Dedykacja: Anche
Uchyliłam
lekko powieki. Oślepiło mnie jasne światło, wpadające przez okna. Przeciągnęłam sie. Byłam nadal ubrana w jeansy i tą samą
koszulkę. Spojrzałam na elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej
7.00 rano. Super , po prostu super. Przespałam wczorajszą kolację.
Wygrzebałam sie z ogromnego łóżka i podeszłam do mojej szafy.
Wyciągnęłam z niej moja kosmetyczkę. Przeszłam do niewielkiej łazienki
na planie wąskiego prostokąta. Jej ściany były wyłożone na przemian
poziomymi pasami kremowymi i pomarańczowymi . Blaty były z beżowego
marmuru , tak jak wielkie kafle na podłodze. Pod umywalką była szafka w
pomarańczowym odcieniu. Otworzyłam ją , było tam kilka półek i wąski
niewielki kosz na bieliznę. Na ostatniej półeczce były wyskładane białe
ręczniki. Wzięłam jeden i podeszłam do prysznica ze szklana kabiną,
znajdującego się po prawej stronie. Zrzuciłam z siebie ciuchy, uważając
na plecy. Zdjęłam opatrunek i weszłam pod prysznic. Przez chwilę
zastanawiałam się, jak obsługuje się panel prysznicowy , jakby nie można
było używać normalnych kranów. Na tym przeklętym urządzeniu było tylko
jedno pokrętło , kilka guzików i monitorek nie wiele większy niż w
iPhonach. Zaczęłam kręcić tą gałką ,ale cholerstwo nawet sie nie
włączyło. Dopiero po chwili odkryłam , ze je po prostu się wciska.
Jednak woda nadal nie zaczęła lecieć. Przyjrzałam się tym guzikom na
każdym było narysowane coś innego. Rozejrzałam się po kabinie. Jeden
kabel prysznicowy był normalny z słuchawką i wsiał przy tym kremowym
badziewiu , nad moja głową przy suficie był zawieszony długi panel z
setką dziur , z których jak sie domyślam ma lecieć woda. Poirytowana
przycisnęłam pierwszy lepszy guzik. Nagle silny strumień gorącej wody
zaczął spływać z góry, odskoczyłam z piskiem. Jezu ja chce sie wykąpać ,
jakbym chciała bicze wodne to przejechałabym sie do aquaparku. Walnęłam
dłonią w duży przycisk , który odskoczył , a woda automatycznie
przestała lecieć. Dobra , przecież to nie może być tak skomplikowane.
Wcisnęłam włącznik jeszcze raz i zaczęłam analizę przycisków. Obok
monitorka były jakieś strzałki. Przycisnęłam dolną, temperatura zaczęła
sie zmniejszać , ustawiłam ja na 24 stopnie. Ostatni raz przyjrzałam się
rysunkom. Dotyczyły funkcji. Wcisnęłam ten wydający mi się najbardziej
normalnym. W tej samej sekundzie letnia woda zaczęła spływać z górnego
panelu. Oblewając moje ciało i przynosząc oczekiwane ukojenie. Blizny
zapiekły mnie w pierwszej chwili , ale zdążyłam sie już do tego
przyzwyczajać.
Wyszłam z powrotem na kafle , które o dziwno były z nawierzchnia antypoślizgową. Owinęłam się w ręcznik. Złożyłam swoje brudne ciuchy i wrzuciłam je do kosza. Wyciągnęłam z szafy poszarpane dżinsy, w sumie moje ostatnie i biały t-shirt z czarnym nadrukiem skrzydeł z przodu i napisem Rock'n'Roll pomiędzy nimi. Rozczesałam włosy, niestety nie miałam żadnej suszarki. Umyłam zęby , nałożyłam krem matujący i przejechałam delikatnie czarną kredka wokół oczu. Ostatni raz przeczesałam wilgotne włosy palcami. Podeszłam do okien balkonowych i otworzyłam je na oścież. Uderzył mnie zapach jodu , oceanu i soli morskiej. Wyszłam na balkon , oparłam dłonie o barierki , zamknęłam oczy wdychając tą cudowną woń. Spojrzałam przed siebie. Z parteru doszły mnie dziewczęce śmiechy. A więc już wstali. Odetchnęłam głośno i wyszłam na korytarz. Skręciłam w lewo , podeszłam do barierek przy wielkim oknie i spojrzałam w dół. Wszyscy krzątali się po jadalni. Ciocia i Alice nakrywały do stołu. Meg rozmawiała z wujkiem. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Sprawiali naprawdę zgraną grupę, obym niczego nie popsuła. Nagle poczułam dziwne mrowienie i jakby przepływ impulsu.
Wyszłam z powrotem na kafle , które o dziwno były z nawierzchnia antypoślizgową. Owinęłam się w ręcznik. Złożyłam swoje brudne ciuchy i wrzuciłam je do kosza. Wyciągnęłam z szafy poszarpane dżinsy, w sumie moje ostatnie i biały t-shirt z czarnym nadrukiem skrzydeł z przodu i napisem Rock'n'Roll pomiędzy nimi. Rozczesałam włosy, niestety nie miałam żadnej suszarki. Umyłam zęby , nałożyłam krem matujący i przejechałam delikatnie czarną kredka wokół oczu. Ostatni raz przeczesałam wilgotne włosy palcami. Podeszłam do okien balkonowych i otworzyłam je na oścież. Uderzył mnie zapach jodu , oceanu i soli morskiej. Wyszłam na balkon , oparłam dłonie o barierki , zamknęłam oczy wdychając tą cudowną woń. Spojrzałam przed siebie. Z parteru doszły mnie dziewczęce śmiechy. A więc już wstali. Odetchnęłam głośno i wyszłam na korytarz. Skręciłam w lewo , podeszłam do barierek przy wielkim oknie i spojrzałam w dół. Wszyscy krzątali się po jadalni. Ciocia i Alice nakrywały do stołu. Meg rozmawiała z wujkiem. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Sprawiali naprawdę zgraną grupę, obym niczego nie popsuła. Nagle poczułam dziwne mrowienie i jakby przepływ impulsu.
-Nie ładnie tak podgadać.
Uśmiechnęłam
się do chłopaka stojącego na przeciwko. Miałam wrażenie, ze pojawił sie
znikąd nie słyszałam jego kroków. Miał wysportowaną sylwetkę , bardzo umięśnione ręce i nogi. Brązowe włosy do ramion i
niebieskie wręcz szare oczy.
-Wyrosłeś trochę od ziemi.
Jared prychnął pod nosem.
-Szmat czasu sie nie widzieliśmy , z resztą nie sądziłem , ze w ogóle sie zjawisz.
Zamierzasz zejść dzisiaj na śniadanie , czy wystawisz nas tak jak
wczoraj ?
-Przepraszam, zasnęłam.
-To
nie mnie powinnaś przepraszać - odwrócił się na pięcie, podszedł do
schodów i zbiegł na dół. Poszłam za nim lekko zszokowana jego zachowaniem.
Podeszłam do stołu przy którym, pomału wszyscy się gromadzili.
-Sara-
odwróciłam sie w stronę blondynki , machającej mi na powitanie. Miała
długie lekko falowane włosy po Elizabeth jednak kolor po ojcu , tak jak
jego piwne oczy. Była bardzo wysoka i miała wymiary modelki. Mogę sie
założyć , ze jest cheerleaderką szkolnej drużyny.-Jak się miewasz?
-Dobrze. Dzięki.
-A jak pierwsza noc w nowym miejscu ?
-Dobrze , ale byłam tak zmęczona , ze nawet nie poczułam zmiany otoczenia.
-Domyślam sie, po tak długiej podróży nic dziwnego. Tańczysz , albo jesteś gimnastyczką?
-Umiem salto i szpagat , ale nic więcej.
Meg zaświeciły sie oczy.
-Och
to wspaniale. Wiesz szukamy nowych dziewczyn do drużyny, na wymianie
tych co odeszły z klas maturalnych. W sumie w poniedziałek są
przesłuchania to naprawdę fajny sport , wiesz to nie tylko kibicowanie ,
ale od maja są zawsze zawody cheerleaders. W zeszłym roku miałyśmy
mistrz...
-Blondi daj spokój przecież
ona sie nie nadaje. Spójrz jak ona wygląda , nie chciałbym jej oglądać
podczas meczu , jakby zaczęła tańczyć trybuny by opustoszały.
-Jared !- obie dziewczyny krzyknęły równoczesne.-Przeproś natychmiast- wybuchnęła czerwona od złości Meg.
-O widzisz teraz nawet twoja twarz ma kolor jej włosów.
Chłopak wrednie się uśmiechnął i patrzył na mnie ze złością. Co ja mu zrobiłam.
-Ej
nie przeginaj kretynie , ona jest bardzo ładna. A ty myślisz , ze skoro
wyglądem przypominasz Jareda Leto , masz spojrzenie na które lecą
wszystkie laski i gadkę dzięki której, obciągają ci po pierwszych pięciu
minutach znajomości, to masz prawo oceniać innych. A tak naprawdę jesteś
zwykłym debilem i nikim innym.
- Uważaj bo nadymasz się jak balon.
Alice rzuciła się z pięściami na Jareda , powstrzymałam ja w ostatniej chwili.
-Daj spokój- próbowałam przekrzyknąć jej falę wulgaryzmów skierowaną do bruneta.
-Widzisz
ona sie ze mna zgadza.-wskazał na mnie palcem i uśmiechnął się wrednie.
Boże gdybym miała teraz broń przy sobie byłby martwy. Na jego szczęście
jest ukryta w szafie.
-Co tu się
dzieje?- silny męski głos rozniósł się po pomieszczeniu. Wujek Henry
przyszedł z sali telewizyjnej i patrzył na nas surowo i wyczekująco.
-Jared
ma znowu problemy ze swoim wewnętrznym Ja.-powiedziała spokojnym tonem ,
jednak przez zaciśnięte zęby Meg. Wnioskując z jej zachowania to nie
był jego pierwszy raz.
-Tak Raczej jego debilizm wzniósł sie na wyższy poziom.
-Alice-
wujek spojrzał z lekkim rozbawieniem na ziejącą z wściekłości
brunetkę -No co to prawda z wiekiem mu się pogarsza.- Po chwili jednak
spoważniał.
-Jared , a co ty nam powiesz ?
-Wyzwał Sarę -pisnęła z wściekłością Alice.
-Czy to prawda ?- wujek spojrzał na mnie uważnie.
-Lekko się posprzeczaliśmy -powiedziałam zakłopotana.
Henry przeniósł wzrok na mojego kuzyna.
-No młody człowieku , chyba powinieneś przeprosić.
-Nie
nie sądzę , nie powiedziałem nic obraźliwego stwierdziłem tylko fakty
,a skoro one uważają to za cos strasznego to ich sprawa. Tak wiec ja
przepraszać nie będę. Dziękuję również za niedzielne śniadanie , którego
z wami nie spożyję.
Odwrócił się na pięcie. Podszedł do stołu i chwycił jedną z kanapek.
-Jared ! Natychmiast wracaj !
Chłopak
pomachał dłonią , nawet sie nie odwracając. Wziął swoja skórzaną kurtkę
z kanapy i chwilę później trzasnęły drzwi wejściowe.
-Saro , tak bardzo cię przepraszam. On ma tak czasami.
Ciocia Elizabeth podbiegła do mnie.
-Czemu wy usprawiedliwiacie tego idiotę- Warknęła brunetka i usiadła na jednym z krzeseł przy stole.
-Alice uważaj na słownictwo.
-Jemu to wolno..
-Alice skończmy to juz dzisiaj.
Brunetka
prychnęła zakładając loki za ucho , które i tak powróciły na swoje
miejsce. Uśmiechnęłam się , wiem że, chciała wyglądać groźnie , jednak w
jej wykonaniu wyglądało to raczej komicznie.
-Po prostu przechodzi teraz trudny okres.
-Tak napięcie przed debilowe i po debilowe.
-Alice przestań.
-Po
prostu on nie lubi zmian- od stołu dobiegło nas głośne prychniecie.
Ciocia spojrzała na nią wymownie- Ale w końcu przywyknie.
-Chyba nie ma wyjścia- powiedziała Megi siadając obok Alice.
-Jedzmy już- wujek wskazał gestem stół.
Mimo
jego wielkości wszyscy siedzieli zwarci obok siebie. Co chwilę ktoś
podawał jakieś półmiski z jedzeniem. Z kuchni dobiegł nas dźwięk stopera
od piekarnika. Ciocia wstała i przyniosła jakieś mięso zapiekane z
serem i jajkami. Oczywiście zaczęła ode mnie.
-Nie ja dziękuję- zakryłam talerz dłonią.
-Ale
to jest zapiekanka z bekonu , nie ma nic lepszego, na pewno czegoś
takiego jeszcze nie jadłaś.-O dziwo odezwała się Meg , a ja myślałam ,
ze jest z tych co przeliczają każdą kalorię.
-Nie nie o to chodzi , ja po prostu jestem wegetarianką.
-Ojej to czemu nic nie powiedziałaś. Przygotowałabym ci coś na ciepło.
-Ciociu tu jest tyle pyszności , poradzę sobie.
-Ale niedzielne śniadanie bez ciepłego dania.
-Ja
naprawdę sobie poradzę.- Na dowód moich słów nałożyłam sobie dużą ilość
sałatki złożonej z pomidorów , sałaty lodowej, oliwek i zalałam dużą
ilością jednego z sosów. Do tego wzięłam pieczywo czosnkowe. Ciocia
głośno westchnęła i zaczęła nakładać dziewczynom. Mimowolnie uśmiech
pojawił się na mojej twarzy. Ta sama nadopiekuńczość co u mojej mamy , z
resztą babcia też taka była. To chyba dziedziczne w naszej rodzinie.
-No
jak zawsze najwięcej dla mnie- Henry potarł ręce w zabawnym geście i
powiedział to z taką miną , ze wszyscy wybuchnęłyśmy śmiechem.-Eli
mówiła , ze chcesz jutro już iść do szkoły, wiec przyniosłem ci papiery z
Cape Henelopen.
-Tak chciałabym już zacząć.
-Z
nieba mi spadłaś , jakby te pannice rwały sie tak do szkoły to byłbym
najszczęśliwszym ojcem na świecie. Na pewno jeszcze nie chcesz zostać w
domu. Przystosować się , poduczyć języka. Choć słyszę , ze idzie ci to
bardzo dobrze.
-Dzięki , ale nie zmienię zdania. Z resztą jesteś lekarzem i na pewno wiesz , ze praktyka czyni mistrza.
-Zgadzam sie z tobą w zupełności.
Zjedliśmy
śniadanie w zwyczajnej atmosferze. Wujek sypał żartami jak z rękawa nie
spodziewałam się , ze z niego taki żartowniś. Dziewczyny poopowiadały
trochę o szkole i miasteczku. Po posiłku zaczęłyśmy sprzątać stół i
nosić brudne naczynia do kuchni. Była ogromna, drewniane meble , wyspa ,
dwuskrzydłowa lodówka dwa piecyki , blat z elektrycznymi palnikami. Tak
zdecydowanie nie narzekają na brak kasy. Wróciłam do swojego pokoju.
Podeszłam do mojego biurka, na niewielkiej półeczce pod biurkiem z
chromowanego szkła , stało urządzenie wielofunkcyjne, brakowało mi
laptopa. Tego co miałam w Berlinie zostawiłam Taskhiemu , bo stwierdził ,
ze nie nadaje się już do użytku , za często czyściłam z niego wszystkie
dane i przeżył zbyt dużo ekstremalnych sytuacji. Może i miał rację w
sumie znał się na informatyce lepiej niż ja. Co nie zmieniało faktu , że
jest mi teraz bardzo potrzebny , a nie mogę użyć tego w domu , bo zbyt
wiele osób z niego korzystało. Westchnęłam z irytacją i obróciłam się na
krześle. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Po chwili pojawiła się w
nich Alice.
-Gotowa ?
-Na co ?- spojrzałam na nią zdezorientowana.
-Niedziela , Kościół. Hello. No chyba , ze jesteś ateistką.
Odchyliłam
lekko głowę i spojrzałam w sufit. W sumie mogłabym powiedzieć ,że nie
praktykuję od jakiegoś czasu , bądź nadal zgrywać pokrzywdzoną, jechać z
nimi i mieć łatwiejsze życie. Obróciłam sie ponownie wokół własnej osi.
-No juz schodzę.
Wstałam
z krzesła i wyciągnęłam moja skórzaną kurtkę z szafy. Zarzuciłam ja na
plecy i wsunęłam nogi w glany, mocno zasznurowując je przy kostkach.
Przejechałam wzrokiem po podłodze , zaalarmowana dźwiękiem tupania.
Alice uderzała prawą nogą o drewnianą podłogę, przeniosłam wzrok na całą
jej sylwetkę. Stała podpierając ręce o biodra , a jej zielone oczy
wpatrywały się we mnie z irytacją.
-No juz idziemy, coś taka niecierpliwa.
-Chyba , nie zamierzasz tak iść.
-A dlaczego nie ?
-Idziemy do kościoła , a nie na pogo do Underground Garage.
Podbiegła
do mojej szafy i otworzyła usta ze zdziwienia. Zareagowałam w ostatniej
chwili. W dwóch susach doskoczyłam do niej. Zanim jej ręka zaczęła
przesuwać się po moich koszulkach.
-Nie możesz grzebać mi w szafie , to moja prywatna część. Może byś to uszanowała.
Spojrzałam na mnie i przekrzywiła lekko głowę.
-Nie rozpakowałaś sie do końca.
-Nie to są moje wszystkie rzeczy.
-Wow
, chcesz powiedzieć , ze to są wszystkie twoje ciuchy. Zaledwie jedna
pólka t-shirtów. Szuflada bielizny, czarny sweter wiszący na wieszaku ,
bluza i spodnie.
Wzruszyłam ramionami.
-Tyle mi wystarcza.
Alice spojrzała na mnie wzrokiem pytającym , z jakiej planety przybyłam.
-Nie patrz tak na mnie , dla mnie liczy się tylko Rock'n'Roll.
-To nie znaczy , ze musisz chodzić jak fleja.
Spojrzałam na nią wilkiem.
-Nie przeginaj.-podeszłam i zaczęłam ją czochrać.
-Dobra , dobra. Zejdź do garażu.
Wyszła
trzaskając drzwiami. Spojrzałam czy pudełko jest na miejscu.
Wyciągnęłam z niego moje ostatnie 2000 dolarów , w końcu muszę za cos
kupić laptopa. Zbiegłam po schodach , otworzyłam drzwi po prawej stronie
, zbiegłam po kilku stopniach i znalazłam się wewnątrz garażu na trzy
samochody. Stał tam czarny terenowy Mercedes i Chevrolet, ktoś zatrąbił z
wnętrza tego drugiego. Wsiadłam na tylne siedzenie.
-Nawet do kościoła jeździcie na kilka samochodów ?- spytałam z lekką ironią.
-Nie
tylko dzisiaj. Ali sypnęła cię , ze nie masz w czym chodzić, więc zaraz
po kościele jedziemy do Tanger Outlets. To takie centrum handlowe.
Spojrzałam z wściekłością na brunetkę, kulącą sie na miejscu pasażera.
-Oj no nie złość się będzie fajnie.
Z
irytacją zapięłam pas, który w tym samym momencie odskoczył i musiałam
powtórzyć tą czynność. Jedyne czego nienawidziłam zaraz po Palladynach ,
to zakupów w centrach handlowych.
***
Obudziłem
się w dziwnej pozycji na kanapie. Ubrany w te same lekko przepocone
ciuchy. Ścigany leżał skuty i nieprzytomny na podłodze obok moich
zgrzewek z napojami. Mocno kopnąłem go w bok ciała. Lekko uchylił
powieki i jęknął ,ale za chwile znowu stracił przytomność. Próbował mnie
wczoraj schywtać w Kongo , jednak ja byłem szybszy. Przeszedłem do
pomieszczenia zasłoniętego ciemną zasłoną. Mojej prowizorycznej sypialni
od 10 lat. Spojrzałem na ściany, wsiały na nich obrazy z Ikea , które
kupiła E.V dla ożywienia wnętrza tak samo jak fotel i dużą lampkę dającą
delikatne swiatło , które sprawia , ze ten pokój jest znacznie
przytulniejszy. Nie włączałem jej ani razu odkąd odeszła. Od tej pory
bywam w tym pokoju bardzo rzadko. Śpię we wszystkich
miejscach w gawrze tylko nie tutaj. Zbyt dużo wspomnień. Zrzuciłem z siebie
ubrania i w samych bokserkach, przeszedłem do łazienki. Zasunąłem lekko
przetartą zasłonkę , która urywała sie na niektórych plastikowych
kółkach. Gorąca woda zaczęła spływać po moim kręgosłupie. Boiler zaczął
cicho brzęczeć. Przejechałem dłonią po mokrych włosach. Czułem , ze
nienawiść do brunetki stawała sie coraz bardziej moją chorą obsesją.
Przestawałem myśleć racjonalnie. Ten facet zaskoczył mnie wczoraj w
Kongo , ledwo się wybroniłem. To nigdy wcześniej mi sie nie zdarzało.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem, nawet wtedy gdy zabili mi
rodziców. Może dlatego ,ze miałem zaledwie 8lat ,a moje dzieciństwo
szybko sie skończyło i bardziej zależało mi na przetrwaniu niż na
zemście. Teraz miałem 20 lat, a oni odebrali mi wszystko. Zawsze to
robią i tylko nam , tej drugiej strony nigdy nic nie spotyka ich
rodziców nie mordują, a zapewniają bezpieczeństwo. Czym my sie od nich
różnimy. Niczym. Bo co oni mają dodatkowo wiecej zdolności i dlatego są
bardziej przydatni ,a nas wybija się jak psów. Nigdy nie rozumiałem tego
podziału. Zawsze każdemu Ściganemu , bądź Palladynowi zadaje to samo
pytanie. Dlaczego tylko my? Dlaczego nie możemy żyć wolni , kochać ,
mieć rodziny ? Dlaczego tylko my cierpimy? Ile jeszcze trzeba przelać
krwi dla naszej wolności ? Ilu z nich muszę zabić ,aby ukoić swój własny
ból ? Ale 65 będzie cierpiała najbardziej z nich wszystkich, zadam jej
ból, jakiego jeszcze nigdy nie czuła. Schwytam ją , jej kumpla i kilku
jeszcze innych Ściganych i zabije ich na jej oczach ,aby przez chwile
poczuła jak traci się wszystko, na końcu strzelę jej prosto w serce ,
tak samo jak ona zabiła E.V. Uderzyłem otwartą dłonią w betonową ścianę.
Dlaczego odebrała mi jedyny sens w moim życiu, po którym zostało mi
kilka wspomnień , parę chwil podczas których czułem sie naprawdę
szczęśliwy od wielu , wielu lat. Zimna woda zaczęła spływać po moim
ciele. Zakręciłem oba kurki z wodą i założyłem czarne ubrania , jak
zawsze z resztą. Moje ramiona odbiły się w lustrze , pokrywały je
kilkanaście małych, świeżych blizn , reszta już dawno się
zagoiła, ale jedna z nich była dla mnie najgorsza , biała, głęboko
utkwiona w skórze , która ciężko się goiła , zadana przez 65 bądź Sarę
bo tak chyba ma naprawdę na imię. Nie interesowało mnie to zbytnio. Dla
mnie zawsze będzie tylko pustym numerem. Cholernie nienawidziłem tej
blizny , z jednej strony chciałem aby się już zagoiła ,z drugiej aby już
zawsze tam pozostała. Przypominała mi o mojej klęsce i bezradności , to
jak nie potrafiłem jej obronić. Obronić kogoś, kogo naprawdę kochałem.
Przeszedłem do mojej kuchni, do której skręcałem nowe meble. Zrobiłem
sobie kanapki z masłem orzechowym. Wziąłem talerz do tego jedną pepsi i
rozsiadłem się na obrotowym, czarnym fotelu przed moimi monitorami.
Kliknąłem na zdjęcia wszystkich na których poluję. System zaczął
skanowanie. Lubiłem ten rządowy program. Wystarczy jedna fota , a on
przeszukuje wszystkie kamery : uliczne, we wnętrzach , instytucjach , a
jak poznajduje to czego chce to drukuje zdjęcia z miejscem , datą i
godziną. Spojrzałem na ekran na osobnym stoliku. Najlepsze urządzenie
Palladynów, jakie kiedykolwiek wymyślili , nigdy nie rozumiałem tych
popapranych cywili bez zdolności, trzymających z Wydziałem, właściwie to
oni nimi przewodzili. Tym bardziej tego nie kumam , jak takie silne
istotki dają soba pomiatać zwykłym ludziom. Urządzenie to pokazywało
zmiany energii w poszczególnych miejscach. Kiedy się teleportujemy
wytwarzamy bardzo silne i specyficzne pole magnetyczne , które jest
wyczuwalne przez nas , jeżeli jesteśmy w pobliżu i antenki z wielo
kilometrowym zasięgiem , które to urządzenie monitoruje , ale w sumie
się nie dziwie ,ze maja takie bajery skoro praktykują na nas od 500 lat.
Dojadłem swoje śniadanie i podszedłem do Ściganego , tropiciel sprytny
choć łatwy cel. Chwyciłem jego ciało i skoczyłem. Stanąłem z nim nad
urwiskiem.
-Jakieś ostatnie życzenie ?- chłopak zaczął coś mamrotać.-Co , coś mówisz. Oj chyba jednak nie.
Wyciągnąłem
składany nóż z tylnej kieszeni moich czarnych jeansów, przyłożyłem mu
go do szyi i przejechałem po skórze ostrzem- Żegnaj przyjacielu-
Zrzuciłem go z urwiska do Atlantyku. Przysiadłem na jego skraju i
patrzyłem jak tworzy się czerwona plama na tafli oceanu , po chwili
zaczęły zbliżać się rekiny.
-Bon
Apetit.-szepnąłem i skoczyłem do najbliższego kubańskiego miasteczka, bo
dlaczego nie skorzystać z okazji , skoro juz wpadłem na wyspę.
***
Wróciłyśmy
późnym popołudniem. Słońce zniżało sie coraz bardziej na horyzoncie.
Zmęczona i znudzona opadłam na łóżko. Mój majątek powiększył się o kilka
par butów , koszulek, spodni , kurtki i kartę kredytową , którą po
kościele wcisnęli mi Henry i Elizabeth nie słuchając w zupełności moich
protestów. Mój pies zaczął gryźć zielona reklamówkę z 7 Eleven.
-Tak
dla ciebie też cos mam.-Przyklęknęłam obok niego i podrapałam żółtą
kulkę za uchem. Wyciągnęłam z reklamówki podwójną miseczkę i karmę. Pies
zawarczał zabawnie na widok zakupów.-Chodź. Zeszłam po schodach na
parter , zaświeciłam światło w kuchni.-Zobacz tutaj będziesz miał swoje
miejsce.-Położyłam srebrną miskę na podłodze, obok wielkiego okna
wychodzącego na taras. Do jednej komory nalałam mu wodę niegazowana , a
do drugiej nasypałam karmy. Spojrzałam przed siebie Alice siedziała na
długim leżaku na tarasie , a wokół niej walało się kilka papierów , jak
sie domyślam praca domowa. Brunetka pomachała mi. Uśmiechnęłam się do
niej. Wróciłam na górę. Wypakowałam i prze selekcjonowałam wszystkie
zakupione ciuchy. Na szczęście w większości były czarne. Zachowałam sie w
sklepie jak duży bachor i w końcu stanęło na moim. Najjaśniejsze rzeczy
jakie dzisiaj kupiłam to niebieskie przetarte jeansy , dwie białe
koszulki i szary sweter. Na koniec to co najfajniejsze. Z papierowej
torby z Apple Store wyciągnęłam nowego laptopa , którego kupiłam kiedy
dziewczyny znikły mi z widoku , żeby uniknąć kłócenia sie o pieniądze i o
to kto płaci. Z ukrytego pudełka wyciągnęłam kilka płyt , a z kolejnej
reklamówki różne rodzaje papierów. Zainstalowałam wszystkie potrzebne mi
programy i zamknęłam laptopa. Ponownie zbiegłam na parter , obok sali
telewizyjnej były jeszcze jedne rozsuwane drzwi. Zapukałam delikatnie.
-Wejdź Saro.
-Skąd wiedziałaś , ze to ja.-uśmiechnęłam sie do niego ciepło.
-Bo tylko ty w tym domu pukasz. Co cie do mnie sprowadza ?
-Te papiery do szkoły.
-A no tak.
Wujek wstał z ciemnego fotela i zaczął przeszukiwać swoje biurko pomiędzy teczkami i kartkami.
-Może ja wrócę za kilka minut.
-Nie
nie wygłupiaj się , ja tak zawsze. Niestety muszę przynosić pracę do
domu. To wszystko to karty pacjentów z mojego oddziału. Muszę wszystko
sprawdzać , sumować , potrącać z ubezpieczenia. Taka praca dyrektora. O
mam.
Wyciągnął szarą teczkę z logo szkoły i podał mi ją. Zawahałam sie i spojrzałam na niego.
-Mam jeszcze jedną sprawę do ciebie.
-Jaką ? Siadaj -wskazał mi miejsce na fotelu , obok biurka.
-Właściwie to do ciebie i cioci.
Zaczęły pocić mi się dłonie. Nie chciałam używać na nich swoich zdolnosci ,ale moze nie będę miała wyjścia.
-Eli ! Chodź tutaj na chwileczkę.
Po chwili rozniosły się szybkie kroki w holu.
-Co się stało ?- ciocia stanęłam w drzwiach w fartuchu i ze ścierką.
-Twoja siostrzenica ma do nas sprawę.
-O ! A stało sie coś ? Jeżeli chodzi o szkołę ,albo o Jareda.
-Nie
nie o to.-westchnęłam głośno- Chciałabym pożyczyć wasze nazwisko.
Chociaż na czas mieszkania tutaj. Moje bardzo trudno sie wymawia , bo
jest polskie. Po co ludzie mają sobie łamać język na samym początku. W
sumie to swoje stare zostawię oczywiście po prostu w rejestrze będą
dwa , co wy na to ? Oczywiście nie chcę aby to was jakoś zobowiązywało ,
wydaje mi sie ,ze tak po prostu będzie łatwiej , zaraz po przeprowadzce
wrócę do starego.
Miałam strasznie
spocone dłonie i czułam ,ze sie czerwienię. Spojrzałam na ciocie , potem
na wujka. Na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka.
-Oczywiście
nie musicie sie zgadzać...-Henry przerwał mi gestem dłoni. I uśmiechnął
się łagodnie. Spojrzał na swoją żonę , która kiwnęła głową.
-Nie ma problemu- otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Poważnie- na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Tak.
Nawet rozmawialiśmy o tym dzisiaj. Sami chcieliśmy ci to zaproponować
,ale dopiero jak sie zaaklimatyzujesz. Nie chcieliśmy Cię przerażać.
-Dziękuję- pisnełam i rzuciłam się na szyję wujkowi ,a potem dałam całusa w policzek cioci.-Jesteście wspaniali.
-Nie przesadzaj , to niewielka przysługa.
Przycisnęłam teczkę do piersi i wybiegłam z pokoju.
-Saro.
-Tak-
odwróciłam się z przyklejonym uśmiechem na twarzy.-Możesz juz wpisać
nasze nazwisko w arkuszu zgłoszeniowym. Pojadę jutro z tobą , to bez
problemu załatwię to i wyjaśnię z dyrektorem.
-Dzięki-
pomachałam im i wbiegłam na górę. Rzuciłam teczkę na biurko.
Wydrukowałam świadectwo polskie , nowe dokumenty adopcyjne , stare
usunął Taskhi , zanim zostały wydrukowane. Schowałam wszystko do szarej
teczki. Wypełniłam arkusz , posługując się nowymi danymi.
-Puk , puk. W drzwiach pojawiła sie postać Alice. Podskoczyłam na krześle i odruchowo zamknęłam laptopa.
-Naucz się pukać -powiedziałam na wydechu.
-Oj
tam. Przecież nic złego nie robisz. No chyba , ze jesteś hakerem i
okradasz ludzi.-wystrzeżyła białe z zęby. Oj dziewczyno gdybyś wiedziała
jakie ja rzeczy robię , kradzież to przy tym pikuś.
-Mam coś dla ciebie.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej reklamówkę. Rzuciłam w stronę Alice.
-Przymierz.
Dziewczyna zajrzała do środka i wyciągnęła białe zwiniątko. Na twarzy brunetki pojawił się uśmiech.
-Dziękuję , podbiegła do mnie i mnie uścisnęła. Jest śliczna.
-Nie ma za co , dobra ja idę się kąpać i spać jutro pierwszy dzień szkoły.
-A może potrzebujesz pomocy z...
-Nie dzięki. Poradzę sobie.
Delikatnie wypchnęłam brunetkę na korytarz.
-Czyżbyś mnie wyrzucała- zrobiła chytrą minę.
-A zebyś wiedziała ,mam gorącego faceta pod łóżkiem wiec rozumiesz będę zajęta.-powiedziałam konspiracyjnym głosem.
-Haha bardzo zabawne i tak cie jutro zbudzę.
Zamknęłam
za nią drzwi i przekręciłam zamek w gałce. Opadłam na łóżko. Moje
aktorstwo jest co raz lepsze , potrafię oszukać wszystkich. Nawet
najbliższych. Wszystkie moje dzisiejsze uśmiechy, wypowiedziane zdania ,
gesty. Nie wiem ile było w nich radości , prawdziwości , a ile fałszu ,
sztuczności potrzeby przetrwania , która jest jedynym uczuciem jakie
jeszcze posiadam. Tylko strach steruje moim życiem , kieruje mną po
wszystkich nie przetartych szlakch. Zebrałam się z łóżka i poszłam wziąć
kąpiel. Ile jeszcze będę uciekać przed samą sobą? Ile jeszcze podejmę
prób normalności ? Nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania , bo one po
prostu nie istnieją. Strach przed NIMI , jest jedyną rzeczą , która
mnie tu przywiodła.
O, odstałam dedykację. Nie mam pojęcia za co, ale dziękuję bardzo ;*. Rozdział podobał mi się, był długi, napracowałaś się przy nim, to widać. Trochę sztuczne wydały mi się reakcje Jareda, ale jeśli nad nim trochę popracujesz to możesz uzyskać postać o naprawdę mocnym charakterze, więc co do niego jestem na tak. Ciekawi mnie też ta E.V oraz to, że Griffin chce dopaść Sarę. Nie zmarnuj tego wątku, bo ma siedzi w nim duży potencjał. Ogólnie rozdział dobry, było trochę niedociągnięć, ale je można poprawić. Przy okazji, prosiłabym cię, abyś naprawdę poważnie zastanowiła się nad załatwianiem sobie porządnej bety, bo dużo tracisz na błędach zarówno logicznych, składniowych, ortograficznych i interpunkcyjnych, a tak być nie musi ;). Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę ;*.
OdpowiedzUsuńNo no no... Mi się podoba... Śmiać mi się chciało z tego chłopaka.. Ma w swoim domu nieprzytomnego faceta, ale ze smakiem wcina chleb z masłem orzechowym.. Coś nie przypadł mi do gustu... Jared z resztą też.. Ale pewnie coś będzie się z nim działo ;D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, juz nie moge sie doczekac nastepnego ...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, juz nie moge sie doczekac nastepnego ;))Ciekawe jak szybko Gryffin znajdzie Sare.Coz mam nadzieje ze szybko sie przekonamy. Zycze duzo weny i czasu na pisanie.
Hmm... Mniemam, że chłopak , który się wypowiadał w pierwszej osobie to Gryffin, so... lubię go, aczkolwiek mógł oszczędzić tego chłopaka haha xd No ale cóż... Tak już jest. Nie ma co się wstrzymywać :P
OdpowiedzUsuńImię Alice strasznie mi przywodzi na myśl "Zmierzch" ( tak, wiem... wtf? zupełnie inna opowieść... ale tak już mam hiah xd
Na błędy nie patrzyłam, albo ich po prostu nie było :)
Jeśli znajdę jeszcze dzisiaj czas, to na pewno coś przeczytam. A teraz zapraszam Cię do mnie na pierwszy rozdział :)
http://nowa-historia-o-wampirach.blogspot.com/