymierzył jej dość łagodną karę. Dostała osiemdziesiąt godzin prac społecznych , po lekcjach w podstawówce w Rehoboth Beach. Miała pomagać trudnym dzieciakom w nauce. To lepsze niż zawieszenie i oskarżenie. Jednak poczucie winy wynikające z uczucia jakim jest zawód najbliższych , nie chciało jej opuścić
Przepraszała ciotkę juz wiele razy odkąd wyjechali ze szkoły i wiedziała ,ze to nie wystarczy , ale co mogła jeszcze zrobić. Nie cofnie czasu , nie ma takich zdolności. Ludzie zbyt szybko tego nie zapomną , więc może sie założyć ,ze na każdej eleganckiej imprezie będą zadawać im pytania typu „To waszą podopieczna jest ta dziewczyna , która pobiła córkę sędziego McKenzi'ego”. Sędzia był wyrozumiałym człowiekiem, który rozumiał jaką tragedią dla Sary , jest strata rodziców. Była zła na Elizabeth, ze pociągnęła za kartę tragedii rodzinnej , czuła do siebie obrzydzenie usprawiedliwiając swój czyn śmiercią matki. Jednak nie była głupia i wiedziała , ze Ashley nie odpuści jej tak łatwo. Mimo ,ze o dziwo nic jej nie złamała , a krew na Sary dłoniach pochodziła tylko z przerwanych tkanek , to i tak jej buzia wymalowana jest w żółte i fioletowe siniaki. Wiedziała, ze blondyna sie zemści , ale co ona właściwie może jej zrobić ? Doświadczyła w życiu wielu rzeczy , wiec wściekłość cheerleaderki nie należy do tych najgroźniejszych. Nie mogła pozbyć się tego cholernego uczucia satysfakcji, powinna odczuwać żal , obrzydzenie , a ona czuła zadowolenie. Przeszedł ją dreszcz , zwiastujący uwolnienie nowej dawki endorfin , wręcz fizycznie odczuwała ich wędrówkę po całym ciele , docierały do każdego jego zakamarka. Trochę ją to przerażało, ale ta psychopatyczna część jej umysłu , zamykała drogę tej ludzkiej. Ledwo co powstrzymywała kąciki ust , przed całkowitym uniesieniem ich w górę. Tak dawno tego nie czuła , tej radości przesyconej adrenaliną. Tej satysfakcji płynącej z przemocy i wiedziała , ze kiedy to wszystko opadnie będzie się dzisiaj czuła gorzej niż kiedykolwiek. Dość szybko odgoniła od siebie wszystkie ponure myśli i oddała się przyjemności , która właśnie przepływała przez jej żyły. Kiedy wjechały autem do garażu , nie mogła juz dużej powstrzymać uśmiechu.

***

Kiedy biała bila , uderzyła w czarną , odczuł radość płynącą z wygranej. Wziął kasę leżącą na stole i spojrzał z podłą satysfakcją w oczy starszego faceta , który prawdopodobnie stracił swoje ostatnie dolary w dzisiejszym dniu. Czy było mu przykro z tego powodu ? Nie, oczywiście , ze nie. Taki jest hazard: podły, brutalny , podstępnych i satysfakcjonujący. Wcisnął stówkę do kieszeni , w której ciążyły mu kluczyki od czarnego Jeep Comandera, którego wygrał godzinę temu w pokera od jakiegoś bogatego i zarozumiałego dzieciaka. To było jedyne miejsce w całym hrabstwie Sussex , za którym on tęsknił najbardziej. Klub i kasyno Golden Gate. Trzy piwniczne sale wypełnione zapachem whisky , cygar ,dolarów, dźwiękami bil , świstami tasowanych kart, okrzykami zwycięzców i przegranych. Najgorszy lokal w mieście , gromadzący najbogatszych mieszkańców hrabstwa. Można było sie tu spokojnie zaopatrzyć w każdy rodzaj towaru, od drobnych pożyczek do dragów i broni. Dla niego wymarzone miejsce. W żadnym klubie nie czuł sie taki dobrze, jak tutaj. Miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Rano lekko popsuła mu go 65 i Will , jednak teraz nie miało to dla niego znaczenia. Chciało mu się śmiać na słowa Willa „Zrobiła na tobie wrażenie, a ty nie chcesz tego przyznać”. Wrażenie to zrobiła , ale na wszystkich uczniach w szkole. Dała popis swojej nieobliczalności. Gdyby jej nie zatrzymał to zakatowała by tą dziewczynę. Z drugiej strony , skąd ona wzięła tyle siły żeby odepchnąć od siebie dwóch mięśniaków z drużyny futbolowej , bijąc nadal blondynę i jednocześnie lekko ich dotykając, to było zaledwie muśnięcie dłoni , a chłopak o imieniu Brandon wyładował kilka metrów dalej. To spowodowało ,ze musiał działać i dlatego wstrzyknął jej substancję spowalniającą , którą wszyscy Zwiadowcy nazywają „Wyłącznikiem”. Pamięta jak E.V przyniosła mu je i kazała zawsze nosić przy sobie. „Kiedy Ścigany cię zaatakuje spróbuj użyć Wyłącznika”. Brzmiało to jak hasło reklamowe proszku do prania , jednak jemu nie raz uratowało to życie. Tak jak dzisiaj tej dziewczynie. Substancja powodowała spowolnienie akcji serca i chwilowe zatrzymanie dopływu tlenu do płuc. Dlatego Ścigani zazwyczaj mdleli , na krótką chwilę, zaledwie niecałej minuty, ponieważ adrenalina dość szybko ją wchłaniała , ale tyle czasu w zupełności wystarczy na ucieczkę. Wkurzonego Ściganego jak i Zwiadowcy nic nie powstrzyma. Kiedy atakują i walczą nie panują nad sobą. Dzięki jej przedstawieniu załatwił dwie sprawy za jednym razem. Dowiedział się , ze 65 stanowi nadal zagrożenie i nie jest bezbronną owieczką , no i Will przejrzał na oczy i w końcu będzie się od niej trzymał z daleka. A to jest ważniejsze niż wszystko inne. Rudy był dla niego jak brat, znał go od 8 roku życia, razem z jego siostrą , która jest rok starsza od Gryffina , mieszkali w wielu możliwych miejscach na ziemi , łącznie z Tybetem. Przy nich czuł , ze ma rodzinę i miejsce do którego może wracać , nie odczuwał tej pustki wypełnionej samotnością. Trzy lata później dołączył do nich Jamie z Dylanem, a na końcu mały Johnach. A 1,5 roku temu poznał w Chinach E.V. Dopiero przy niej przestał odczuwać tak naprawdę samotność. Nauczył się na nowo kochać i słuchać. I czasami wydawało mu się , ze poddaje się jej woli zbyt łatwo, że często robi to co E.V mu nakazała , a uczucie zdawało sie być częściowo wyobrażeniem , to i tak miał świadomość , ze piękno zdające się być iluzją , niepewność , strach przed strata, pożądanie , zemsta to po prostu kilka z wielu definicji miłości. Nigdy nie wybaczy , ani nie odpuści 65 tego co zrobiła. Sprawiła , ze ponownie poczuł się nikim , zwykłym egzystującym zwiadowcą. Bo bez miłości , nie różnimy się niczym od innych.
Wyszedł na zewnątrz. Jego twarz musnęła chłodna październikowa bryza. Wyciągnął kluczyki z kieszeni i nacisnął guzik na pilocie , ciemny parking z dala od latarni , przeszyły dwa żółte migające światła. Z uśmiechem na ustach i ściskając akt własności , ruszył w stronę czarnego Jeepa.

***


Will jechał swoim starym Camaro, którego John nazywał żartobliwie Bumblebee, bo przypominał mu tego z Transformersów. Mijając ulice Dewey Beach z mniejszą uwagą niż zwykle przysłuchiwał się relacja Johnach , o tym co robił w dzisiejszym dniu i o ostatnim treningu piłki nożnej z którego właśnie odwoził go do domu. Był już późny wieczór, dochodziła 20 , niebo było już pokryte czarną płachtą , na której migotały gwiazdy, których blask ledwo przebijał się przez nadchodzące chmury. Jego myśli skupiały się tylko wokół Sary. To co zrobiła dzisiaj na wychowaniu fizycznym , pokazało jaką ma siłę , jak potrafi być niebezpieczna , nieobliczalna , mściwa, wybuchowa...Mógł wymieniać puste przymiotniki godzinami , ale też widział jak pomogła tej pulchnej brunetce Caroline , albo Cassie , nie pamiętał za dobrzej jej imienia. Jako jedyna udzieliła jej pomocy , za nim ktokolwiek zareagował. Inni potrafili sie śmiać , lub spoglądać obojętnie. Była też w jakiś sposób wrażliwa bo była wegetarianką, a jakby była całkiem pozbawiona litości jedzenie mięsa nie byłoby dla niej problemem, no i była dla niego miła. Lubiła go i nie udawała tego. To nie była jego zdolność , ale zawsze wyczuwał intencje ludzi. Dlatego był taki rozdarty. Z jednej strony udowodniła mu dzisiaj , ze Gryfin mógł mieć dużo racji , z innej nie znał przyczyny , przez którą Sara zaatakowała Ashley. I dopóki się tego nie dowie , nie stanie po żadnej ze stron. Dlatego właśnie w tej chwili podjął jedyną słuszną i może lekkomyślną decyzję biorąc pod uwagę jej stan. Zajechał pod duży dom nad rzeką.
- Wyskakuj John, Barbara czeka już z gorącą kolacją - powiedział lekko , jednak z nutą stanowczości Will.
- A ty nie idziesz ? - spojrzał na niego pytająco i z lekkim niepokojem Johnach.
Nie. Muszę jeszcze coś załatwić.
- A czy mógłbym je...
- Nie - zaprzeczył gwałtownie Will. Po chwili spojrzał na niego łagodnie. Wiedział , ze chłopak uwielbiał jeździć z nim autem. - Obiecuję ,ze jutro pojedziemy okrężną drogą - powiedział spokojnym i ciepłym głosem. - Ale teraz naprawdę muszę już jechać.
- Obiecujesz ? - spytał Johnach z lekkim strachem w głosie.
W odpowiedzi Will uśmiechnął się i kiwnął głową. Twarz chłopca rozjaśnił uśmiech. Po chwili wyskoczył z auta , a Will ruszył z powrotem do Rehoboth Beach.
   Po 20 minutach wjechał w Ocean Dr. Jedną z najdroższych dzielnic mieszkalnych w całym hrabstwie Sussex. Przed nimi były tylko te przy Country Clubie i nad zalewem. Wiedział w którym mieszkała domu , był tu kiedyś, na dymówce organizowanej na koniec roku szkolnego przez Megan.
Zaparkował przy ostatnim zejściu na plaże. Nie miał odwagi zapukać do drzwi o tak późnej porze. Zszedł na plażę. Ziarenka piasku wpadały do jego butów. Szedł po płaskim wybrzeżu, jedna z fal obmyła jego buty , skrzywił się , kiedy poczuł wodę wchłaniającą sie w skarpetki. Co raz bardziej wątpił w swoją odwagę. A tym bardziej w pomysł. Nawet nie wiedział co zrobi , kiedy Sara spyta go „Co robisz pod moim domem o 21.30 ?”. Widział najgorsze scenariusze. Stanął pod piątym domem od początku alei. Cała góra była oświetlona. Nikogo nie było na parterze. Wyciągnął porysowany telefon z kieszeni i wyszukał numer Sary. Jednak w ostatniej chwili przycisnął czerwoną słuchawkę. Zacinał wargi w wąską linię , dłonie zaczęły mu się pocić ze zdenerwowania. Na telefonie pozostały mokre ślady palców. Przeczesał palcami swoją rudą czuprynę. Zaczął jeszcze raz nad wszystkim myśleć. Co powie ? O co się zapyta ? Oczywiście był łatwiejszy sposób teleportować sie najlepiej do jej pokoju , aby otrzymać efekt szoku. I od razu zacząć gadkę. „Wiesz jestem Willhelm Howe ,mam siostrę Barbarę. Jesteśmy całkiem normalną rodziną , prócz tego,ze potrafimy się teleportować , naszych rodziców zamordowali gdy miałem 8 lat , a od roku cos dziwnego dzieje się ze mną. Byłbym wdzięczny gdybyś mi powiedziała , co to, bo przecież byłaś na wyspie i cie szkolili , wiec powinnaś być specem w tej dziedzinie. A tak po za tym, co tam słychać u Felixa ?” Tak, ten plan zakładał dwie rzeczy. Pierwszą ,ze zostanie zdemaskowany i ściągnie na swoją rodzinę oddział Palladynów , a druga , że od razu dostanie kulkę. Tak to nie był najlepszy plan i nawet dziewięcioletni Johnach by mu to przyznał. Włożył telefon do kieszeni. I ruszył w stronę parkingu. Z mocnym przekonaniem ,ze na dzisiaj kończy z byciem Scherlokiem Holmsem Juniorem.

***

Stała owinięta ręcznikiem i przyglądała się odbiciu swoich pleców w lustrze. Zagryzła wargi. Blizny były na swoim miejscu , siniaki po Jaredzie goiły się na ramionach. Więc skąd dochodziło to irytujące swędzenie. Oglądała je po raz kolejny i dopiero teraz dostrzegła nie wielkie zgrubienie , pod prawą łopatką. Było dziwne sinawe , lekko napuchnięte, a pośrodku guzka był jakby ślad po igle. Ledwo dosięgnęła palcami nowej rany , a gdy ją delikatnie dotknęła , wyciekł z niej lekko niebieskawy płyn wymieszany z ropą. Umyła dłonie i włożyła piżamę. Nie wiedziała co mogło jej się stać. Nigdy nie miała czegoś takiego. Westchnęła z irytacją i opadła na łóżko. Cieszyła się , ze ten koszmarny dzień dobiega końca. Przy dzisiejszej kolacji panowała drętwa cisza. Czasami ktoś sie odezwał. Megan patrzyła na nią z niechęcią i złością , Alice z lękiem wymieszanym z obrzydzeniem , a wujostwo ze zwątpieniem i troską. Nie było za to Jareda i była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Pewno pocieszał swoja dziewczynę - pomyślała. Zastanawiała się jak będzie wyglądał jej jutrzejszy dzień. Co zrobi Ashley ? Jakie będą komentarze uczniów , choć to najmniej ją interesowało. Zmęczenie co raz bardziej ogarniało jej organizm. Po masowała swędzące miejsce i obróciła się na prawy bok. Spojrzała na zegarek 21.20.Cały czas myślała o Gryffinie , dyrektor powiedział , ze to właśnie on ją odciągnął od Ashley. A to oznacza , ze jutro będzie wysłuchiwała jego długich i nudnych komentarzy. Mimo ,ze nie chciała sie do tego przyznać , to jego postać wydała jej sie interesująca. Czuła do niego coś w rodzaju...sama nie wiedziała jak to określić. Irytował ją , grał jej na nerwach i był zbyt pewny siebie. Ale w jakiś sposób zwrócił na siebie jej uwagę i chyba mogła powiedzieć , ze odczuwa w stosunku do niego coś w rodzaju sympatii , choć to może było zbyt mocne słowo. Tolerancja wydaje się być tu bardziej na miejcu. Tak tolerowała go, to było chyba najlepsze określenie ich relacji.
Pamięta , ze jak poczuła ścisk na swoich barkach , to zaraz po tym zrobiło jej się ciemno przed oczami. Jakby straciła świadomość , na bardzo krótką chwilę , wręcz nie zauważalną. A może to była tylko jej wyobraźnia ? Teraz zaczęła odczuwać skutki spadku endorfin i wyczerpania zasobów adrenaliny we krwi i wszystkie tego skutki : senność , ból głowy, a także to co najgorsze powracały emocje. Ziewnęła i przeciągnęła się. Usłyszała drapanie psa w drzwi. Razem z nim zeszła na parter, i wypuściła go na plaże , wpuszczając chłodną bryzę do salonu. Objęła ramiona dłońmi i potarła je energicznie. Omiotła wzrokiem plażę , bez większego zainteresowania. Jednak jej wzrok zatrzymał sie na oddalającej się sylwetce. Zmarszczyła brwi , aby w tej samej chwili otworzyć szerzej oczy. Wbiegła szybko na piętro , do swojego pokoju. Chwilę mocowała się z drzwiami balkonowymi i wyskoczyła na taras. Spojrzała na oddalającą się sylwetkę chłopaka.
-Will ! Zaczekaj !- właśnie to chciała krzyknąć, za oddalającą sie postacią , jednak głos nie wydobył się z jej gardła. Spowodował tylko suchość , przez powietrze które wciągnęła. Zagryzła wargi , i podbiegła do biurka. Przewaliła wszystkie kartki na nim , aż w końcu dokopała sie do telefonu. Spojrzała na wyświetlacz , nie było od niego żadnej wiadomości. „Wiec co on tutaj robił ?” „Może tutaj mieszka ?” Bez skutku szukała odpowiedzi na te pytania. Napisała mu dzisiaj esemesa , ze nie spotka się z nim , ponieważ sytuacja się lekko skomplikowała. Więc czego tutaj szukał , oczywiście mogła powiedzieć ,ze wracał skądś plażą. Ale po za ostatnim domem w tej ulicy , dalej przy plaży nie było nic prócz rezerwatu. Nacisnęła zieloną słuchawkę ,ale jeszcze przed usłyszeniem sygnału, rozłączyła się. „Gdyby chciał z nia pogadać , przyszedłby do niej. A może i on zaczął się jej bać ?” Wróciła do pokoju , zamknęła drzwi i zagrzebała się w ciepłej kołdrze. Pozwalając zmęczonym powieką , w końcu się zamknąć.

***

Zaparkował przy krawężniku domu , ponieważ na jego podjeździe stał ogromny Jeep Commander. Zastanawiał się do kogo mógł należeć. Nie mieli zbyt dużo kasy ,a tym bardziej na taką furę. Dopiero po chwili go olśniło. Jeep mógł należeć tylko do jednej osoby ,która pewnie czeka na niego z hasłami „A nie mówiłem. Miałem rację. O boże jestem wszechwiedzący Gryffin” Zacisnął dłonie mocniej na kierownicy i zaczął rytmicznie uderzać głową w oparcie siedzenia. Stchórzył , po wielkiej brawurze nie zostało nic. Zwiał jak pies z pod kulonym ogonem. A teraz żałował. Przecież mógł do niej zadzwonić i spytać się czy wszystko w porządku. Jak sie czuje , po tym wszystkim ? Jaki dostała wyrok , czy w ogóle coś dostała ? Ale oczywiście wpadł na to dopiero teraz. Nie mogła go zlinczować , za zwykłą ciekawość. A gdyby miał farta to może zaczęła by cos opowiadać o sobie. A tak został z niczym. I jedyna rzeczą jaka czekała go dodatkowo tego wieczoru , to była nudna paplanina Gryffina. Wysiadł z auta i wszedł do domu. Zgasił światło na na ganku. I wbiegł na poddasze. Uchylił drzwi. Nie mylił się. Gryffin siedział na podwójnej kanapie , z nogami na niewielkim drewnianym stoliku i grał w wojenną grę na Xboxie. Podszedł do swojego łóżka na antresoli , która była na wysokości połowy ściany. Rzucił na nią plecak.
- I co jak tam twoja anielska dziewczynka z piekła rodem? Dalej zamierzasz się z nia umawiać ? - spytał Gryffin nawet nie patrząc na Willa , uśmiechając sie pod nosem - Dała ładny popis nie sądzisz, blondi będzie miała śliczną buźkę, przez jakiś czas.
- Daj już spokój. Po prostu powiedz to swoje ambitne „A nie mówiłem” i zajmij sie sobą.

Zaczął sciagać buty , koszulkę i spodnie. Wziął ręcznik i poszedł do łazienki. Gryffin spojrzał na niego badawczo ,ale nie powiedział nic więcej. Wziął szybki prysznic i wrócił do pokoju. Wskoczył na łóżko. Usłyszał dźwięk wyłączanej gry.
- To nie jest tak ,ze ja się cieszę z twojej porażki - zaczął Gryffin lekko psychologicznym tonem. Spojrzenie Willa mówiło dobitnie „Przestań zmyślać” - No dobra. Ale to miało swoje dobre strony , przejrzałeś na oczy, wróciłeś na swoją ścieżkę , więc mogę spać spokojnie.
Will spojrzał na niego pewnie i lekko pytającym spojrzeniem.
- Nie byłbym taki pewny na twoim miejscu, Gryffin. Moze blondi ją sprowokowała. Skąd wiesz od czego sie to zaczęło?
Gryffin spojrzał na niego unosząc brwi w górę ,wyrażając tym swoje niedowierzanie.
- Nie , tylko mi nie mów , ze właśnie od niej wracasz , bo Cię zabiję. To, to była ta twoja ważna sprawa w środku nocy ?
- Skąd masz ta pewność , ze właśnie u niej byłem ?
- Bo cie znam idioto. Czy ty sobie nie zdajesz sprawy z powagi sytuacji. Z tego jakie ryzyko niesie znajomość z nią , dla nas , dla małego Johnach. Czy naprawdę chcesz poświecić rodzinę dla niej ?
- Tak zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego z nia nie rozmawiałem. Wycofałem sie w ostatniej chwili.
- Dobrze wiedzieć , ze zachowujesz jeszcze choć trochę rozsądek.
- Uspokoiłeś już się ?! - spytał Will z irytacją.
- Nie , nie jestem spokojny. I wiedz jedno , zabije ją nie dla zemsty , czy przyjemności. Ale dla tego , ze wtedy odzyskam spokój i świadomość tego , ze wszyscy jesteście bezpieczni. I jeżeli jest to jedyny sposób , żebyś trzymał sie od niej z daleka , to jestem gotów ją za to poświecić.
- Powodzenia - powiedział Will z sarkazmem - Tylko mam jedno pytanie. Co jeżeli , ty ją zabijesz ,a okaże się , ze to TA dziewczyna ?
- Jeżeli byłaby jedną z Niewidzialnych, to nie zabiłaby E.V. Oni nie zabijają swoich- powiedział Gryffin zmęczonym i lekko zirytowanym tonem, opadając na swoje łóżko.
- A co jeżeli E.V ich zdradziła , nie była jedną z nich.- Spojrzał buntowniczo w stronę Gryffina , jednak nie powiedział tego na głos. Sam nie wiedział dlaczego ufał Sarze, ale czuł, ze musi

***


Jak co rano, dźwięk piosenki , rozniósł się po pokoju. Tym razem jednak na oślep, wyłączyła przycisk na budziku i włożyła głowę pod poduszkę. Ból w głowie pulsował , jakby ktoś uderzał ją młoteczkiem w kolano. Suchość w gardle, stawała sie co raz bardziej uporczywa z każdym oddechem. Przełknęła ślinę , co spowodowało lekki ból w gardle. Przewróciła sie na drugi bok , z nadzieja, ze jeszcze zaśnie i tak też się stało.
- Znalazłem ją. Jest w jakimś hotelu w Hong Kongu. Jest przeszklony , ma złote napisy nad wejściem. Hol jest wyłożony białym marmurem , czerwienią i złotem. Jest na trzecim piętrze , w pokoju 418. Uważaj nie jest sama. Towarzyszy jej jakiś chłopak. Nie znam go. Około 1,80 wzrostu , brunet , nie widzę go dobrze, stoi tyłem. Jesteś tego pewna ? Tego , ze to ona ?
- Tak. I ty też jesteś. Inaczej byś mi nie pomagał Felix.- chłopak westchnął przeciągle.
- Po prostu , nie mogę w to uwierzyć, jest jedną z nas.
- Była. Jeżeli mi nie ufasz mogę się wycofać , oddam ci wszystko co im ukradałam : karty badań, dokumenty, ich plany i odejdę. Jednak wiem co widziałam i z kim się przyjaźniłam.
- Wiem , nie wątpię w to i jeszcze jedno, uważaj na siebie.
- Jak zawsze - dziewczyna uśmiechnęła sie do niego ciepło.
- Ten chłopak , nie wiem , po której jest stronie , ale na pewno nie jest zwykłym cywilem.
- Dzięki – Sara podeszła do bruneta i uścisnęła go – za wszystko.
Skoczyła znalazła sie na jednej z ruchliwszych ulic w centrum Hong Kongu. Podeszła do informacji turystycznej i zaczęła przeglądać wszystkie hotele w mieście , zaczynając od tych najbardziej ekskluzywnych. Jej cel znajdował się w trzecim z wymienionych. Przyjrzała się cyfrowemu obrazowi i skoczyła. Znalazła się w ekskluzywnym wnętrzu , wypełnionym chińczykami ubranymi w garnitury i eleganckie suknie. Podeszła do windy. Przycisnęła przycisk z trójką. Po nie całych sześciu sekundach znalazła sie na wybranym piętrze. Dzwonek windy rozniósł się po opustoszałym holu. Wyciągnęła z kurtki broń. Jednak w tej samej chwili , usłyszała wystrzał. Kula pędziła wprost na jej serce...
- Hej. Wstawaj bo zaśpisz do szkoły.
Nie przytomnym wzrokiem spojrzała na jeszcze lekko rozmazaną twarz ciotki.
- Tak już idę - ziewnęła przeciągle.
Ból nadal nie ustąpił, a w dodatku stał się bardziej impulsywny. Jedyne co się zmieniło to to , ze jej podświadomość , odpowiadająca za sen , zmieniła repertuar. Niestety na gorszy. „Nie ma to jak śnić , o tym jak zamordowało się własną przyjaciółkę” - pomyślała. Nie miała ani siły brać kąpieli , ani się ubierać. Nic jej się nie chciało. Po wczorajszym zapale nic nie zostało. A tak jak przewidywała , negatywne emocje zżerały ja od środka , jak szkodniki rośliny. Nie ma to jak z mani popadać w depresję. To tak jakby miała chorobę dwubiegunową. Obróciła się na plecy i podniosła do pozycji siedzącej. Przetarła dłonią , kropelki potu spływające po jej twarzy. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 7.00. Co raz bardziej zastanawiała się nad wagarami. Jednak niestety w Ameryce to nie była taka prosta sprawa , od razu dzwoniliby do ciotki. A wystarczająco mieli już przez nią problemów.
    Przemyła twarz zimną wodą , umyła zęby i ubrała się w czarne spodnie i bluzkę w tym samym kolorze. Zeszła na dół słyszała jak wszyscy rozmawiają w kuchni , po cichu przeszła do drzwi i wyszła na zewnątrz. Usiadła na schodach i zaczęła wiązać buty. Lekcje zaczynała o 8.00 , miała jeszcze około 45 minut na zajście do placówki. Wyszła na ulicę i kierowała się w stronę Lewes. Nie wyobrażała sobie , jak mogłaby dzisiaj jechać z kimkolwiek z ich do szkoły. Jared był chłopakiem Ashley , a dziewczyny się z nią przyjaźniły. Nie chciała tez jeść dzisiaj z nimi śniadania , bo miała już dość krępującej ciszy i nie dopowiedzeń. Dlatego postanowiła , ze będzie chodzić pieszo.
   Szła poboczem. „Widocznie amerykanie nie są przystosowani do robienia długo dystansowych chodników”- pomyślała , patrząc na setki mijanych ją aut. Cieszyła sie ,ze za dwa tygodnie będzie miała swoje egzaminy na prawo jazdy, potem zatrudni sie do jakiejś knajpy i zarobi sobie na tanie auto. Co raz bardziej żałowała , ze tutaj przyjechała. Wiedziała ,ze może dojść kiedyś do sytuacji , kiedy coś wywinie, ale na pewno nie liczyła , ze stanie się to tak szybko.”I to w dodatku dziewczyny , która mówi obsługa samochodu , zamiast prowadzenie „ Gdy tylko o tym pomyślała zachciało jej się śmiać , nie z powodu tego co zrobiła , ale z inteligencji Ashley. Gdy dzisiaj zaczęła myśleć nad tym racjonalnie, to stwierdziła , ze Ashley nie do końca ją sprowokowała. Po prostu potrzebowała sie wyżyć , a ona była pod ręką. W dodatku była też wściekła na Alice i Meg , ze opowiedziały całą jej historię , o oficjalnym wypadku samochodowym jej mamy , a jak było na prawdę wie tylko Sara. „A ze blondyna była pierwsza pod ręką , to i oberwała za nich wszystkich” Na samą tą myśl zacisnęła dłonie w pieści. Przystanęła , wzięła dwa głębokie wdechy i zaczęła iść dalej. Czuła sie paskudnie i beznadziejnie. Nienawidziła wszystkiego co mijała. Całego tego świata. I może dlatego właśnie przez to przyśniła jej się E.V. Bo ona kojarzyła jej się ze wszystkimi uczuciami , które teraz ją dopadły : wstyd , ból , rozczarowanie , gorycz , nienawiść, lęk , troska , żal , strach , poczucie winy. E.V , ta niezwykła pewna siebie brunetka , o przeszywających jasno zielonych oczach. Dziewczyna , która po nią przyszła i zabrała na wyspę , uczyła ją , pokazywała jak ma panować nad sobą. Jak używając nakłaniania. I jak zabijać. Czuła , ze jest dla niej jak siostra. Siostra , która zostawiła ją bez opieki , upozorowała własną śmierć , po to aby robić rzeczy okropniejsze niż te które zlecał im TWDSP. Zdradziła wszystkich , po to aby zwyciężyła chora obsesja jej brata.
    Usłyszała głośne trąbienie za swoimi plecami. Odwróciła się na poboczu stał stary chevrolet Camaro. Przymrużyła oczy i spojrzała na kierowcę. Chłopak nieśmiało pomachał do niej. Mimo wszystkiego co czuła uśmiechnęła się delikatnie. Choć sprawiło jej to więcej trudu , niż przebiegnięcie maratonu. Podeszła do auta. Chłopak otworzył drzwi od strony pasażera.
- Może cię podrzucić - spytał. Jednak ona wyczuła głęboko ukrytą nutę strachu i niepewności.
- Jasne. Dzięki.
Usiadła na miejscu pasażera i zapięła pas , który zaciął się z sześć razy, podczas wykonywania całej tej czynności. Nie wiedziała czy jest to wynik starości auta , czy może jej własnych nerwów. Will o dziwo nie miał nic do powiedzenia. Jak dotąd, znała go od tej jego bardziej gadatliwej strony. Jechał znacznie wolniej , niż Jared czy Meg. Miała wrażenie , ze świadomie przeciągał ich podróż.
- Blado wyglądasz – odezwał sie dopiero po pięciu minutach odkąd z nim jechała.
- Wiem. Źle spałam. Masz tutaj lusterko ?
- Tak – chłopak wskazał na otwieraną osłonkę przeciwsłoneczną.
- Dzięki.
Otworzyła osłonę. W środku było ubrudzone lusterko, które przetarła rękawem bluzy i zdjęcie ślicznej rudowłosej dziewczyny.
- Mogę sie założyć , ze to twoja dziewczyna i z dumą masz ją na Facebooku , z do piską w związku z...
- Prawie. To moja siostra , starsza o trzy lata.
- Śliczna.
Dopiero teraz dostrzegła , ze mają identyczne plecione z zielonego materiału bransoletki.
- Bliźniacze bransoletki.
- Tak. Zrobiliśmy je kiedyś z siostrą.
- Po co ?
Zamiast odpowiedzieć chłopak poruszył się niespokojnie. Wiedziała , ze kryje sie z tym jakaś historia , ale nie chciała go zmuszać do zwierzeń. Dlatego zmieniła temat.
- Czy mi sie wydawało , czy byłeś wczoraj u mnie pod domem ?
Nie wiedziała dlaczego , ale chłopak zesztywniał na te słowa , a jego blada cera wydała się jeszcze bledsza.
- Ja... Nie raczej nie... - zaczął sie dziwnie jąkać.
- Spokojnie , przecież cię za to nie pobije , limit juz na ten miesiąc jest już wyczerpany.
Siliła się na swobodny lekki ton , jednak całe to zdanie było przesycone sarkazmem i goryczą. I żałowała , ze w ogóle wsiadła do jego samochodu. Zauważyła , ze żałuje dzisiaj wielu rzeczy. Usłyszała głośne westchniecie Willa.
- No i jak to sie potoczyło ? Ta cała sprawa. Właśnie po to chciałem wczoraj do ciebie podejść jak wracałem z pracy , żeby sie spytać co i jak ?
- Dzięki , to miłe z twojej strony.
Wiedziała , ze chłopak oczekuje konkretnych informacji , ale ona nie była w stanie mu ich udzielać. Nie w tej chwili. Jeżeli ma o tym mówić swobodnie jak o wydarzeniu z przeszłości , musi znacznie bardziej ochłonąć. Dlatego wolała zmienić temat.
- Pracujesz ? - było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Tak.
- Gdzie ?
- Jako kelner na pól etatu , w takiej meksykańskiej knajpie na wybrzeżu przy promenadzie.
- Fajnie przydałaby mi się jakaś praca.- chłopak popatrzył na nią z lekkim niedowierzaniem , jakby przed chwilą powiedziała mu , ze przyleciała z kosmosu.
- Dlaczego tak patrzysz ? – spytała.
- Po prostu , nie wydaje mi się , żebyś potrzebo....
- Bo co, bo mieszkam z bogatym wujostwem w wielkiej willi , którzy mogą sobie szyć kołdry z dolarów.
- Nie nie o to chodzi...
- To o co ?!
- O nic, po prostu ty ciągle mnie zaskakujesz.
- To źle.
- Nie raczej... sam nie wiem jak to określić. Jesteś bardziej sobą , niż kimkolwiek innym.
Spojrzała w jego stronę , nie bardzo rozumiejąc , jego ostatnie zdanie. Kimkolwiek innym , a kim innym mogłabym być – myślała.
- Jak myślisz , jak znosi to Ashley ?
- Martwisz się o nią ?!- spytał zaskoczony.
- Nie, ale zastanawiam się co mnie czeka.
- Pamiętasz co ci opowiadałem w pierwszym dniu szkoły , o elitach- dziewczyna uśmiechnęła się lekko , doskonale znając już odpowiedź – czeka cie terror. Czyli witaj w piekle , zwanym szkołą.
- Dzięki Willhelm , naprawdę podbudowałeś mnie na ten nowy dzień.
Oboje wybuchnęli śmiechem i nawet w przypadku Sary było to jak najbardziej szczere.

    Tak jak zapowiedział jej Will. Jej nowy dzień w szkole zaczął się od ładnego napisu „Dziwka” na drzwiczkach od jej szafki. Nie przejęła sie tym zbytnio , a nawet stwierdziła , ze może pobawić sie w te klocki. Dlatego gdy szła na matematykę , specjalnie śledziła Ashley , żeby zobaczyć gdzie ona ma swoją. Znajdowała sie blisko sali gdzie Sara miała pierwszą lekcję. Dlatego poczekała , aż zadzwoni dzwonek i korytarz opustoszeje. Gdy została na nim sama. Podeszła do szafki blondynki i napisała markerem , starannie pogrubiając każda literkę „ Niestety , nigdy nię będę tak dobra DZIWKĄ , jaką ty jesteś „ Pod spodem dopisała „P.S Każdy kto przespał się z Ashley , niech pozostawi po sobie ślad w postaci podpisu , lub zwykłej kreski. Dla uhonorowania najlepszej „obciagary” w ostatnim stuleciu „ Spojrzała na swoje dzieło uśmiechając się triumfalnie. Może było to głupie i dziecinne , ale sprawiało jej to frajdę. Może czarny marker , nie był tak efektowny , jak czerwony spray na szafce Sary , jednak robił równie dobre wrażenie , no i objętościowo nie zajęła więcej miejsca na drzwiach jej szafki , niż ona na jej. Przy czym Sara , jako osoba chodząca na zajęcia z rozszerzonej literatury, musiała sformułować znacznie dłuższą wypowiedź. Potem poszła do dyrektora , po jej dzienniczek prac społecznych i godziny , o których miała pojawiać się od jutra w podstawówce w Rehoboth Beach.
    Poranna depresja co raz bardziej ją opuszczała i wszystkie wydarzenia odchodziły razem z nią. Z uśmiechem na ustach siedziała na schodach , które były oddalone od szafki blondynki o kilka metrów , jednak wciąż miała na nią dobry widok. Gdy zadzwonił dzwonek , uczniowie wychodzili z klas i większość z nich spoglądała ze znudzeniem na szafki, jednak gdy tylko przeczytali co na niej pisze, przystawali otwierając szerzej oczy. Jedni robili zdjęcia telefonami , kilku chłopaków nawet dopisało cos na drzwiach , ku zdziwieniu Sary nawet jedna dziewczyna , coś tam napisała. Ze schodów odeszła dopiero , gdy zobaczyła tak bardzo wyczekiwaną minę blondynki.
    Do zajęć z wychowania fizycznego , wszystko toczyło się normalnie. No może nie do końca. Ludzie obgadywali ja nie szczędząc przy tym wszelkiego rodzaju przymiotników , a nawet starali się mówić na tyle głośno , aby Sara przypadkiem nie usłyszała , żadnej z tych wypowiedzi. Na przerwie podbiegła do niej jakaś dziewczyna , z aparatem na zębach i pogratulowała jej odwagi. Inna za to pokręciła głową i powiedziała , ze nie mogła sobie wybrać gorszego wroga. Jednak mimo tego wszystkiego nie bała się konsekwencji. Przecież , z każdego ciosu zadanego przez blondynkę, da radę się wybronić. No przynajmniej jeszcze wtedy tak myślała.
    Beznadziejne jednak było to , ze przez ostatnie pięć godzin , w ogóle nie zamieniła słowa z Willem , nie żeby bardzo za nim tęskniła , ale była to jedyna osoba z którą rozmawiała. Sprawcą ich separacji był nikt inny jak Gryffin. Robił dzisiaj wszytko po to aby trzymać Willa z dala od Sary. Dlatego nie siedzieli razem na żadnym przedmiocie. Była pewna , że nawet poderżnął by sobie gardło tylko po to , aby Will nie odezwał się do brunetki , ale co raz bardziej miała wrażenie , ze jest gotowy zrobić to właśnie jej. Jest gotowy ją zabić ,a ona nie wiedziała dlaczego. Wymienili miedzy sobą pare esemesów na lekcji i umówili się , ze spotkają sie po jego pracy na promenadzie. Przecież Gryffin , nie może mu zabronić pracować. Z drugiej strony , Gryffin wyglądał dzisiaj w jej oczach bardziej znajomo niż kiedykolwiek. Szczególnie gdy obserwowała go jak siedział do niej tyłem, dwie ławki przed nią. I wciąż nie mogła sobie przypomnieć , gdzie widziała juz podobną postać. Jednak najgorsze było dopiero przed nią.
    Wychowanie fizyczne miała na ostatnich godzinach lekcyjnych i cieszyła sie , ze już koniec. Ashley miała na sobie większą ilość pudru , niż kiedykolwiek. Miała ochotę założyć sie z kimś o grubość warstwy. Stawiała na pięć centymetrów. Jednak przez całe 50 minut lekcji nie opuszczało jej wrażenie , ze coś jest nie tak. I nie była to wcale jej paranoja. Ashley nie zwracała na nią uwagi , jak i większość dziewczyn , co przecież wcześniej w ogóle nie było możliwe. Traktowały ją jak powietrze. Czuła się jakby obserwowała tafle morza , przed burzą. Gdy trenerka zadzwoniła gwizdkiem , oznaczało to , ze mogą udać się do szatni. Wyjęła ręcznik ze swojej szafki i udała się pod prysznic. Namydliła się i szybko spłukała z siebie pot , powstały podczas gry w siatkówkę. Włożyła majtki i szczelnie owinęła sie ręcznikiem, a swoje włosy opuściła na plecy , aby zasłonić blizny. Weszła z powrotem do szatni , ale było już za późno aby jakkolwiek zareagować. Jakaś dziewczyna znana jako Nathalie , pokazywała Sary stanik do kamerki w iPhonie , którego w ręku trzymała jej własna kuzynka Meg , która głupio się przy tym uśmiechała.
- A tak wygadają polskie dziwki na emigracji – zanim zdążyła zareagować .
Ashley , która stała przy drzwiach pociągnęła , za wiązanie ręcznika , który opadł na podłogę. Ukazując jej nagie ciało. Meg zrobiła dziwną minę, jednak popatrzyła w stronę Ashley i przybliżyła zoom w kamerce. Sara zasłoniła piersi dłońmi , a w jej oczach stanęły łzy. Szybko odwróciła się i uciekła w stronę jej szafki , w której nie było jej ciuchów. Wybiegła z szatni odprowadzona głośnym śmiechem dziewczyn i jakimiś zdaniami wypowiedzianymi przez Ashley , który nie rozumiała. Wyciągnęła z kosza na brudne stroje sportowe , jakiś t-shirt z logiem szkoły i niebieskie spodenki. Po jej policzkach spływały łzy. Czuła się jak śmieć. Tak jak wtedy gdy ją przesłuchiwali , kiedy zerwali z niej ubranie ,kiedy krzykiem tworzyli rany na jej plecach , śmiejąc się przy tym i kiedy on dotykał swoimi szorstkim dłońmi jej ciała...pozostawiają palący w psychice ból , silniejszy niż ten , który stworzył jej blizny. Teraz czuła się tak samo. Obnażona , skrzywdzona, upokorzona ...
Nie mogąc znosić tego miejsca , wybiegła ze szkoły pozwalając , aby łzy zalały jej policzki , kapiąc na brudną koszulkę. Biegła ile sił w nogach , jednak gdy tylko znalazła się na drodze prowadzącej do Rehoboth Beach , wbiegła głębiej do lasu rezerwatu upadając na suchy piasek, i pozwalając zawładnąć jej ciałem, wszystkim uczuciom i emocjom, które w potokach łez znaczyły drogę jej cierpienia...

7 komentarzy:

  1. No to w końcu jestem pierwsza :)
    Szokuje mnie to jakie dziewczyny potrafią być wredne i mściwe... rzadko jakaś w porządku się znajdzie, ale bywa... Współczuje Sarze, bo to co wyprawiły tamte dziewczyny to po prostu jakiś koszmar... a wspominając to co przeszła, to to ośmieszenie zadziałało ze zdwojoną siłą....

    OdpowiedzUsuń
  2. No czeeeść! Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że coś dodałaś! No i to nie byle jakie coś, bo trochę czytania jest. Najbardziej podobał mi się początek, kiedy całkiem dobrze opisywałaś uczucia Sary - nieźle się w to wczułaś. Coraz bardziej zaczynam lubi Willa - uroczy rudzielec, no xD. Zauważyłam też poprawę w kwestii interpunkcji - coraz mniej przypadkowych przecinków, świetnie ;). Ciekawie wymyśliłaś z tym, co te dziewczyny zrobiły Sarze - skojarzyło mi się z jednym filmem, który notabene bardzo lubię.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle akcja się rozkręca ... Hmmm ...
    Mi się podoba !
    Ta scena z kamerą .... Brrrr... !
    Na serio wredne są te "laski" ...
    Jestem niezmiernie ciekawa co będzie dalej !!!
    Ja chcę więcej !! xDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział !!! :) Sara jest genialna, podziwiam ją za wytrwałość. Za to Ashley.... szmata... Ja na miejscu Sary bym ją zabiła.
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam na beliving.blog.onet.pl
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezus Maria. Ta szkoła jest patologiczna jakaś! Jak dyrektor może pozwalać na to, żeby jego własna córka tak terroryzowała innych uczniów? Przegięła Ashley! Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach tak się Sara odegra, że Ashley się odechce kogokolwiek poniżać! Wyrwałabym jej kłaki najchętniej :/

    Błędy? Wiesz coś tam zauważyłam, ale zdecydowanie mniej niż było w poprzednich rozdziałach :) I tylko takie pojedyncze zwroty spróbuję przytoczyć. Np dopisek, a nie do pisek, coraz, a nie co raz... Rozłączasz niektóre słowa, które trzeba pisać razem.
    A i interpunkcja lepsza. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym rozłączaniem słów to jest tak, że podczas publikacji notek na onecie, ten wspaniały serwer łączył lub rozdzielał słowa i gdy kopiowałam tydzień temu, bloga na blogspot, to nie miałam już czasu tego poprawiać, więc skopiowało się z błędami, obiecuję, że jak będę miała więcej czasu to zabiorę się za poprawianie wszystkich notek ;)

      Usuń
    2. A nie , nie ;d To już inna sytuacja ;d Więc przestanę poprawiać hehe xd

      Usuń